sobota, 15 października 2016

miał być trzeci maraton czyli relacja z tygodni przygotowczych

Nie będzie krótko, bo zamierzam podobnie jak przed maratońskim debiutem podzielić się szczegółowo tym, jak okres przygotowawczy przebiegał. W zasadzie potrzebne jest to głównie dla mnie, aby śledzić postępy i wyciągać z nich odpowiednie wnioski. O tym, jak wyglądały tygodnie przez maratonem w Toruniu w 2013 roku można poczytać w relacji, która jest pod linkiem TU, a o samym uśmiechniętym maratonie TU. O biegowych zmaganiach przed Maratonem Kampinoskim w 2016 roku, który w połowie września jednak odpuściłam, poniżej.

15 tygodni do startu
Jestem po urlopie, bardziej wyleżana niż wybiegana. Powrót do aktywności zaczynam startem w biegu na orientację pod Wyszkowem, gdzie marszobiegiem przemierzam trasę od punktu do punktu. Zajmuje mi to ponad trzy godziny. Dzień po decyduję się na krótki rower, ale zamknięty mostek na Jeziorce wydłuża czas i dystans. Jestem po zbyt aktywnym weekendzie padnięta. 
Podsumowanie tygodnia: 16,5 km biegania, 38,5 km na rowerze.

14 tygodni do startu
Najbliższe dwa tygodnie to czas, gdy nie mam auta, zatem przesiadam się na rower. Przejazd dwa razy w tygodniu na Ursynów załatwia sporą dawkę pracy dla nóg. Nie jestem jeszcze przyzwyczajona do takich obciążeń. Po powrocie drzemkuję, choć rzadko potrzebuję tego w ciągu dnia.

Dni rowerowe (wtorek i czwartek) przeplatam bieganiem. W środę załatwianie sprawunków biegiem i tętno, jakie potrafię mieć w czasie półmaratonu! Dobrze nie jest... W piątek test w terenie, na wydmie w Falenicy. Staram sie przebiec okrążenie, wiem, że jak to się uda, to zaplanowany na za tydzień start w Złotym Półmaratonie w Lądku będzie miał sens. Udaje się dwukrotnie obiec wydmę, więc z uśmiechem od ucha do ucha wracam tam jeszcze w niedzielę i robię wybieganie, pokonując trasę czterokrotnie.
Podsumowanie tygodnia: 31,5 km biegania, 95 km na rowerze.

13 tygodni do startu
Dni poprzedzające wyjazd do Lądka, nijak nie pozwalają pobiegać. Udaje się za to rowerować, poćwiczyć z trx'em i to na półmaraton musi wystarczyć...

Złoty Półmaraton przebiegam w 3:03:04 (tu relacja), choć ustalam jeszcze przed startem sama ze sobą, że każdy czas przy przewyższeniu 1000 metrów poniżej 3,5 godziny będzie dobry. Tętno utrzymuję między 172-186 uderzeń na minutę i w zasadzie tylko na stromych podejściach idę.

Nie ma to, jak zaprzyjaźnieni kibice na mecie. Dzięki, Wero!
Forma wyjściowa do maratonu nie jest katastroficzna, ale aby zrobić życiówkę jest nad czym pracować.

Dzień po starcie w Lądku wycieczka na Trojak. Pewnie gwarancja tego, że zakwasy pojawią się dopiero po powrocie do domu.
Podsumowanie tygodnia: 25 km biegania (w tym start w zawodach 20,5 km), 30 minut z trx oraz 56,2 km na rowerze.

12 tygodni do startu
Ostatni tydzień lipca przebiega pod hasłem REGENERACJA, jednak nie jest to leniuchowanie, ale aktywne spędzanie czasu. Bolą jeszcze czwórki po górskiej połówce w Lądku, pomaga im rozbieganie we wtorek. W środę w planie była siła biegowa (skipy i wieloskoki), ale organizm wybrał drzemkę i się temu poddałam. W czwartek i niedzielę cross, a w sobotę sprawdzian na płaskiej piątce w ramach Parkrun w Parku Skaryszewskim. Szaleństwa nie ma. Czas z mety: 28:40.

Rozmyślając o swoich planach startowych, zupełnie przypadkiem wchodzę na stronę organizatora i... na liście startowej z przerażeniem widzę tylko 12 miejsc na maraton! Nie ma innej opcji, jak zapisać się i opłacić. Natentychmiast! Spekulowanie, że jeszcze zobaczę jak będą przebiegać przygotowania i zdążę z wpisem na listę niniejszym się skończyły. Dostałam przydziałowy numer: 82.

Sobotnie wypadki ułatwiają wybór miejsca na wybieganie, na które wyznaczam część trasy maratonu w Kampinosie. Nic to, że zapominam zegarka treningowego, oswajanie z lasem rozpoczęte. Start w Palmirach, potem czerwonym szlakiem w kierunku Karczmiska i Wierszy, gdzie skręcałam do Zaborowa żółtym i dalej do Karczmiska szlakiem zielonym. Wyszło 14 km. Obiegałam trasę od PK2 do PK3/5 i do PK6, czyli odcinki od 9 km do 16,5 km oraz od 27 do 34 km maratonu.

Trasa maratonu, schemat ze strony organizatora zawodów

Wrażenie, że to nie będzie płaski maraton wrażeniem już nie jest. To fakt. Pomijając Ćwiekową Górę (wzniesienie tuż przy cmentarzu w Palmirach), która jest spora sama w sobie, w kilku miejscach na czerwonym szlaku są podbiegi, to samo zresztą na żółtym. Zielony szlak był najbardziej łaskawy, ale płasko też tam nie jest. Obawiam się, że na pozostałej części trasy jest podobnie.

fot. Elżbieta Bakusia

Podsumowanie tygodnia: 38 km biegania (w tym start w zawodach 5 km), zero roweru.
Do maratonu 76 dni.

11 tygodni do startu
Rytm treningowy złapany, widzę to nie tylko po ilości prania, ale również apetycie i chęci do spania.
Lipiec przepracowany dobrze, po aktywnościach widać cezurę urlopową. W sierpniu budujemy bazę.

Lipiec: 88 km przebiegnięte i 191,5 km przejechane na rowerze
Mimo gorącego okresu w pracy i domu, biegam przynajmniej trzy razy w tygodniu, a do tego dokładam ogólnorozwojówkę. Treningi skonsultowała mi Patrycja z Życia na przełaj.

W tym tygodniu za mną dwuminutówki i ciąg czterokilometrowy oraz wybieganie w lesie w średnim tempie 6:46 min/km. Założyłam sobie, aby ostatnie półgodziny biec raźnie i się udało!

Sobota w południe, a las tylko dla mnie!
Podsumowanie tygodnia: 32 km biegania, jedna ogólnorozwojówka, zero roweru.
Do maratonu 69 dni.

10 tygodni do startu
Nadszedł tydzień lenia, może nawet nie lenia, ale działo się i biegania wyszło mniej i nie tak jak miało być... W poniedziałek wyszłam biegać dwuminutówki zaraz po obiedzie, zatem zielona i bliska wyrzygu wróciłam do domu po piątce. W środę skorzystałam zaproszenia na I Bieg Kanałem Żeranskim i treningowo zrobiłam dyszkę w 59:41. Reszty kilometrażu dobiegałam w ramach wybiegania.

Podsumowanie tygodnia: 30 km biegania, jeden terning ogólnorozwojowy, zero roweru.
Do maratonu 62 dni.

9 tygodni do startu
Tydzień z rodzaju trudnych. Niby biegałam, ale bolał gruszkowaty. Na spięcia (moim zdaniem) bardziej pomogła ogólnorozwojówka niż rozciąganie. Nabyłam piłeczkę do ping-ponga i roluję sobie stopy. Strzałem w dzisiątkę było też zabranie ze sklepu do domu taśmy, bo rozciąga dwójki i łydki jak trzeba. Bolączki mięśniowe to rezultat kilometrażu, aby się nie pogorszyło, bo niedzielne wybieganie bardzo przyzwoite i po też bez spięć.

Treningowo biegałam ciąg (piątkę po 6:01 min/km) oraz czterysetki, kóre wyszły od 2'16" do 2'00". Wybieganie po trasie Blankenese Heldenlauf (mimo, że trudne, bo pod górę) szło. Kryzys był w okolicach 6-7 kilometra, ale to raczej z nudów niż z niemocy. Wybiegania wolę biegać w towarzystwie, zdecydowanie.
Suunto pokazuje mi wzrost wydolności tlenowej w ciągu dwóch tygodni od 36 do 40.
Podsumowanie tygodnia: 36 km biegania, jeden trening ogólnorozwojowy, zero roweru.
Do maratonu 55 dni.

8 tygodni do startu
Żarty się chyba skończyły, bo po zabawie biegowej w poniedziałek, przyszedł moment na "szarpnięcie". No, nie powiem, bo w środę trening kończyłam marszem, a ostatni kilometr się nie kończył. Miałam dość, chciałam do domu, zastanawiałam się po co mi to... W czwartek noga na lekkim rozruchu podawała i samopoczucie po bieganiu było mega. Taki biegowy standard.

Miłe złego początki, bo jak dostałam do piecyka na treningowym półmaratonie crossowym, to można poczytać sobie tutaj. Chęć do zbliżenia się do tempa maratońskiego spęzła na niczym, średnie tempo 6:30 min/km, a w zamyśle było chociaż po 6:15-6:10 polecieć... Pewnie winna temu pogoda, tak czy inaczej wiem, jak jest i pracy sporo przede mną. Oglądam magiczne tabele Danielsa, o których w pigułce można poczytać na Arek biega, Blog tu. Z wartości VDOT 33 chciałabym wskoczyć w październiku na poziom 35... Niby na płaskim maratonie mam życiówkę już teraz... ale trasa w Kampinosie płaska nie jest, trzeba mieć zapas... Dobrze wróży, że tempówki i interwały biegam we wskazanych tempach, jeszcze tylko wytrzymałości złapać... Dobra, mniej myśleć, więcej biegać!
Podsumowanie tygodnia: 51 km biegania, jedna ogólnorozwojówka, zero roweru.
Do maratonu 48 dni.

7 tygodni do startu
Tydzień REGENERACJI głównie. Półmaraton dał popalić i ciału i psyche.
Dwa treningi godne uwagi - bieg progresywny, bo nie sądziłam, że będę w stanie przyspieszać, oraz zakładka, tj. rower (45 min z testem na 5 km), a zaraz potem bieganie (30 minut), które wyszło mocno, bo w tempie 5:50 min/km. Zadowolonam, że po rowerze noga się kręciła. To dobry znak przed duathlonem. Słabo wyszedł test rowerowy. 5 kilometrów 20 lipca pojechałam w 10'28", a dziś w 10'56". Wiało, to fakt... no i cały miesiąc nie jeździłam, to też fakt.
Podsumowanie tygodnia: 33 km biegania, dwa treningi ogólnorozwojowe, 16,5 km rowerem.
Do maratonu 41 dni.

6 tygodni do startu
Tydzień rozpoczęty wyciaczką rowerową - 57 km, w piątek kolejne 18 km, ale z szybkimi piątkami. Biegowo powtórzony bieg progresywny, było BNO na Gocławiu i wybieganie. Zauważam, że wybiegania zaczynam robić poniżej 7 min/km. To cieszy.
Podsumowanie tygodnia: 28 km biegania, 75 km na rowerze.
Do maratonu 34 dni.

5 tygodni do startu
Jestem w gazie. W poniedziałek sala, we wtorek trzy crossowe pętle w Łazienkach, w środę rower dwa razy po 23 km, w czwartek krótki, ale szybki trenig, bo trzysetki, a w piątek wybieganie. W niedzielę start w duathlonie w Makowie Mazowieckim. Wyniki bez poprawy. Kolejny, półmaraton w Hamburgu nie pokazał progresu treningowego również. Zaczynam rozmyślać, czy postawiony cel maratoński jest realny...
Podsumowanie tygodnia: 45 km biegania, jeden trening ogólnorozwojowy, jedna wizyta u fizjo, 68 km na rowerze.
Do maratonu 27 dni.

4 tygodnie do startu
Tydzień poprzedzający start w Półmaratonie Noteckim. Biegania było sporo - najpierw Łazienki ciemną nocą, to w ramach siły, potem było luźne bieganie z Avą, a na dwa dni przed startem 8km i seteczki.
Puszcza Notecka zachwyciła mnie swoim urokiem, jednak wynik oscylujący wokół hamburskiego (oficjalny czas 2:17) nie zadowolił mnie wcale. Jak na możliwości i tętno, to ruszałam się jak mucha w smole.


Podsumowanie tygodnia: 47 km biegania, jeden trening ogólnorozwojowy, zero roweru.
Do maratonu 20 dni.

3 tygodnie do startu, który nie nastąpi
Odpowiedź na moje "dziwne" dyspozycje ostatnich tygodni dały badania kontrolne krwi. Brak witaminy B12 powodował zmęczenie, osłabienie i mega pocenie. Przestałam się wysypiać, mimo że spałam długo. Zwalałam to na karb treningów, a także gorącego wrześniowego lata, a to pokłosie rezygnacji z mięsa, które we wrześniu początkowo odstawiłam (dziewięć dni jaglanego detosku bez mięsa, glutenu i nabiału), a potem nie miałam apetytu na włączenie go do codziennego jedzenia. Przestało mi ono smakować. Wyniki poleciały, a suplementacja zanim zadziała, to chwilę potrwa.

Decyzja o zmianie dystansu, choć tliła się już kilka tygodni, została przypieczętowana. Biegnięcie 42 kilometrów w tym stanie to nie jest dobry pomysł. Nawet gdyby wyniki polepszyły się do 15. października, to moje obecne osiągi maratońskie dałyby rezultat w postaci blisko pięciogodzinnego dreptania po lesie. Tego chcę zarówno ciału, jak i psyche oszczędzić.

O tym, że w tym roku wszystkie moje biegowe plany spełzają na niczym będzie w podsumowaniu sezonu. W zasadzie mogę już się za nie brać. Nie planuję już startów w tym roku, co nie oznacza, że biegać nie będę. Koniec z ambicjami, chcę mieć z biegania radość.