sobota, 7 lutego 2015

jak wydmę na pełnym dystansie w Falenicy zdobywałam

Po debiucie kolejne starty w Zimowych Biegach Górskich w Falenicy poszły jak z płatka, choć zdążyć na właściwy start udało się tylko raz (dlatego poniżej podaje czas oficjalny i z zegarka). Na trasie łatwo może nie bywało, ale trzy okrążenia ostatecznie oswoiłam... Jednak po kolei...

10 stycznia - czas oficjalny: 61'33, czas z zegarka: 61'13

Pogoda mało zimowa, piach zorany przez blisko sześćset osób, biegających czasem raz, czasem dwa, a czasem trzy razy po wydmie, nie ułatwiał, ale jednak na koniec okrzyk: "Yes! Yes! Yes!"
Kolejny cytat z Izabel "Kazik szybko się rozkręcił" pasuje jak ulał do moich falenickich wyczynów :) Zrobiłam życiówkę na jednym okrążeniu (20'10 min), dwóch (41'05 min) oraz na trzech (61'13 min). A co... Jak szaleć to szaleć, jak kraść to miliony!


Marzyło mi się, aby polecieć Zimowe Biegi Górskie Falenica tempem mniejszym jak 7 min/km i się udałooooo!!!! :D

24 stycznia - czas oficjalny: 60'00, czas z zegarka: 59'58

Znowu zimowo nie było...


... a ja zupełnie nieoczekiwanie... złamałam godzinę na trasie Zimowych Biegów Górskich w Falenicy



Naderek zakotwiczył tę myśl już w ubiegłą niedzielę, siedziała w podświadomości, wcale (aletofcale!) w tę opcję nie wierzyłam! Do tego ‪#‎słowonadziś‬ od Biec dalej i wyżej - blog Krasusa, który widzi cokolwiek tylko na pierwszym podbiegu, a "... potem to już tylko mroczki przed oczami...", zatem wyszłam ze strefy komfortu i jazda bez trzymanki z ciśnięciem w tle. Na trzecim okrążeniu sapałam, że pewnie wszystkie dziki wystraszyłam w okolicy, nie tylko te z pomników! No, ale wynik jest. Tego NIKT mi nie zabierze! Pławię się w błogostanie!

Nigdy nie sądziłam, że będę podziwiać wykresy własnego tętna w czasie zawodów... w ciągu tygodnia robię to kolejny raz. Tym razem porównuję Falenicę z 13 grudnia i z 24 stycznia. Największy postęp w zbiegach: puszczam się aż miło!

7 lutego - czas oficjalny: 61'32, czas z zegarka: 61'02

W drodze na kolejny etap cyklu pada śnieg. Cieszę się, że w końcu pobiegam w zimowej aurze na wydmie w Falenicy. Po truchtanku ze znajomymi ze Smashing Pąpkins i dyskusją o butach biegowych, kilka przebieżek i ustawiłam się w kolejce do tojtoja. No i to była moja zguba... Wychodzę i słyszę, że startuje jakaś tura, byłam przekonana, że to ta pierwsza, niebieska... Podchodzę bliżej i widzę na starcie już same czerwone numery. Pytam, czy zieloni na trasie i po usłyszeniu, że "a i owszem", szybko zrzucam z siebie kurtkę i wbiegam na pierwszy podbieg.

Gonię za peletonem, lekko nie jest, ostatecznie wg Garmina moje zmagania z wydmą trwały 01:01.02, ostatnie okrążenie uratował Naderek, który pociągnął mnie na dwóch ostatnich podbiegach. Warunki słabe, w kilku miejscach zwalniałam na lodzie... Cieszy mnie, że wszystkie okrążenia między 20 a 21 minut!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz