W związku z tym, że kwetniowe 52 km pod Elblągiem miały być rozgrzwką przed kolejnym startem na tym dystansie, tj. Maratonem Rzeźnika w Bieszczadach z przewyższeniem 2.250 m, to przygotowania trawają dalej.
maj 2022
Odpoczynek po Ultra Wysoczyźnie zahaczył o majówkę na Podhalu, więc regeneracja przebiegała dość aktywnie. Biegania było niewiele, ale za to spacerów górskich sporo: odwiedzona Rusinowa Polana, Kopieniec, Tarasówka, a także Dolina Białej Wody. Panoram Tatr skompletowałam kilka - wygrywa ta:
Panorama Tatr z Tarasówki (Małe Ciche) - fot. własna
Wydawało mi się, że po chwilowej odsapce wrócę do kilometraży tygodniowych bliższych 40 km, ale jednak życie zweryfikowało te ambitne plany. W majowe tygodnie biegałam między 21 a 26 km. Było regularne pływanie i sporo roweru, ale głowę zaprzątały też rodzinne sprawy, a to zawsze hamuje moją zadaniowość i mocno stresuje, a to z kolei wpływa na regenerację i możliwości ciała.
Fajnie było wyjść w jedną z sobót na krótką przejażdżkę rowerową, a wrócić po 60km do domu, ale gdy odpoczynek po takiej wycieczce trwa do wtorku, to jednak trzeba brać poprawkę na całokształ i nie zachetać się ani fizycznie, ani psychicznie. Moje majowe bieganie kosztuje mnie sporo wysiłku i męczy, co genialnie pokazuje fotka z 400 Parkrunu Warszawa-Praga.
Na mecie Parkrun Warszawa-Praga - fot. Marcin.biz
Wrzucam zatem ciut na luz i robię, ile mogę. Co oznacza, że średnio wybieguję po 6-8 kimometów na wyjście i jak wolę zostać w domu, to zostaję. Często zamieniam bieg na rower. Posuwam się również do ucieczki na jeden dzień na wschód. Wietrzenie głowy na Podlasiu w pięknych okolicznościach przyrody wśród kwitnącego rzepaku i Krainy Otwartych Okiennic pomaga naładować akumulatory i zdystansować się do codzianności. 30 kilometrów po wioskach i lasach z dala od zgiełku, za to w pełnym słońcu robi robotę.
Pole rzepaku gdzieś pod Trześcianką - fot. własne
Maj kończę z wybieganą setką, 150 km na rowerze i lekkim strachem przed zakwasami po Maratonie Rzeźnika. Czerwcu, przybywaj!
30.06.2022
Czerwiec przybył, jednak mimo zakusów na bieganie w Bieszczadach nie stanęłam na starcie w Cisnej. Przez maj przetoczyła się rodzinna batalia zdrowotna i odbiło się to na bieganiu. W czerwcu wcale lepiej nie było.
Pierwszy raz w dzień zawodów po przebudzeniu się nie miałam ochoty iść na start. W takim stanie psychicznym i na niedotrenowamiu mogłam doprowadzić się tylko do cierpienia na każdym kilometrze. Uznałam, że nie chcę sobie tego robić. Zostałam. Sen był lepszym rozwiązaniem na ten poranek 16 czerwca niż bieganie. Nie żałuję tej decyzji. Nie jestem robotem. Rzeźnik poczeka lub nie będzie musiał. Zobaczę, gdzie życie zaprowadzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz