poniedziałek, 31 grudnia 2012

sylwestrowo


5°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płd. z szybkością 16 km/h
Wilgotność: 76%




Pogoda do biegania jest dobra. Raczej ciepło niż zimno... Jednak lód, woda, koleiny na drogach i chodnikach to prawdziwa makabra. Jak się biega po świeżym śniegu, to brak odśnieżania nie przeszkadza, ale jak się z tego robi lód, to mam ochotę mandaty wlepiać każdemu, kto przed swoim domem nie odśnieżył chodnika. To moje przemyślenia kilku ostatnich treningów, ale dziś miarka się przelała. Orła nie wywinęłam ani razu, ale stopy wyginają się jak u paralityka.

Próbowałam zrobić foto, ale było przyciemno, a i kilka fot zepsuł pies, bo ciągnął w sobie znaną stronę. Efekt poniżej...



Ciężko mi wyjść pobiegać w dzień, nie potrafię się jakoś pozbierać... Nocny Marek ze mnie.

Kolejne przemyślenie - Mikołaj mógł psu podarować dłuższą smycz, bo strasznie kręci się pod nogami. Dziś zresztą był bardzo niespokojny, ciągnął albo w przód albo zostawał z tyłu. Fajerwerków się niby nie boi, bo butny jest na nie i rwie do przodu szczekając, ale nerwowość czułam... Może dlatego, że dziś "standardzik" biegłam wspak. Śmiesznie, bo jednak przyzwyczaiłam się odliczać czas i trasę odwrotnie i dziś sama miałam mętlik w głowie.

Koniec roku dziś, więc podsumowań czas... 
Biegam od 3 grudnia, wg wyliczeń Endomondo i zapisków blogowych mam za sobą ok. 50 km (to ok. 22 km więcej niż podaje Endomondo, bo korzystam zeń od 14ego; butom powinnam do wyniku Endomondo doliczać ok 12-15 km, czyli zawierzę technice, tu nie apteka). Rekordowo pobiegłam 17 grudnia, więc na Podkarpaciu (zdziwienie!), gdzie padł mój rekord życiowy: 1 km w 6m:48s (lepiej o 0m:09sod poprzedniego rekordu). Test Coopera (12 km) - 1,65 km.

Ciekawam tych wyników po I kwartale!

niedziela, 30 grudnia 2012

fotorelacja z falenickich wydm (29.12.2012)

Niedzielny poranek mija mi pod znakiem zakwasów w pachwinach. Wczoraj się już ujawniały. Jednak bieg góra-dół to nie to samo co po mojej okolicznej "stolnicy".

Dzięki serwisowi maratonczyk.pl udostępniam kilka okolicznościowych zdjęć. Fotoreporterzy biegu uwiecznili moją kibić. Na szczęście każdy zionął i sapał jak... nie wiem co! A nie tylko ja!








Statystyki (jako socjolog) tworzę w oka mgnieniu! Zatem: 80% trasy to był lód, 15% śnieg a 5% leśna ściółka...


 To miejsce startu i mety.






sobota, 29 grudnia 2012

za siedmioma górami czyli mój pierwszy start


Wczoraj
Wszystkiemu jak zwykle winien A. Uzgadnialiśmy swoją dostępność w kwestiach zawodowych (kiedy i gdzie można go złapać...), na co odparł, że w sobotę biega w mojej okolicy i sam się dziwi, czemu ja nie zamierzam. Dodał również, że jeśli pojawię się jako kibic, bez gotowości do biegu, to potraktuje mnie ozięble i sam nie wiedział, czy znajdzie czas na krótką pogawędkę, bo raczej nie znajdzie... Rada więc, nie rada (każdy, kto nie widzi cienia żartu w mojej bezradności, niech OD RAZU zobaczy!)... rozczytałam się w regulaminie 10. Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. Rumunkom mówimy stanowcze nie!

Pomyślałam: raz kozie śmierć! W zasadzie bardziej "krowa" do mnie pasuje, bo odczuwam ostatnio ogromny ciężar demotywacji. Sześć biegów (górskich! sic!) dobrze mi zrobi, zanim marzec nastanie. Zdecydowanie "samotność długodystansowca" nie dla mnie. Nawet z psem mi się raźniej biega niż samej! A tam taaki tłum!


Kolacja makaronowa. Wstążeczki z tuńczykiem wyszły mi uszami! Wszystko, aby podołać na pagórkach leśnych, łąkach akurat nie-zielonych, szeroko na falenickiej wydmie rozciągnionych.


Dziś
Rejestracji dokonałam wczoraj, więc dziś tylko wpisowe i oświadczenie, że świadoma praw i obowiązków, w pełni sił witalnych i umysłowych biegnę na własną odpowiedzialność. Dostałam numer startowy w kolorze różowym. Przypomniało mi się jak z 3-4 lata temu raczkowałam narciarsko i z dziećmi lat 5-6 szusowałam na oślej łączce. Nic to! Każdy kiedyś zaczynał!



Z biegu pamiętam tylko lód, śnieg i czasami normalne leśne podłoże. Wzniesień, których na trasie siedem, nie liczyłam wcale. Nasłuchiwałam tylko czy minął już kilometr, czy dwa i potem to już do mety! Przy drugim kilometrze z hakiem zaczęli zapętlać się już ci, co to kolejne kółko robili. Nadali tempo, choć dla mnie moje własne się liczyło i to, że ciągle truchtałam. Miałam kryzys pod jedną górkę, ostatnią chyba i słyszę męski głos: "Nie poddajemy się, biegniemy!". Nie wiem, skąd znalazłam siły. UDAŁO SIĘ!

Moje rowerowe wydmy, całkiem dziś przypadkiem, eskplorowałam na własnych nogach! Pierwszy start, pierwsze oficjalne 3,333 km za mną!


Taki był cel. Do końca grudnia biec "swój" standardzik. JEST!

piątek, 28 grudnia 2012

nieśmiały powrót


-1°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: zach. z szybkością 16 km/h
Wilgotność: 75%

W końcu się ruszyłam... Święta, święta i "niechcenie"! Wigilijne "pod górkę" dało mi ostro po motywacji. Wiem, nie od razu Rzym zbudowano. Czas, czas, czas! Ale żeby krok w tył? Eh... Mówią, że na kaca najlepsza praca to proszę - sama sobie przygotowuję na jutro niespodziankę-wyzwanie. 

Od razu mi się zachciało! 

Dziś po raz pierwszy CAŁY mój standardzik (3,5 km) biegłam bez zatrzymywania! 
W szoku byłam ja, pies, który zerkał na mnie dziwnie od połowy trasy i znowu zdziwiona, zachwycona, zaskoczona byłam JA! Świetne uczucie! MOGĘ! Dałam radę!

Nie na darmo Achillesy rozciągam w kuchni, łazience, w kolejce, w łóżku przed snem. No i po każdym treningu też!





poniedziałek, 24 grudnia 2012

wigiljnie



4°C
Aktualnie: Mgła
Wiatr: zach. z szybkością 13 km/h
Wilgotność: 93%



Mgła, kapie z dachu, a śnieg z lodem mieli się pod stopami. Marznący deszcz z rana zrobił masakrę na ulicach, chodnikach, trawnikach... Na wszystkim!



Dzisiejszy trening okrywam zasłoną milczenia. Nie wiem, co winne. Trzydniowa przerwa, fizjologia, pogoda czy te grudy lodu, po których biegłam? Złej tanecznicy... 
Pies się chociaż wybiegał. Jedyne dobre.


Wesołych, rodzinnych Świąt!

niedziela, 23 grudnia 2012

zapowiadają koniec mrozów


-9°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: wsch. z szybkością 10 km/h
Wilgotność: 86%


Przerwa potrwała do dziś. Zimno! Ale... że już od jutra ponad zero ma temperatura skoczyć, to i ja w trakcie dnia już wygospodarowałam czas na przebieżkę z psiakiem. Jako że "jakiś we Wigilię, takiś cały rok" to treningu zabraknąć nie może!

Czytałam ostatnio parę blogów biegowych, ale jakoś myśli nie mogę zebrać, aby wykrzesać z siebie post na ten temat. Odpocznę, to dam radę :D


piątek, 21 grudnia 2012

piątkowy break



-13°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 79%


Dziś mam dyspensę biegową. Zimność! Nie mam dwóch par spodni do biegania. W narciarskich od szelestów obudziłabym wszystkie psy z okolicy i zmachała się jak norka. Z drugiej strony... po później kolacji bieganie byłoby dość późne. 'Rodzime' już (z psiakiem nawet), ale jednak nie przesadzajmy. Laba!

czwartek, 20 grudnia 2012

ciemno, ślisko i z pietrem


-8°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: wsch. z szybkością 19 km/h
Wilgotność: 93%

Lodowisko nadal błyszczy się i zachęca do ślizgania na butach. Bieg w tempie kiepskim... Zrobiłam ponad 3 km, ale bez oświetlenia ulicznego, więc po 27 minutach wróciłam do bazy. Bohaterska nie jestem wyjazdowo. Starałam się zrobić foto, ale nic na nim nie widać.

środa, 19 grudnia 2012

przysłowia



-7°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: wsch. z szybkością 19 km/h
Wilgotność: 86%



Naszło mnie dziś na przysłowia... cały swój dystans przychodziły mi do głowy powiedzonka różnej maści. Wiem, jak dużo "wybieganej pracy" przede mną, to i sentencje mi chodzą po głowie... (Nawet A. pisał ostatnio o sukcesach i małych kroczkach, bo na katarski maraton trenuje kondycję.)

Było ich, tych przysłów, wiele... A to najbardziej popularny ich wybór:

  • Nie od razu Rzym zbudowano
  • Bez pracy nie ma kołaczy
  • Wytrwałością i pracą ludzie się bogacą
  • Praca z ochotą przerabia słomę w złoto
  • Żadna praca nie hańbi
  • Praca uodparnia na ból

Lodowiska ciąg dalszy. Na drogach szklanka, a w lesie zlodowacony śnieg pęka niechętnie pod ciężarem kroków. Buty mają antypoślizgowe ABSy, więc biegnę pewnie po lodowych grudach. Ciepło mi też w stópki. Zadowolonam z zakupu! Nawet podkarpackie sklepowe, żądne wiedzy skąd jestem "wiedzą", żem nietutejsza bo i but drogi i kurtka bardzo markowa na grzbiecie założona. 

Ach! I jeszcze jedno przysłowie: jedna jaskółka wiosny nie czyni...

Na razie jedna zima! Bardzo zima.

wtorek, 18 grudnia 2012

epoka lodowcowa...





-4°C
Aktualnie: Deszcz
Wiatr: wsch. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 93%

Wieczna zmarzlina - to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy jak zobaczyłam drogę, którą miałam biegać...



Dzięki butom, które nawet nie próbowały się poślizgnąć na lodzie, przebiegłam dość pewnie całe 3 km. Po drodze był lasek...



... aż w końcu dotarłam do celu przebieżki i powrót. 



Zdecydowanie szybszy i sprawniejszy, bo po rozgrzewce w jedną stronę było mi cieplej i łatwiej wracać. 

Achillesy już nie ciągną tak mocno, ale rozciągam je nawet w łóżku, jak usypiam!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

na Podkarpackich dróżkach




4°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: wsch. z szybkością 19 km/h
Wilgotność: 100%


Zmiana trasy... Stety niestety. Horyzonty mi się poszerzą :) a i plany musiałam poczynić, aby na swoje 3,5 km wyjść. Ups! Wybiec! Towarzysko też jestem zubożona, bo psiak został w domu. Tylko ja i moje ciepłe butki i e-trener szepczący wyniki Coopera do ucha.

Jutro uwiecznię lasek, który przypadł mi do gustu. Generalnie na w pół odwilżowo, nieprzyjemnie. Trening ciężki po dwudniowej labie. Jedyny plus - wyszłam z katarem, bólem zatok i zaszlem, a po powrocie jak ręką odjął! Cuda, panie, cuda!

sobota, 15 grudnia 2012

tatar



0°C
Aktualnie: Marznący deszcz
Wiatr: wsch. z szybkością 23 km/h
Wilgotność: 87%



Chciałam odwilży... No to "wuala" - marznący deszcz... Jest totalne lodowisko! Sobota bez-treningowa (A. nie unoś się, jutro też jest dzień...).


Punkt dziewiąta rano dostałam sms'a: sportowiec musi się dobrze odżywiać, zapraszamy na tatara!

piątek, 14 grudnia 2012

wot, technika!



-5°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płd. z szybkością 19 km/h
Wilgotność: 81%



Bieg odbywał się w wyżej wymienionych warunkach. Mrozowe, wieczorne treningi (biegałam codziennie od poniedziałku do piątku) odbiły się na porannym bólu gardła i katarze po pas! Wszystkie dolegliwości znikały po powrocie do domu. Najlepszy sposób na lekkie przeziębienie - zabić klina, tam gdzie się wirus przytaszczył.

Czekam na odwilż!

Widzę małe sukcesy, bo ilość przerw w truchcie mniejsza. To jednak wciąga! Nie mogę się doczekać, aż swoją stałą trzy i pół kilometrową trasę przebiegnę bez przerw. To jest powód, dla którego nie zmieniam trasy. Pobolewają mnie w czasie biegu łydki, jakby Achillesy? A przecież rozciągane...

Pies ewidentnie współgra, spodobało mu się przemierzanie okolicy w tempie szybszym niż spacerowe. Wie już, gdzie skręcamy, a gdzie gnamy prosto jak strzała!

Podążając za możliwościami wszelakimi-elektronicznymi, dziś zainstalowałam w swoim smartfonie aplikację, która będzie liczyć za mnie, statystykować za mnie, a jak się okazało, nawet mówić do mnie w trakcie biegu, podając wyniku testu Coopera. Pozostaję pod wrażeniem!

Oto dzisiejszy trening: Endomondo Bieganie Workout (3.57 km in 31m:55s).
Na wykresach widać, gdzie pies zatrzymał mnie na swoją potrzebę :D

środa, 12 grudnia 2012

bz

Gdyby ktoś pytał... To biegam. 

Tylko czasowo nie ogarniam z pisaniem wrażeń. W zasadzie kondycyjnie i pogodowo większych zmian nie rejestruje... No, może pies coraz chętniej dobiega do bramy i czeka na wspólną przebieżkę!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

inwestycja



-6°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: wsch. z szybkością 10 km/h
Wilgotność: 93%


Ta sama trasa co ostatnio i mam podejrzenie, że dłuższy dystans biegnę niż maszeruję. Może to złudzenie, ale mnie połechtało. Mały sukces? Oby! 

Bohaterki dzisiejszego dnia wyglądają jednak tak:




Dzisiejszy bieg odbył się w nowych butkach, dobranych do preferencji mojej supinującej stopy. Wysokie podbicie mam od dziecka, a nacisk na pięty jest charakterystyczny dla mnie, co najbardziej słychać w obcasach. Nie wiedziałam zawżdy, że nie cała moja stopa dotyka podłoża. Podejrzewa się mnie o przekos w barkach i biodrach. Że ja do tej pory się nie rozsypałam!

W butach się jeszcze nie rozkochałam, dziś uczuciem obdarzyłam skarpetki. Pierwszy raz nie zmarzły mi stópki. Wiem, że to zasługa obu dzisiejszych zakupów, ale obuw pochwalę jak zasłuży.

niedziela, 9 grudnia 2012

wyrok

Czytam regulamin 8. Półmaratonu Warszawskiego (takie zboczenie legislacyjne, zupełnie nie wiem skąd...), no i po zaznajomieniu się z limitami czasu, które wyglądają dla mnie i tak jak UFO, pochlebia mi, że jak nie dojdę to mnie na metę dowiozą. Zawsze coś. Wiekowo się łapię, a to ważne! Termin biegu sam w sobie symboliczny - Palmowa Niedziela :) oczami wyobraźni już widzę te owacyjne powitania na stadionie, a właściwie na błoniach, bo na stadionie kończy się tylko maraton. 

Trasa znana... 21 pachołków do minięcia i META! Bułka z bananem i masłem! 






Nie pociesza jedynie ta uwaga pod mapką: "Przed rokiem ścianą płaczu okazał się podbieg pod Agrykolę na 14 kilometrze. Tym razem udało się ominąć ten fragment, ale i tak podbiegu nie unikniemy. Będzie on za to łagodniejszy - ulicą Belwederską".



Punkty odżywiania i pakiety startowe wzmogły we mnie szacunek do sprawy i lekko wystraszyły. Poważnie zabrzmiało jeszcze że obowiązują mnie przepisy PZLA, cokolwiek one mówią. Na koniec piszą o nagrodach, piszący regulamin zna technikę kija i marchewki, oj zna :) Rozumiem, że jak mnie dowiozą na metę to z medalu nici... Akapit o statuetkach i nagrodach finansowych oraz ich opodatkowaniu pominęłam, nie dla psa kiełbasa... Z postanowień prawie końcowych widzę, że w tym biegu o Rumunowaniu mowy nie ma (biegnie tylko ten co ma numer), ale mocz na doping może zostać pobrany jak u profesjonalnych biegaczy... No no... 



Już wiem, czym się różni czas netto od brutto. Dużo wiem, a ciągle nie mam zdiagnozowanej stopy czy normales czy supin, a co za tym idzie dobrych butów, które to mi się wypomina... Wiem nawet to, że Szewińska robi "bach!" na start a ja będę ruszać z ronda Wiatraczna, jak reszta będzie już na Nowym Świecie!

Rejestracja na stronie zawodów i... cudeńko! Pytanie na pokrzepienie serc i dusz "Najlepszy wynik uzyskany w oficjalnych zawodach na 10km w ostatnich trzech latach"; czuję się jak w programie: MAMY CIĘ! Dobrze, że edycji tego pola można dokonać na 28 lutego :)


Mam poczucie, że to szaleństwo... W głowie mi się nie mieści, że będę w stanie biec 2 czy 2,5 godziny i nie wyląduję w kostnicy lub na intensywnej terapii, a z drugiej strony... spróbować warto!



sobota, 8 grudnia 2012

pierwsza jaskółka...

Coraz lepiej moje ciało znosi potreningowe zakwasy. Odczuwam jeszcze czasem pobolewanie w dziwnych partiach ciała, których nie podejrzewałam, że mogą boleć, ale jest znośnie. Po każdym powrocie do domu błogosławię możliwość kąpieli w ciepłej wodzie. Widzę, że po bieganiu mam dużo energii do działania i generalnie "chcemisię".

Zostałam pouczona, że biegnąc oddycha się przez usta. W rzeczy samej tak! Pisząc, że lepiej oddycha się przez nos, mam na myśli moje mordercze sapanie w czasie marszu odpoczynkowego (nie od razu Rzym zbudowano, prawda?). Wtedy lepiej się dotlenić przez nos, co by nie nawdychać się zimnego powietrza w moje kruche, delikatne i ekskluzywne gardło...

Sobota bez biegania na bank, a i niedziela tyż prawdopodobnie, się nie wyrobię... Żal...




piątek, 7 grudnia 2012

pomroczność jasna


-4°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: płn.-zach. z szybkością 10 km/h
Wilgotność: 100%

Biało, nadal śnieży... Bajecznie!



W takich okolicznościach przyrody dziś zrobiłam 4 kilometry. Wzięłam na próbę psa i zdał egzamin. Biegł razem ze mną, a nawet pod koniec lekko ciągnął mnie do domu! Mam kumpla do biegania! Ciutkę pod nogami się plącze, ale mam nadzieje, że opanuje swój własny styl i co najważniejsze, będzie współgrał ze mną...

A! Byłabym zapomniała! Mijali mnie biegacze! Wyprzedzili mnie! No, ale miałam biegać wolno. Na dystans nie czas... Zdecydowanie wolę tych, co biegną z przeciwka.

czwartek, 6 grudnia 2012

ciemno, zimno i ja




-5°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 8 km/h
Wilgotność: 74%

Dzień bolących piszczeli, zimna wyjątkowo boleśnie odczuwalnego i pobudki o 6.00. To nie jest moja pora, proszę Państwa, to jest dla mnie środek nocy...

Bieganie wieczorne różni się tym od dziennego, że mało co widać w oddali, więc dokumentacji fotograficznej nie będzie. Chłód nie był zbytnio uciążliwy, choć lekko szczypał mrozek w gardło i nos. Do domu wróciłam z przecudnej urody rumieńcami jak u solistki zespołu Mazowsze. Z oddechem nawet nie było aż tak źle, starałam się wentylować nosem. Kolejne 30 minut przeżyte. 

Tak, tak... buty są do wymiany. Zdecydowanie. Dziś trasa po asfalcie i mogłoby bardziej amortyzować. Obiecuję sobie (i nie tylko) zdiagnozować w poniedziałek rodzaj stopy u speca w sklepie dla biegaczy.

Dziękuję A. za ciągłe wsparcie i wachlarz porad różnej maści. Odwołuję, że jest potencjalnym nowym klientem. Jest klientem.



środa, 5 grudnia 2012

the day after


Nie wiem, czego się spodziewałam... a tu... życie przyniosło zakwasy... Właściwie, to mam wątpliwość, czy to zakwasy tylko i wyłącznie, bo najbardziej bolą mnie pachwiny i piszczele... Nie połamało mnie, więc to dobra wieść. Ogólnie, da się wyżyć.


wtorek, 4 grudnia 2012

pierwsze koty za płoty

 
...nie da się inaczej jak.... zwyczajnie zacząć. Ubrać się stosownie do pogody i spróbować swych sił w plenerze (na sucho wokół stołu nie próbowałam)... Jak długo wytrzymam? Wypluję płuca? Zmarznę? Pytań wiele kłębiło się w głowie. No, ale nadejszła wiekopomna chwila...

Na zewnątrz śnieg i lekki mróz. Na szczęście nic nie padało. Trzy warstwy przywdziałam, but zawiązałam, czapka na głowę, słuchawki w uszy i w drogę!

Ruszyłam raźno z kopyta, niby wolno... Miało być wolno, tak jakbym ze sobą gadała... Biegnę, biegnę, a tu się oddech zacina... Eeeee... nie tak miało być, to się (chyba?) uspokoi... Klucze podskakiwały mi w kieszeni, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji, bo gdyby chociaż to pieniądze dzwoniły, a to pęk kluczy... W przerwie biegu, w intensywnym marszu, klucze znalazły się w rękawiczce. Jak trzymałam je w garści, to nie brzęczały! W końcu złowrogie bodźce ogarnięte!

Biegnę dalej... podążam wcześniej wymyśloną trasą, pomyślaną na 30 minut. A tu trasa w połowie... a ja biegnę raptem z 12 minut... Szybka adaptacja do nowych warunków czasowo-przestrzennych i powiększam kółko o kolejną przecznicę... W uszach brzmi muzyka, a przede mną widoki...




Pora na bieganie całkiem znośna, dochodziło południe. Po drodze do lasku mało aut, a i w samym zagajniku raptem z dwie mamy z wózkami i jeden 'czarny' biegacz. Tylko czemu ja się tak zasapuję... Nie jest dobrze, to trzeba zwalczyć, wytrenować.

Konkluzja dzisiejszego treningu: 30 minut to długo. To nie jest takie szast-prast! No i z psem, to nie pobiegam, bo on za bardzo lubi wąchać każdy krzak i płot, a mnie gna!

Jutro wolne. Kolejna przebieżka za 2 dni.




poniedziałek, 3 grudnia 2012

zacząć, a nawet krok wcześniej

Czwartek

Czekałam od pewnego czasu na impuls... do nowego! Pojawił się nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak... Ot, zwyczajne spotkanie z potencjalnym nowym klientem, jakich wiele... Zachęta została rzucona, a rybka połknęła haczyk...


Niedziela

Jako że ja nawet pływać uczyłam się czytając książki, to teraz też pierwsze kroki skierowałam do lektury... Blogi, poradniki, relacje... Internet pełen jest treści wszelakich... Zainspirowało mnie zdanie z pewnego bloga: "Prawdziwe charaktery i prawdziwi biegacze wykuwają się zimą". Podziałało na moją wyobraźnię... Wirowało w głowie, zachęcało...


Poniedziałek, dziś

Spadł śnieg. Drugi w tym roku, jeszcze bajeczny, bo mrozy prawie jak nie-mrozy. Okolica otulona białością... W głowie bieganie, a w tle całkiem konkretna i zawodowa wymiana korespondencji z A. (potencjalny nowy klient), przeradzająca się w potok rad "jak zacząć", "co potrzebne", "jak nie wypluć płuc na pierwszym treningu". Męska decyzja podjęta. Buty są. ZACZYNAM! 

Robię to dla siebie, dla zdrowia. Schudnąć nie muszę, ale przy siedzącym trybie pracy o kondycję zadbać warto. Cel: półmaraton Ossów-Radzymin 15 sierpnia 2013 roku.