piątek, 4 maja 2018

jak się do ultra szykowałam czyli plany jedno, życie drugie

lipiec 2017
Tak to już najczęściej jest, że jak pojadę gdzieś na zawody kibicować, to kiełkuje we mnie myśl, że "a może ja też?"... Tak było, gdy w kwietniu 2013 roku kibicowałam maratończykom i zechciałam sama przebiec królewski dystans. Dokonałam tego w listopadzie tego roku w Toruniu - tu relacja. W maju 2017 kibicowałam triathlonistom i zamarzył mi się dystans 1/8, a w lipcu wzruszając się na mecie Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich w Lądku Zdroju postanowiłam, że ja też zostanę ultrasem. Na debiut wybrałam sobie Ultra Trail (dystans 68 km), bo jak kończyć ultra, to tylko wśród lądeckiej publiczności pod Domem Zdrojowym Wojciech.  

Rok na przygotowania to sporo, a ja do pracy wzięłam się od razu: były analizy trasy i międzyczasów zawodników, testy trasy i limitów, a także plany na kolejne miesiące pod kątem ultra...

Plany.
(1) etap przygotowań roboczo nazwany #kuMaderze, który zacznę pewnie w listopadzie, a w jego ramach
(a) dwa cykle na wydmie:
listopad/grudzień - Jesienne Wesołe Biegi Górskie na dystansie 6 km,
grudzień-marzec - Zimowe Górskie Biegi w Falenicy (wiadomix, mój "must have"),
(b) starty dłuższe w tym dwa półmaratony (w terenie i na asfalcie) oraz wprawka do ultra w górach:
grudzień - Winter Trail Małopolska (48 km, cross, przewyższenie 2800 m),
luty - Zimowy Janosik, Zawiany Pyzdra (23 km, cross, przewyższenie + 458 m, - 892 m),
marzec - półmaraton warszawski (asfalt),
(c) start docelowy: kwiecień - maraton w ramach Madera Island Ultra Trail  (42 km, cross, przewyższenie + 1700 m, - 2400 m).

(2) jak mnie dystans maratoński na Maderze nie pokona (dotychczas po obu maratonach na asfalcie miałam kontuzje pasma biodrowo-lędźwiowego), to w maju przejdę do kolejnego etapu przygotowań #doultra. Myślę, o tym, aby pojawić się w okolicach Lądka w czerwcu i zrobić etap trasy Ultra Trail z wejściem na Czernicę oraz przelot między Złotym Stokiem a Orłowcem.


Testy trasy.
Ostatni etap znam ze Złotego Półmaratonu z 2016 roku, więc mogę sobie testy odpuścić, a etapy (1) między Przełęczą Lądecką a Złotym Stokiem i (2) z Lądka przez Trojak i Przełęcz Gierałtowską do Starego Gierałtowa zrobiłam będąc w Lądku w 2017 roku. Przypadek? Nie, jak już obrałam za cel 68 km, to następnego dnia zrobiłam pierwszy etap trasy. Cała ja!


Limity.
O ile dwie godziny między Przełęczą Lądecką a Złotym Stokiem były w moim wykonaniu nierealne. Zabrakło do limitu dobrych 10 minut. O tyle, pierwsza część trasy pokonana w 1:45, a limit na punkcie na Przełęczy Gierałtowskiej wynosi 2:30. Niby dobrze, ale... zawodnicy, którzy zmieścili się w limicie 12 godzin, zrobili ten odcinek w półtorej godziny. Jest co poprawiać. W porównaniu do zawodników lepiej wypada też odcinek Przełęcz Lądecka - Złotym Stok, bo mało kto z osób, które ukończyły w limicie pokonał go w dwie godziny. Przyznać trzeba, że zawodnicy mieli już na starcie z Przełęczy Lądeckiej w nogach 34 kilometry, a robiąc pierwszy etap pewnie stopowali się ciut, no bo to ultra, a nie półmaraton...

Cele.
Na tapetę biorę międzyczasy dwóch zawodniczek z końca stawki. Prawie "z końca stawki", bo nie tak "z końca końca" z okolic limitu wyznaczonego przez organizatora, czyli 12 godzin. Mam (już dziś) apetyt na lepszy wynik. Cel A to złamanie 11 godzin, cel B to czas krótszy niż 11,5 godziny, a cel C ukończenie w limicie. Jak widać na wynikach poniżej, jak się zacznie wolniej jak kobieta z "moim celem A", to można po 34 kilometrze przycisnąć i polepszać międzyczasy.   

wyniki kogoś z 2016 jako cel A
Fakt, nie wiem co się działo na trasie obu Paniom. Gdybam, oglądam tylko cyferki i kalkuluję z kanapy. Nie mam pojęcia jak biegają, czy to były ich pierwsze zawody czy dwudzieste, czy się przygotowywały czy nie. Nie wiem, jak ja zareaguję na dystans i pogodę. Rozpoznanie w wynikach ma być informacyjne. Lubię biegnąc mieć cele i je realizować. Nawet jeśli to czasy między punktami kontrolnymi.

wyniki kogoś z 2016 jako cel B

Lektura.
Przy okazji porządków na blogu okazało się, że ja rozczytywałam się w pozycjach biegowych o ultra już w 2013 roku.... Mam za sobą lekturę "Ultramaratończyka" (tu recenzja), a także "Dogonić Kenijczyków" (tu recenzja). Myślę, że do tej pierwszej książki chętnie w zimowe wieczory wrócę.


sierpień 2017
Jestem po obozie biegowym w Karkonoszach. Sześć dni, sto kilometrów (tu relacja). Zniosłam to dobrze, mam porównanie do mojej formy i samopoczucia z obozu w 2014 roku, więc wiem jak potrafią boleć zakwaszone czwórki. Teraz poobolewały najbardziej łydki. Cieszy, że ciało zniosło wysiłek. Wspomagałam je rozciąganiem co wieczór. Raz dałam się podłączyć pod impulsy elektryczne, które wspomagają regenerację mięśni (zdjęcie niżej), moje łydki odżyły momentalnie!



Z rad-porad do zapamiętania: po wycieczce górsko-asfaltowej doszłam do wniosku, że moje Inov-8 są wyłącznie w teren. W Lądku jest sporo asfaltu, więc nie ma co odbijać sobie stóp.

Lektura.
Wchłonęłam lipcowo/sierpniowe Ultra. Sporo wiedzy, którą warto praktykować. Uśmiechnęłam się widząc porady dotyczące strategii. Analizę trasy, to ja już mam za sobą.

październik 2017
Tydzień w Bieszczadach przed startem w Łemko Trail (30 km) to był dobry pomysł. Na początku tygodnia dwie wycieczki: dłuższa - 20 km z szybką piątką (28 minut) na zmęczonych nogach na koniec (trasa: Wołosate - Tarnica - Halicz - Przełęcz Bukowska - Wołosate) i krótsza (10 km) za to z przewyższeniami (trasa: Przełęcz Wyżniańska - Połonina Caryńska - Przełęcz Wyżniańska - Mała Rawka - Przełęcz Wyżniańska). Taka aplikacja kilometrów i przewyższeń zabolała, ale po starcie na 30 km (mój pierwszy raz dystans większy niż półmaraton w terenie - tu zadowolona relacja) nie było pół zakwasa, a nie oszczędzałam się na trasie wcale! Dzień po miałam energię na rozbieganie z Duszatyna do Jeziorek Duszatyńskich (8 km).

Testy przeszły buty - stare sprawdzone Mizuno Wave 7 oraz bardziej drapieżne inov-8 x-Talon 212. Na zawody wybrałem te drugie, bo na trasie było błoto. Mizuno były idealne na wycieczki, gdzie część trasy pokonywałam na asfalcie. Ubraniowo przyczepiłabym się tylko do bielizny - to co nie obciera na półmaratonie, na dystansie dłuższym zostawia ślad - bezszwowe majtki Under Armour będą miały zamiennik.

Zmiany w planie #ku Maderze - z planu wypadł start w Biegu Chomiczówki, pojawiły się za to starty w ramach Wesołych Biegów Górskich (edycja jesienna), głównie jako przetarcie przed zimowym maratonem górskim w Lubogoszczy (Winter Trail Małopolska). Planuję jeszcze powrót na Grand Prix Warszawy na wiosnę na kabacką dychę, do kwietnia mogą się odbyć dwa-trzy starty.

grudzień 2017
Winter Trail Małopolska i 49 km z przewyższeniem 2.800 metrów za mną (tu relacja). Kondycja jest, nogi niosły. Kamień milowy w drodze do ultra w Lądku zaliczony. Przewyższenie na obu trasach podobne - w Lądku czeka mnie tylko sto metrów więcej. Byłam prawie 10 godzin na trasie, bez kryzysów, kontuzji. Napierałam ciągle do przodu. Żywieniowo nie zawiodłam - jadłam na punktach i między nimi.
Potwierdza się, że dobrze reaguję na akcent tydzień przed zawodami. Osiem dni przed tym startem zrobiłam 33 km w ramach Duchowego Biegu Trailowego. Nogi dzień po mnie nie bolały - one mnie darły (sporo biegania po kostce i asfalcie), był kryzys w trakcie (24 kilometr), a tydzień później w górach nic takiego się nie przytrafiło. Najbardziej po pierwszym ultra bolały pośladki i biodra, ale w poniedziałek wracałam do normy. To było nic, jak sobie przypomnę ból całego ciała po pierwszym półmaratonie!

luty 2018
Kończę z satysfakcją cykl Zimowych Górskich Biegów w Falenicy (tu relacja), co start robiłam życiówkę, a samopoczucie jakby lepsze... Zaczęłam biegać wybiegania z szybszą grupą w MPK, póki co jeszcze nie pełne dystanse, urywam im się po paru kilometrach, ale tempo około 6'00'' utrzymuję.
Na tapecie przygotowania do półmaratonu warszawskiego. Przełom lutego i marca spędzam w Tatrach biegając w siarczystym mrozie po -20. Brrr! Zaczęłam pilnować miesięcznego kilometrażu.

Co przyniosło życie?
Po powrocie z Tatr dopada mnie infekcja, z którą nie mogę sobie poradzić przez miesiąc. Nawet do startu w maratonie na Maderze nie przygotowałam się tak, jak powinnam. Brak wybiegania przed maratońskim dystansem w górach boli, szczególnie gdy ostatnie 13 km biegnie się wzdłuż lewad prawie po płaskim, a ja ledwo powłóczyłam nogami... Z taką bazą jedyne co warto - to zmienić plany i w Lądku zamiast 68 km pobiec krótszy dystans - maraton.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz