sobota, 15 marca 2014

na zakończenie Falenicy

Pobieganie na przeziębienie dobrze mi zawsze robi, więc nawet nie wątpiłam w swój start w Zimowych Górskich w Falenicy. To zakończenie cyklu, a ja w tym roku tam nie podbiegałam. Dwa starty wypadły na czas kontuzji. Zatem czwarty start i wypadało polecieć już dychę, ale tę decyzję zostawiłam sobie na trasę.

O pogodzie wiele pisać nie będę. Wczoraj słońce i spokojna aura. Dziś rano wiatr, deszcz i kilka stopni mniej. Nie zachęcało to do biegania, ale jak to mówią nie ma złej pogody, tylko złe ubranie. Zatem ciepła bluzka, kurtka, czapka, buff i w drogę.

W czasie rozgrzewki spotkałam Ewę z Do przodu i w górę, chwilę pogawędziłyśmy, by się jeszcze spotkać przed startem i wspólnie z Krasusem z Biec dalej poużalać się nad brakiem formy, pogodą i planami na półmaraton. Była też tradycyjna Krasusowa samojebka, moja pierwsza z tego cyklu.

Biegło mi się dobrze, choć co jakiś czas zdarzały się przerywniki w postaci mocnego, mokrego kaszlu. Z dwa razy miałam mroczki przed oczami, zatem wybiłam sobie z głowy bieg na dychę. W obliczu przeziębienia i osłabienia, to była jedyna dobra decyzja. Co mnie cieszyło, to wszystkie podbiegi podbiegnięte, a i zdarzało mi się na nich wyprzedzać. Szczęśliwie, w lesie nie czuć było wiatru, więc biegło się lekko i przyjemnie. 

Oficjalny wynik - 42:37. Poprawiłam czas trasy o pół minuty. Tempo wyszło 6:58 z tętnem 162, a miesiąc temu tempo 7:07 i tętno 163. Jest dobrze!


Wybiegany w drugim moim falenickim cyklu medal wisi już wśród pozostałych trofeów. 



A oto linki do poprzednich startów XI Zimowych Górskich Biegów w Falenicy:
- 14 grudnia, na początek cyklu,

a także ranking z moimi wynikami za cały sezon:


2 komentarze:

  1. Poprawa o minutę przy nie najlepszym stanie zdrowia, brawo!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłam od lekarza. Zapalenie oskrzeli :)

      Usuń