środa, 10 września 2014

BNO na Wilanowie Wysokim

Kolejne starcie z mapą. Tym razem na Wilanowie Wysokim. Trochę willowo, trochę blokowo. W sumie tereny mało mi znane. Ulica Goplańska, która oplatała teren zawodów kojarzy mi się, jeszcze z czasów studiów, z ośrodkiem leczenia uzależnień i to skojarzenie prześladowało mnie przez cały start. Do czasu aż trafiłam na ulicę Radosną, ale... po kolei!

Dojazd do Centrum Zawodów stanowił nie lada wyzwanie, szczególnie jak na wąskich, jednokierunkowych uliczkach trafiały się auta jadące pod prąd... Udało się jednak bezkolizyjnie porzucić auto i pójść po pakiet.

W kolejce rozglądałam się za znajomymi twarzami. Nie widziałam nigdzie Piotra z UNTS, który wtajemnicza mnie w arkana biegów na orientację i gdy już straciłam nadzieję, że będzie ktoś znajomy jak Deus ex machina pojawił się Krasus z Małżonką. Zagadaliśmy się ciut i o mały włos nie przegapiłam startu.

Szybkie sklirowanie i sczekowanie czipa, ustawienie w strefie startowej, wybicie 19:10 i w drogę! Wybiegłam za ogrodzenie szkolnego boiska, gdzie statowaliśmy, chwila na analizę mapy i długa do punktu pierwszego. Był na skwerku pod drzewem. Piku-piku i dalej. 

No i wykonałam mistrzostwo świata! Jak tak idzie dobrze na początku, to można się przekonać, jak zacznie iść źle. Poleciałam do bloku po drugiej stronie ulicy, zanim tylko obiec najbliższy.Punktu kontrolnego z oczekiwanym numerem, oczywiście brak. Jak sobie już chwilkę pobiegałam, to wpadłam na wspaniały pomysł, aby obejrzeć mapę. No tak... to nie tu. Długa z powrotem i już wszystko zgadzało. Blok długi i punktowiec, a nawet punkt kontrolny nr 2 też.  Piku-piku.

"Skup się, skup się", powtarzałam jak mantrę. Wyznaczyłam azymut na kolejny punkt (w tej chwili widzę, że wybrałam dłuższą drogę), ale szczęśliwie trafiłam w odpowiednie miejsce. Piku-piku i punkt kontrolny nr 3 zdobyty. 

"Dobra, to teraz, z powrotem, przed siebie". W przelocie natrafiłam na Magdę i Krasusa, którzy lajtowo-marszowo przemierzali swoją trasę. Pozdrowiliśmy się na szybko i trafiłam do punktu kontrolnego nr 4. Piku-piku.



Pora  na  kolejny punkt. Miałam ochotę biec przez podwórkowe chaszcze, ale uznałam to za zbyt ryzykowne. Myślę, że to była dobra decyzja. Punkt nr 5, gdzieś za żywopłotem. Piku-piku i do szóstki. Obiegam blok i w narożniku jest koziołek z punktem kontrolnym nr 6. Piku-piku i dalej.

Długich przelotów, to ja nie lubię, bo mam wyjątkową skłonność, aby się na nich gubić. Tym bardziej ucieszyło mnie, jak dotarłam bez przygód i zabłądzeń do punktu nr 7. Piku-piku i do ósemki, która akuratnie blisko była. Pod blokiem punkt kontrolny nr 8. Piku-piku.

Dziewiątkę widać było z daleka. Piku-piku i nawrotka do uliczki, aby odhaczyć dziesiątkę. Punkt kontrolny nr 10 ukryty w narożniku ogrodzenia na ulicy Radosnej!!!! Szybkie piku-piku i wracam do deptaka (trochę niechętnie, bo poczułam się radośnie) przy szkole, gdzie meta! Ostatnie piku-piku.


Na zegarku czas 21 i pół minuty. Jak się później okazało, strata do piewszego zawodnika 10 minut. Pewnie, gdybym się nie zgubiła dwuktronie, była by mniejsza. Do trasy 1,7 km nabiegałam prawie kilometr więcej.

Kończę na 14 z 30 pozycji. Czekam na generalkę, choć rozstrzygam właśnie z Piotrem, czy mimo braku klasyfikacji, będę brana pod uwagę... Przede mną jeszcze jeden start w ramach Szybkiego Mózgu. Ostatni!

*************

Z ostatniej chwili: do generalki Szybkiego Mózgu liczą się trzy najlepsze wyniki z pięciu etapów. To dobra wiadomość. Zaliczy mi się Morskie Oko, Stare Miasto, Muranów lub Wilanów. Kurtyną milczenia okrywamy Chmielną, gdzie padłam ofiarą celebryckiej pychy przed obiektywem i pomyliłam punkt. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz