niedziela, 5 marca 2017

Bieg Kazików czyli jednak potrafię biegać szybko, a nawet szybciej

Zamiast wstępu

Mało dych biegałam na zawodach w ciągu ostatnich dwóch lat, bo jakoś się nie składało... A to rok cyklu górskiego, a to rok, gdy z bieganiem nie po drodze... W 2015 zrobiłam w styczniu na Biegu o Puchar Bielan życiówkę na piątkę z czasem 25:47 (tu relacja), a potem zupełnie niespodziwanie w czasie przygotowań do górskich startów w czasie Biegu Flagi w maju zrobiłam życiówkę na 10 km - tu relacja. Wybiegałam wtedy czas 55:45 i rozprawiłam się na dobre z barierą 56 minut na tym dystansie.

Bieżący rok rozpoczęłam treningowo mocno. Chciałam wrócić do formy sprzed dwóch lat i jako tor testów padło na falenicką wydmę i cykl Zimowych Górskich Biegów w Falanicy. Co start poprawiałam wynik, złamałam też 20 minut na jednej pętli. Tu obszerna relacja z trzech moich startów. Do siły biegowej doszła w treningach szybkość w postaci tempówek i dłuższych biegów ciągłych (u mnie to były biegi o narastającej prędkości). Łatwo nie było, szczególnie dla głowy, ale widząc progres raźniej mi było powtarzać treningi. Sukcesy (nawet małe) uskrzydlają.

Jako cel minimum postawiłam sobie złamanie 55 minut na dystansie 10 km. W głowie pojawiały się ambitne myśli, aby złamać 54 minuty - to był cel maksimum... Nawet pod tego maxa sobie spisałam tempa treningowe...

Zdjęcie mojego plannera
Co prawda, w piątek przed startem dwusetki biegałam po 3:50, ale do Radomia jechałam nadal łamać 55 minut. Wtorkowe dwukilometrówki, które biegałam z burczeniem w brzuchu, nie wyszły w tempie startowym i bardzo ostrożna byłam w ocenie swojej formy...

Bieg Kazików, 5 marca 2017

W zasadzie niewiele pamiętam z samych zawodów... Wystartowaliśmy i zaraz zrobił się korek na zwężeniu przy flagach sklepu Piotr i Paweł. 


Pomyślałam wtedy "Standard, trzeba będzie gonić, by wyrównać tempo", niefajnie było wymijać poparowanych biegaczy... Jedyne co, było w dół, więc wszyscy gnali.

Znajdź mnie w tłumie :)
Nie przebiegłam jeszcze 400 metrów, a zagadała mnie kobieta...
T: A na jaki czas pędzi, koleżanka?
R: 55, może 54 minuty...
T: ja też.... bo wiesz, we dwie to łatwiej. Mnie dwa tygodnie temu taki facet ciągnął i zrobiłam życiówkę. Teresa jestem.
R: A ja Renata. Dwie Renie - silę się na uprzejmość, ale wiem, że będzie mi przeszkadzała...
T: We dwie się pociągniemy. Będzie dobrze. 
(...)
T: To biegnij, sprawdzaj sobie tempo. Będę obok...
R: Ok. - staram się mówić jak najmniej. 
Mija pierwszy kilometr, ktoś z boku mówi, że ma tempo 4:59 km/min. Dobrze, że do mnie to niedociera, bo jak nic zatrzymałabym się wystraszona. Ja tak szybko nie biegam przecież!
T: Wiesz, dla mnie to za wolno...
R: To leć... - i poleciała! Ufffff! 

Zerkam raz na jakiś czas na zegarek. Staram sie, aby tętno nie było wyższe jak 190 uderzeń, jak rośnie zwalniam i uspakajam oddech. Trasa jest dość pokręcona, staram się nie nadganiać dystansu.


Pierwsza piątka przebiegnięta w 26:28, czy ja to utrzymam? Na zbiegu lecę luźno i staram się uspokoić oddech. Jestem zmęczona, ale para w nogach jest. Zaczynam odliczanie kilomerów do końca.


Zwiedzać to zbyt wiele nie nazwiedzałam się w czasie biegu, bo kontrolowałam tętno i patrzyłam pod nogi. Na drugim kółku trafił mi się na jakiś czas kompan, który non stop do siebie mówił. Na głos. "Dobrze jest, będzie życiówka", "Utrzymać to tempo", "O rany, jeszcze ten podbieg". Co dalej mówił, nie wiem, bo został w tyle...

U mnie im bliżej mety, tym bardziej tętno rosło. Ale na finisz pozwoliłam sobie dopiero od czwartego kilometra.

Wykres tempa i tętna 
Zmęczenie dawało o sobie znać, zaczęłam głośno dyszeć. Jakaś zaniepokojona dziewczyna zapytała, czy dam radę, dopiero gdy z uśmiechem odpowidziałam jej "Pewnie!", odpuściła. Mi takie głębokie oddychanie pozwala się lepiej wentylować, a że to głośne... No trudno...

Pięćset metrów przed metą, w parku, zerknęłam na zegarek. Tętna już nie kontrolowałam, ale spojrzałam na czas. Na zegarku było 50 minut! 50 minut! Kurde! Aby tego nie spieprzyć... Nie leciałam do mety w trupa, bo mogło się to skończyć zawałem lub zgonem. Starałam się utrzymać tempo i samopoczucie na tym samym poziomie. Wbiegłam na metę, ale nie widziałam zegara z czasem...Tuż przede mną kończy zawody Teresa, ta która zagadywała mnie na początku. Dopiero po kilku głębszych oddechach zerkam na zegarek. Złamane 53 minuty!!!!!!! Drugą piątkę zrobiłam w 26:17.

Oficjalny czas: 52:45, co oznacza, że poprzednią życiówkę poprawiłam dokładnie o trzy minuty! Przebiegłam 10 km w tempie 5:13 min.km, a tak biegłam dwa lata temu piątkę! To nieprawdopodobne, ale mega satysfakcjonujące. Jestem z siebie dumna. Poważne podejście do treningów i są efekty! 

Moje lokaty:
open miejsce 698/1033 (54% stawki)
open kobiet miejsce 93/244 (38% stawki)
kat. K30 miejsce 50/115 (43% stawki)

fot. Pani Policz
Był cel minimum, był cel maksimum, a wykonanie rozwaliło system! Pora zrobić kolejny krok... Poprawić wynik w półmaratonie. Obiecałam sobie, że zrobię o wówczas, gdy będę gotowa łamać dwie godziny i... teraz jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz