Zastanawiając się teraz, w listopadzie, jakie było moje tegoroczne bieganie, byłam skłonna w pierwszej chwili uznać, że to był taki sobie rok, że nic nie wniósł, że forma w lesie. Jednak, jak się przyjrzałam, jak to było w detalach, to wychodzi mi, że aż tak beznadziejnie nie było, choć może jest, ale o tym dalej...
Zaczniejmy od początku...
Zaczniejmy od początku...
miesiąc | zawody | dystans | wynik | trasa |
styczeń | Bieg Chomiczówki | 15 km | 1:23’26 | asfalt |
luty | Zimowe Górskie Biegi | 10 km | 56’48 | cross |
Wiązowska Piątka | 5 km | 24’48 | asfalt | |
marzec | Półmaraton w Gdyni | 21,097 km | 1:57’22 | asfalt |
Rok wcale nie rozpoczął się dobrze, bo początki w cyklu Zimowych Biegów Górskich w Falenicy były tudne (więcej tu), ale jak się mało biegało pod koniec roku, to czego oczekiwać? Cudu? Nie w sporcie. Ładnie przepracowane dwa miesiące i przyszły sukcesy: luty kończę z dogonionym co do sekundy wynikiem z poprzedniego roku w Falenicy (taka życiówka bis, o której więcej tu), a dzień później nieoczekiwany personal best na pięć kilometrów w Wiązownie (tu relacja) i złamanie 25 minut. Na tej fali dowiozłam jeszcze kolejną życiówkę w półmaratonie w Gdyni i złapałam infekcję, która mnie uziemniła na dłuuuugo... bo ciągnęła się w sumie przez cały kwiecień. Nawet do Poznania na Wings for Life jechałam z osłabieniem... Miał to być start dla zabawy (tu relacja) i w sumie taki się stał.
maj | Wings for life | 16,62 km | asfalt | |
Rykowsiko | 36 km | 4:28'49 | cross | |
czerwiec | SuperMaraton Gór Stołowych | 54 km | 9:22'50 | cross |
Ambitnych i policzalnych planów na dalsze starty letnie nie miałam, bo z asfaltu przeszłam w teren, gdyż w czerwcu czekał na mnie SuperMaraton Gór Stołowych i wydłużanie dystansu na trasie (poprzedni długas miał 53 km). Tym sposobem ukończyłam piąty maraton w terenie (liczę je wszystkie w podsumowaniu poprzedniego roku, czyli tu).
Po tym starcie organizm poczuł wstręt do biegania, co zaowocowało na lipiec i sierpień roztrenowaniem. Przesiadłam się wówczas na rower i sporo bywałam na sali na zajęciach fitness. Do listopadowego półmaratonu i maratonu czasu wydawało się wiele, gdy rozpoczynałam swoje dziesięć tygodni przygotowań, a one minęły jak z bicza trzasł. Z wypracowaną w tym czasie formą to ja o planach łamania życiówki mogłam zapomnieć.
listopad | Półmaraton Świdnicki | 21,097 km | 2:03’34 | asfalt z przewyższeniem |
grudzień | Clonakilty Waterfront Marathon | 42 km | 4:49' | asfalt z przewyższeniem |
Mogę być nie do końca zadowolona z miejsca, w którym obecnie jestem. Chociaż pewnie chłodne kalkulacje (o dzienniczku treningowym z przygotowań do półmaratonu więcej w linku) pokazują, że jestem, gdzie jestem i nie ma co dramatyzować. W końcu przebiegłam maraton (relacja tu) i nie leczyłam zakwasów przez tydzień jak wcześniej bywało. Nauczyłam już ciało, że takie ekscesy są przeżywalne.
na trasie w Świdnicy, fot. fotosa.pl |
Trenowałam od początku września regularnie, co nie oznaczało że efektywnie, bo głowa nie mogła koncentować się na treningach li tylko i wyłącznie. Jesienne starty nie przysporzyły życiówek, ale będą mocnym wstępem do trenowania pod nowy sezon. Wymierne efekty pracy zobaczę, ale ciut później. Zdaję sobie sprawę, że gonię swoją formę z końca lutego br., choć na tym samym poziomie byłam również w czerwcu 2017 roku, kiedy to zrobiłam życiówkę na 10 km z wynkiem 51'44. Wiem, że wrócę w to miejsce, bo tam już byłam i chcę tego.
Skoro o zakusach na nowe/stare mowa, to w ósmy rok biegania wchodzę z takimi planami:
- w lutym chcę zmierzyć się z czasem 1:55' w półmaratonie,
- w maju wydłużam znowu dystans - 65 km pobiegnę dookoła Innsbrucka,
- pod koniec września chcę przebiec 42 km na 42 urodziny i to ze złamanymi czterema godzinami.
Insze moje plany, bo nie samym bieganiem ostatnio żyję: w lipcu chcę zadebiutować w tri na dystansie sprint, więc pluskam się na tę okoliczność regularnie (szczegóły tu).
Więcej planów nie pamiętam, na wszystkie mocno, ale i radośnie, zapracuję. Dosiego roku!
prognozowane czasy innych dystansów przy PB na 10km - 51'44 |
Skoro o zakusach na nowe/stare mowa, to w ósmy rok biegania wchodzę z takimi planami:
- w lutym chcę zmierzyć się z czasem 1:55' w półmaratonie,
- w maju wydłużam znowu dystans - 65 km pobiegnę dookoła Innsbrucka,
- pod koniec września chcę przebiec 42 km na 42 urodziny i to ze złamanymi czterema godzinami.
Insze moje plany, bo nie samym bieganiem ostatnio żyję: w lipcu chcę zadebiutować w tri na dystansie sprint, więc pluskam się na tę okoliczność regularnie (szczegóły tu).
Więcej planów nie pamiętam, na wszystkie mocno, ale i radośnie, zapracuję. Dosiego roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz