sobota, 15 lutego 2014

powrót na wydmę po życiówkę

Samopoczucie przed startem w Falenicy z serii tych, których nie znoszę. Apatia, rozdrażnienie i wszechogarniająca niechęć do biegania w ogóle! No i standardowo... po takim poranku jest życióweczka o 2 minuty lepsza od tej z 14 grudnia (wówczas tempo 7:32 min/km, dziś 7:07). Powrót do Falenicy po styczniowym odpoczywaniu, taki jak lubię!


Wszystkie podbiegi podbiegnięte, zbiegi i płaskie odcinki były regeneracyjne, na uspokojenie oddechu. Na pierwszym kółku lekko narzekałam na spiętą lewą łydkę, ale po jakimś czasie się rozruszała.


Dziś ganiałam dwie kobiety. Na pierwszym kółku Czarny Dres, na drugim Pomarańczowy Bezrękawnik. Obie odchodziły mi na płaskim, ale doganiałam je na podbiegach. Czarny Dres został w tyle na drugim podbiegu drugiej pętli, wtedy zaczęłam się czaić na drugą biegaczką. Wyprzedziłam ją dopiero na ostatnim podbiegu, kiedy zrezygnowana przeszła w marsz.

fot. Dorota Świderska
Tak sobie na koniec pomyślałam, że w sumie inni biegacze dziś też byli lekko aspołeczni, bo na drugiej pętelce, gdy masowo zapętlają mnie dyszkarze, usłyszałam tylko dwa razy "cześć" i raz "Brawo, Renata!".

Czekam na fotorelację z biegu i oficjalne wyniki, bo to one będą na medalu. A na ostatni bieg w cyklu snuję plan, aby pobiec dychę. Fajnie by było się zmieścić w godzinie... Będzie ciężko.

**********************

Oficjalne wyniki: 43:08, 53/62 open. Zatem dwie minuty i dziewięć sekund lepiej niż w grudniu. Jeee!

2 komentarze:

  1. No przepraszam bardzo, ja wołałem "Dajesz, Renia !" na finiszu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Ktoś tak krzyczał :) Dzięki!

      Tu bi onest - dwoje klubowiczów wyprzedzając mnie też pozdrawiało :) teraz sobie do-pamiętałam :)

      Usuń