czwartek, 24 marca 2022

upadki już były, pora na wzloty czyli moje kolejne podejście do regularnego biegania

Wyjście z regularnego i fajnego (jak na/dla mnie) biegania, jakie nastąpiło jeszcze w 2019 roku (podsumowanie AD 2019 w linku), przeciągnęło się aż do jesieni 2021 roku. Patrząc na to, co było moim udziałem przez ostatnie lata, uznaję, że to pokłosie historii osobisto-rodzinnych, zdrowotnych i pandemicznych stresów (również zawodowych). W 2020 i 2021 roku głównie biegałam relaksacyjnie i towarzysko. Mowy o trenowaniu nie było, bo co wchodziłam w rytm biegania z planem, to pojawiała się niemoc. 

Kolejny "nowy start" nastąpił przed świętami Bożego Narodzenia i mając na uwadze, że robię ten wpis 26 lutego, zdecydowanie można uznać, że tym razem się udało. Biegam! Znowu! Po 10 latach od pierwszego wyjścia na bieganie, po lekturze "Pod górę. Trening dla biegaczy i skiturowców" autortswa m.in. Jorneta Kiliana postanowiłam wrócić do biegowego przedszkola i skoncentrować się na bieganiu na tętno. Rezonuje ze mnie cały czas maksyma z "Pod górę", że jak nie wiesz jak pobiegać, to pobiegaj wolno - to zrobi Ci najlepiej. Zrezygnowalam więc z rozpisek trenera, przestawiłam głowę z biegania na truchtanie, zaczęłam słuchać swojego ciała i zegarka, który podpowiadał wskazaniami tętna, czy dziś to nie lepiej zostać w domu. Jestem zadaniowcem, więc jak miałam w planie treningowym coś do wybiegania, to choćby skały srały szłam i realizowałam trenerskie założenie. 

Styczeń 2022
Biegałam wolno i bacząc na tętno - to była nowość. Zapomniałam, że kiedyś potrafiłam szybciej. W tym czasie tylko raz wybiegałam dystans 10 kilometrów. Moje bieganie to były najczęściej około godzinne wyjścia z dysyansami 7-9 kilomterów. Dwa razy w styczniu zdarzał mi się mocnejszy bieg - były to starty w Zimowych Górskich Biegach w Falenicy (ukończone z czasami 43'11 i 43'36 - porównywalne z rokiem 2014, rekordy tej trasy są z 2017 roku i oscylują około 40 minut).

Jak w skupieniu zdobywam falenicką wydmę :)

Dopiero po miesiącu regularnego biegania i setce w nogach sięgnęłam po "Bieganie metodą Danielsa" by wspomóc się wiedzą guru. Był to dobry moment by w biegi spokojne włączyć przebieżki, a raz w tygodniu zrobić mocniejszy akcent.

Pamiętam, jak zaczynałam trening 2x15minut w tętnie progowym, nie dawałam złamanego grosza, że po spokojnym bieganiu ponad 7 minut na kilometr wykrzesam z siebie tempo niższe niż 6 minut na kilometr. Tymczasem... pierwsza seria pobiegnięta po 5'50, a druga 5'45. Wtedy poczułam, że truchtanie na tętno działa. Z szelmowskim uśmiechem wracałam do domu.

Styczeń skończyłam z wybieganymi blisko 120 kilometrami w czasie 15 wyjść. Regularnie pływałam dwa razy w tygodniu, pamiętałam o rozciąganiu. Spałam dużo i czasem ucinałam sobie drzemkę w ciągu dnia.

Luty 2022
W pierwszym tygodniu lutego miła zaskoczka na trasie Zimowych Biegów Górskich w Falenicy - pobiegłam 41'46 czyli blisko dwie minuty lepiej niż w styczniu. Czułam wybieganie i na płaskich odcinkach mogłam przespieszyć. Tydzień później dane mi było zasmakować mocy przyspieszania jeszcze podczas Wieliszewskiego Crossingu na dystansie 10 kilometrów z przewyższeniami. Zaczęłam (jak lubię) wolno i spokojnie, a potem od trzeciego kilometra wyprzedzanko, które nakręca moje nogi i głowę. Kolejna sobota przyniosła czas 41'33 na falenickiej wydmie. Na tym lutowe eskcesy na zawodach kończę. Starczy :)

Znowu poczułam wiatr we włosach podczas zawodów, Wieliszewski Crossing

Pod koniec miesiąca zafundowałam sobie jeszcze trening 4(2x200/200 i 400/400) i czasy odcinków, jakie wybiegałam zadowoliły mnie. 200tki były po '58, a 400tki po 1'59. Powoli przesuwamy formę ku tej z lutego/marca 2019 roku, kiedy poszły w niwecz stare życiówki na 5km i w półmaratonie.

Luty to wybiegane 110 kilometów w czasie 14 wyjść. Nadal regularnie pływam i joguję. Dołączyłam sobie jeszcze plankowe wyzwanie, ale okolice minuty mnie póki co shamowały i czekam aż przyzwyczaję ciało do tego czasu. 

Zwyżka formy jest zauważalna przez codziennego świadka moich biegowych ekscesów, tj. Garmina. 


Marzec 2022
Rytm i regularność biegania dają spodziewane efekty. W pierwszą sobotę marca kończę falenicki cykl z czasem 40’25. Ocieram się tym samym o życiówkę (brakuje 11 sekund), pozostaje niby niedosyt trójki w wyniku z przodu, ale to już cel na kolejny rok. Cieszy, że pętle pokonywałam w lekko ponad 20 minut, a to pokazuje, że od stycznia zrobiłam bezdyskusyjny progres. 
 

Test pozimowej formy był zaplanowany na Półmaraton Marzanny w Krakowie (pandemicznie przekładany pięc razy termin od lutego 2020 roku) i został zdany przeze mnie zadowalająco. Pobiegłam 21 kilometrów jednym tempem 6’06 na kilometr, a jestem z tych rozgrzewających się w trakcie biegu i wolę tempo narastające. Ostatnie dwa kilometry biegłam totalnie głową, szkoda było mi zaprzepaścić to równe tempo, jednak kosztowało to mnie dużo wysyłku. Co by nie podkreślić nie biagałam tym tempem długich odcinków. Wybiegałam ten wynik praktycznie z truchtania.

Ostatecznie na mecie pojawiłam się w czasie 2:09 i choć były zakusy, że może uda się przebyć ten dystans z tempem niej 6'00, to zdecydownanie nie było takiej opcji. Dyspozycja dnia była dobra, ale falistość trasy mnie zaskoczyła. Ilość pochylni, zbiegów i podbiegów w bieganiu do i od Wisły nie miała końca. Fantastycznie za to wyprzedzało mi się od niemal samego początku. To mega nakręca!

fot. z galerii organizatora z facebook.com

Co dalej?
Ostatnie dni marca podzielę między odpoczynek i powrót do biegania oraz rowerowania. Po powrocie z Krakowa organizm zapodał infekcję i katar jak 150, więc nie ma opcji, że zacznę aktywności za wcześnie. Nawet basen odpuszczony.

Niżej dzielę się narzędziem, które pomagało mi w ciagu 12 tygodni (od początku trenowania, tj. od 20 grudnia do półmaratonu) kontrolować przemierzone kilometry i czas spędzony na aktywnościach. Pilnowałam, aby nie było zbyt wysokich przyrostów między tygodniami i nie było to w sumie trudne, bo jak zdarzał się mocniejszy tydzień, to potem organizm sam dopominał się o regenerację.


Marzec domykam biegowo w 138 km podczas 15 wyjść. Rowerowo zrobiłam 68 km. Treningi dopełniał basen (6/9), joga i masowanie mięśni pistoletem (nowe narzędzie przyjemności).

Trzymiesięczy etap budowania bazy można uznać za ukończony. Biegam przyzwoicie, mogę dalej szlifować formę. Na ten rok nie planuję życiówek i mocnego ciśnięcia. Będę kontynuować tętnowe bieganie, bo widzę, że mi służy. Zamierzam również radośnie przemierzać trasy, bo na pierwsze półrocze plany ultra są. Pięćdziesiątki welcome back!

Acha! Od 28 marca 2022 roku koniec z obowiązkowymi maseczkami i kwarantannami. Wraca normalność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz