czwartek, 28 maja 2020

maj 2020 czyli mentalne wyjście z kwarantanny

Wycieczką rowerową z Czeremchy do Terespola oficjalnie zakończyłam okres izolacji (o czym pisałam wcześniej tu i tu). Dostałam się na Podlasie pociągiem, przejechałam ponad sto kilometrów, odpoczęłam jakbym była na tygodniowym urlopie i uznałam, że to koniec siedzenia w domu. Nadal chodzę w miejscach publicznych w masce, nadal robię zakupy w rękawiczkach i trzymam dystans z ludźmi, ale czuję swobodę w przemieszczaniu się.

W czasie transferu nad Bug - fot. własne

Co miało swoją kontynuację w cosobotnich majowych wycieczkach - na objazd Łysogór szosami, z powrotem na kolejną setkę na Podlasie (tym razem do Supraśla - więcej o projekcie w poście tutu), lokalną wycieczkę wzdłuż Wisły, a także szosową wycieczkę do Góry Kalwarii. Jest aktywnie i towarzysko. Tego mi brakowało i z tego zrezygnować nie potrafię.

Majowy raport treningowy wyglada przyzwoicie, ale ciągnie się za mną niemoc i zmęczenie. Do tego doskwieraja bóle obu kolan. Chciałabym przyspieszyć w końcu, bo w tej chwili tempo niemęczące jest żenujące i daleko mi do przyzwoitych treningowych przebiegów.


Zawodowo nadal ograniczam kontakty i zmianiać tego nie zamierzam. Zyskałam czas i tego będę bronić jak niepodległości. Nowością jest, że w maju wróciłam do korzystania z kalendarza. W połowie marca poszedł w kąt i tylko się kurzył. Można by rzec - wraca normalność.

W życie wchodzą kolejne fale odmrożeń gospodarki. Od 30 maja nawet zwolniono z obowiązku noszenia masek, a w czerwcu mają być otwarte kina, teatry i siłownie. Czy to oznacza koniec epidemii w Polsce? Obawiam się, że niekoniecznie, bo wykresy zachorowalności raczej nie szybują w dół. Jednak jak zapytać kogokolwiek, czy zna kogoś lub słyszał o kimś bliskim kogoś, że jest/był chory, to nikt nie jest w stanie potwierdzić przypadku koronawirusa wśród bliskich czy znajomych... Są tacy, którzy uważają, że przyszłe pokolenia będą miały bekę z tego, że daliśmy się zamknąć w domach, ale kto wie, czy to dzięki temu wirus obszedł się z nami lekko?

Dane z www.endcoronavirus.org z dnia 28/05/2020

Drugiej fali epidemii wg WHO ma nie być, więc decyzja o powrocie do normalności z początku maja wydaje się być jedyna słuszna. A że lada dzień studniówka do ultra wokół Innsbrucka (trasa 65 km), to trzeba zawijać rękawy i gnać kilometry, bo inaczej będzie we wrześniu bolało.

Gdyby ciąg dalszy pandemii mimo to nastąpił - będę donosić, jak to znoszę. Póki co wątek wyciszam.

Powyższy tekst jest moją subiektywną oceną sytuacji w kraju w czasie epidemii. Opisuję tu wyłącznie swoje spostrzeżenia, doświadczenia i odczucia, a także dzielę się osobistymi przeżyciami, które oceniam po swojemu. W żadnym wypadku nie można uznać, że jest to źródło wiedzy na temat epidemii lub życia w tym czasie. Można się ze mną zgadzać lub nie. Nie piszę tego by się przypodobać, ale by zostawić ślad, bo prawdopodobnie za jakis czas życie wróci do normy i wytrzemy z pamięci to co wydarzyło się w 2020 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz