czwartek, 10 kwietnia 2014

jak to było przed drugim maratonem

Łatwo nie było. Rok zaczęłam z kontuzją pasma i w zasadzie zakazem biegania od ortopedy. Szczęśliwie, fizjoterapeutka była dla mnie mniej pesymistyczna biegowo. Nakazała rozciąganie i zestaw ćwiczeń, a także zachęciła do truchtania. Udało mi się wybiegać w styczniu tylko 16 km, ale poświęciłam dużo czasu i uwagi na wzmocnienie siłowe. Pod koniec miesiąca dokonałam zmian w mojej biegowej filozofii (mniej startów), plany zostały bez zmian. Szczegóły tu: kliku-kliku.

Przygotowania maratońskie rozpoczęły się w lutym, bo wróciłam do normalnych treningów z początkiem tego miesiąca. Obóz biegowy odwołałam, bo zbyt mocnym akcentem się mógł okazać na etapie, na którym po styczniu byłam. Jednak pod koniec lutego wyjechałam indywidualnie w Gorce, aby górskiego biegania zakosztować. W tym miesiącu udało się zrobić 157 km. Nadal często chodziłam na cross-fity. Podsumowanie miesiąca kliku-kliku.

Marzec zaskoczyłam z 180 kilometrami. Działo się sporo. Przyszły życiówki, ale i zapalenie oskrzeli z kilkudniową pauzą w bieganiu. Półmaraton Warszawski ukończony z wynikiem 02:04:30, mimo zakusów na brak dwójki z przodu. Ewidentnie nie do zrobienia przy 56 minutach na dychę. Cele maratońskie urealnione pod te czasy. Więcej kliku-kliku.

W kwietniu pierwszy tydzień z 36 kilometrami, kolejny już tylko z jedenastoma zamykam. Ostatni raz biegałam w środę, teraz przede mną podróż do Holandii. Jutro (w piątek) chciałabym chwilę potruchtać po Rotterdamie. Jest też opcja, że postawię na spacery, aby się "stęsknić" za bieganiem do niedzielnego startu... Zdecyduję na miejscu.

Mało miałam czasu na wizualizacje trasy, ale chwilę na relacje innych z maratonu w Rotterdamie znalazłam. Google podpowiedział mi te napisane przez Ania biega, Piotra Falkowskiego (pamiętam naszą rozmowę przed jego wylotem rok temu, wówczas maratony były dla mnie jak kosmos) i Mariusza Giżyńskiego, którego znam z organizowanych przez niego zawodów Warsaw Track Cup. Znalazłam jeszcze "obcego" bloga biegowego z relacją, aż na koniec okazało się, że Roberta też kojarzę... Świat biegowy jest jednak mały... Tak czy inaczej po lekturze złapałam ducha imprezy, przekonałam się, że szaleńczych podbiegów brak. Choć zmierzyć się trzeba z mostami, tunelami i... i wiatrem na ok. 31 km, który zaskakuje po wybiegnięciu z lasku Kralingse.

fot. marathonrotterdam.org
Trudno mi podsumować przygotowania do ABN AMRO Marathon Rotterdam. Biegałam sporo, nie zapominając o treningu siłowym i rozciąganiu. Podobnie jak przed pierwszym maratonem miałam poczucie, że treningowo dzieje się dużo. Zaskakuje mnie brak obaw, oczekiwań... Myśląc o niedzieli mam w głowie pustkę i zapamiętane tempa na kolejne czternastki. Jadę z ogromną ciekawością wzięcia udziału w dużej imprezie. Tyle.

2 komentarze:

  1. Jejku przeniosłaś się w czasie! U mnie jest dzis wtorek 8 kwietnia :) Do zobaczenia w R! I jeszcze raz powtórze że te Gorce to był super pomysł i zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorce były w mojej świadomości taaaak dawno..., ale były. Wzmocniły mnie i moje odnóża ;)

      Do zobaczenia na miejscu! Ja już na walizkach i z prowiantem.

      Usuń