czwartek, 31 stycznia 2013

uliczne potoki


5°C
Aktualnie: Zachmurzenie
Wiatr: zach. z szybkością 23 km/h
Wilgotność: 70%


Była piątka. Na zewnątrz woda w trzech stanach skupienia. Śnieg nasiąknięty wodą, kałuże i lód też. Przedwiośnie. Skakanie między kałużami albo rozbryzg błotnistej brei jedną nogą po udo, chroniący (na szczęście) drugą, która w powietrzu lawirowała... Spodnie do prania, buty do czyszczenia. A ja zmęczona, ale szczęśliwa. Jak to było? Trening skończony dzień zaliczony! To się udało.

Lajcikowy tydzień jeszcze za mną. Chronimy stopę, niech się powoli wdraża. Koncentrowałam się na Krafttreningach. Udawało mi się prawie codziennie poświęcić nań chwilę. Jednak... ćwiczenia siłowe w domowych pieleszach po "nicnierobieniu", to Pikuś w porównaniu do ćwiczeń siłowych po powrocie z biegania! Jak normalnie dawałam radę robić niektórych ćwiczeń po 25-30 powtórzeń, to dziś jak wyciągnęłam 15, to był max! Nie wszystkie szły koszmarnie, ale dzięki nim widzę, jakam słabiutka siłowo. To co w głowie, jest ważne, ale jako część całości, a nie jedyna siła napędowa. Przeczytałam dziś, chyba na fb, myśl: Wystarczy pomyśleć "potrafię" i iść do przodu. U mnie się sprawdza, nie tylko w bieganiu...

Dziś mijają dwa miesiące mojej biegowej przygody. Dość bogatej już. W zawody, rozścięgna bolące, treningi w różnych miejscach, okolicznościach pogodowych, wrażenia, sukcesy małe i duże, porażki, bóle i kroki w tył... Mam poczucie, że dobra aura nad tym moim bieganiem panuje... Wiele osób mi cicho i mniej cicho kibicuje. Dostaję mnóstwo pozytywnych informacji zwrotnych, jak również zapewnień o podziwie, a także trosce: "Taki mróz i śnieg, a R. tam biega...". Za wszystkie z tego miejsca dziękuję!

Statystycznie rekordy (będę się z nich śmiać za pewien czas...) wyglądają tak:




... a treningi w liczbach tak:

Liczba treningów:27
Czas trwania:14g:29m:39s
Dystans:106,51 km
  • Podróże dookoła świata:0,003
  • Podróże na Księżyc:0
Średnia prędkość:7,35 km/h
Średnie tempo:8m:10s
Spalone kalorie:6135 kcal
  • Spalone hamburgery:11

poniedziałek, 28 stycznia 2013

medical check-up


Byłam u doktora. Zebrałam wszystkie możliwe ostatnie badania, przypomniałam sobie co to mi kardiologicznie dolegało jak miałam 16-17 lat i poszłam. Opowiedziałam o dość wysokim pulsie, wrodzonej cherlawości i tendencji do niskiego ciśnienia. Mieszczę się w normie, a (jak orzekł Młody Przystojny Internista) bieganie tylko pomoże wszystkie bolączki usprawnić, poprawić, znormalizować... Po prostu, mam biegać, bo to zdrowe! EKG wyszło poprawnie, tętno jednak niższe, niż te które ja sobie liczyłam..., a skoro nic nie boli, nie kłuje, to tym bardziej - biegać.

Widział mnie też zaprzyjaźniony ortopeda. Rozcięgno z kostką pospołu oglądnąwszy, zawyrokował, że nie ma co się ze sobą pieścić. Rozsądek włączyć tylko, nie forsować się, a stopy szczególnie. "Biegać!"

To biegam... raczkuję też z profilem Radosnego biegania na fejsbuku... bardzo raczkuję!


sobota, 26 stycznia 2013

świeżynka na adrenalinie


-10°C
Aktualnie: Słonecznie
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 92%


W sobotę pojechałam do Falenicy ze strachem na ramieniu. Kwadrans biegania we wtorek, w czasie dziesięciodniowej przerwy biegowej, to jednak dużo za mało, a boląca kostka dawała o sobie znać przy każdym rozgrzewkowym kroku. Postawiłam zatem na marsz, a nie trucht. Bałam się, że mogę doznać kontuzji, że nie ukończę dystansu. O rekordach nawet nie myślałam, bo dwudziestocentymetrowy śnieg realnie kazał odnieść się do tej kwestii. Leśne, zimowe krajobrazy cieszyły jednak oko.






Było zimno. Minus 10. Mróz szczypał w nos, dość wcześnie rozpoczęłam rozgrzewkę, więc zdążyłam trochę zmarznąć zanim rozpoczęły się zawody. Wyjątkowo wcześnie pojawiłam się też na starcie. Obserwowałam powoli gromadzących się zawodników. Czułam jak rośnie atmosfera rywalizacji i napięcia. We mnie też poziom adrenaliny zaczął rosnąć, co wpłynęło jak środek przeciwbólowy na kostkę. Zupełnie przestała boleć. Udało mi się nawet przebiec przed startem kilka metrów. Koncentrowałam się bardzo na tym, aby rozłożyć siły na spokojny bieg. Liczyło się tylko pokonanie dystansu.




W czasie biegu wyszło słońce. (Nie pamiętam, kiedy ostatnio było słonecznie w Warszawie.) Myślę, że każdemu wzrosła w tym momencie motywacja. Trasa była trudna do pokonania, już przed startem pojawiały się opinie, że będzie fizyczna masakra. Biegliśmy w śniegu po kostki, stopy zapadały się w nim. Były miejsca, gdzie ten sypki śnieg zmielony był z piachem. Zdarzyło się, że śnieg sypał się mi do buta. Nie pamiętam, jak nazywają się nakładki antyśniegowe na buty, ale dziś były absolutnie na miejscu. Zmarznięcie przedstartowe odpuściło dopiero na drugim kilometrze. Rękawiczki zdjęłam prawie na trzecim. Udało mi się dobiec do mety, ale w czasie najgorszym z dotychczasowych: 0:31:03.

A tu wyprzedza mnie lider wyścigu na 10 km.



Zimowe falenickie bieganie po raz kolejny pokazało, jak różnorodne warunki mogą panować na trasie. Był mróz mniejszy i większy, raz było na plusie. Był lód, był piach, był do kompletu i śnieg. 

piątek, 25 stycznia 2013

boli


Ból usytuowany w kostce wciąż daje o sobie znać przy chodzeniu. W środę lekko kulałam, bo stanie na lewej stopie powodowało dyskomfort. Prawdopodobnie w sobotę w Falenicy będzie ciężko, bo bez rozbiegania...

wtorek, 22 stycznia 2013

wracam...


-8°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płn.-wsch. z szybkością 14 km/h
Wilgotność: 86%


Miałam zamiar wrócić do treningów już w weekend, ale stopa jeszcze pobolewała, więc dałam jej wytchnienie jeszcze chwilę. Do poduszki poczytuję Skarżyńskiego, z jednej strony staram się postępować rozsądnie, w końcu boli, a z drugiej prawie na każdej stronie czytam, że im dłuższa przerwa, tym trudniej wrócić do formy sprzed przerwy...

Dziś miał być lajcik, no i był. 2 kilometry tylko, niecały kwadrans truchtu. Stopa bolała, ale mogłam biec. Warunki trudne, jest dużo śniegu, który miele się pod stopami. Bieganie po 22.00 ma ten plus, że spokojnie można truchtać ulicą, gdzie śniegu nie ma.

Przed wyjściem zrobiłam sobie rozgrzewkę wg zaleceń Skarzyńskiego z "Biegiem przez życie", a po powrocie zestaw gimnastyki siłowej. Powinnam spisać ilości powtórzeń, aby móc porównać postępy za pewien czas... Jutro wolne. Spróbuję w czwartek pobiegać 30-40 minut. 

sobota, 19 stycznia 2013

śnieżne kule rehabilitantki


Od wtorku trwa przerwa treningowa. Poprzestaję na ćwiczeniach siłowych w domowych pieleszach, do biegania się nie nadaję, bo ból pięty po kostkę doskwiera. Rozcięgno podeszwowe pokazuje, że jest, żebym o nim pamiętała... Jest lekkie nabrzmienie nawet. Endrjiu zalecił wrzucić piłeczki tenisowe do zamrażarki, a potem rolować bolącą stopą piłeczkę. Czekam, aż się zmrożą zatem.



Kontuzja, o której piszę, może niewielka, ale dotkliwa pojawia się: (a) u początkujących biegaczy, (b) u takich co to się przetrenowali, (c) co to po twardej i trudnej nawierzchni biegają (u mnie kostka Bauma króluje i złogi śniegu po kostki akuratnie) i (d) takich, co to źle stopy stawiają. Myślę, że u mnie każdy z tych elementów ma miejsce, więc "cierp ciało, coś chciało". Powołując się na Skarżyńskiego, lepiej wrócić do treningów dzień później niż dzień za wcześnie...

W tygodniu nabyłam preparat witaminowy "dla aktywnych" oraz potas na pobolewanie łydek. Okazało się, że farmaceuta (lat, na oko, 50+) również biega, wymieniliśmy doświadczenia, dystanse i swoje preferencje "czy w słuchawkach czy bez". Nigdy nie sądziłam, że to "swój" człowiek. Jak to mówił docent Wolański "dziwienie jest immanentną cechą istot myślących".

wtorek, 15 stycznia 2013

aponeurosis plantaris



-4°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płn.-zach. z szybkością 2 km/h
Wilgotność: 86%




Było 5 km, ale koszmarnie pod kątem bólu stóp! Kondycyjnie ładnie się biegło, oddech nie szalał, ale stopy odmawiały posłuszeństwa. Bolały, mrowiły, masakra! Potem rwaly i nie daly zasnąć, głównie pięty, ale podeszwy też. 

Zarządzam przerwę techniczną do odwołania. Znaczy się lepszego samopoczucia, głównie, lewej pięty. O rozcięgnie podeszwowym (z łac. aponeurosis plantaris) się zaczytuję i myślę, że to dobra diagnoza, bo najgorzej jest rano...

poniedziałek, 14 stycznia 2013

bardziej Marry niż Krwawa dla mnie


Po niedzielnej dyszce zauważyłam podrażnienie na bliźnie na udzie, poobserwuję ją trochę, a potem ewentualnie zacznę zaklejać, jeśli to od poruszania spodniami po skórze... Swędzi! A nie bardzo mogę się drapać, bo to pod pośladkiem prawie! Generalnie nielekko mi się wstawało, ale już kwadrans na chodzie załagodził pobolewania pleców, ud i łydek.


Trener zawyrokował: "skurcze wynikają z braku suplementacji… Musisz włączyć jakiś Vigor albo Bodymax… a pić tylko Krwawą Marry, ale bardziej krwawą niż Marry, bo wódka osłabia i zabiera wodę z Twojego i tak wysuszonego organizmu, a Ty prawie nie masz tyłka, zupełnie jak biegaczki maratońskie < 3h30min"Nie ma to jak kilka słów postronnego obserwatora. Ustaliliśmy też, że drętwienie nóg nie powinno mieć miejsca. A ja nie ściskam stóp sznurówkami. No, ale jest!

Jestem też "zapisana" na bieg Wedla, znaczy się zapisy już zamknięte, ale organizatorzy obiecują, że pozwolą każdemu pobiec, tyle że trza wystać swoje w dniu zawodów. O Grand Prix Warszawy też myślę, dycha musi mi wejść w krew. A potem połówka w Wiązownej (jako Rumunka prawdopodobnie, bo "z pewną taką nieśmiałością" to będzie start), gdzie "dowleczemy Cie tam do mety choćby za tyłek!". No i jak się sprawię to trener obiecał w warszawskiej połówce: "tylko uśmiechy, kwiaty, goździki, medale na Narodowym". Tak lubię!

niedziela, 13 stycznia 2013

pierwsza dycha: na pohybel Katarzynie!


-5°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 93%


Ambitnie dziś postanowiłam dać z siebie więcej i zrobić dystans 10 km. Zaczęło się nawet leciutko. Pierwszy kilometr był przyzwoity, potem do czwartego bolały mnie łydki i zaczęły drętwieć i mrowić stopy. Najpierw prawa, potem lewa... Męczyłam się z tym aż do piątego kilometra z hakiem. Było kilka 2-3 minutowych postojów, bo nie dałabym rady biec dalej. Zastanawiałam się, czy dam radę choćby do ośmiu pociągnąć.... No, ale... jak ruszyłam po tej piątce, to już do końca dałam radę ciągle truchtając (bo dziś miało być langsam). Czułam, jakbym mogła zrobić już każdy dystans pod koniec. To jest ten "runner's high". Mam to!

W czasie biegu słuchałam Pidżamy porno i najgorszy kryzys miałam przy piosence "Katarzyna ma katar", dość osobiście odebrałam tę część tekstu:
Katarzyna ma katar
I to jest nasza szansa
Zeby ona nie przeżyłzimy
Pijmy zdrowie Katarzyny

Pomyślałam sobie: "O nie! Co to, że ja nie dam rady! Żeby mi tu Grabaż plany krzyżował biegowe!". NIGDY! Emocje mną targnęły i W dalszej części biegania przekonałam się do audiobooków. Dziś wwysłuchałam słuchowiska o Wokulskim w Jedynce. Spodobało mi się!

Kilka fot z dzisiejszej trasy. Zahaczyłam aż o Falenicę.




Wylądowałam nawet pod swoim liceum. Ckliwie mi się zrobiło, gdy biegłam wzdłuż boiska... Toż ja zwolnienie z biegów długodystansowych miałam.



To co mnie niepokoi to mój puls. W trakcie biegu nie mam pojęcia jak wysoko sięga, ale w stanie spoczynku jest znacznie powyżej wskazywanych przez Danielsa norm.


Eine Information z realizacji planu treningowego dla trenera czyli A.
Mo - Ruhetag
Di - 4,2 La DL
Do - Krafttraining
Fr - Radfaren (półgodziny)
Sa - 3,3 km Lo. DL 
So - 10,0 km La DL 

Cały tydzień - 21,8 km.
Coach, berichte ich die Wahrnehmung von Aufgaben! ... beinahe.

sobota, 12 stycznia 2013

trzecie wyplute na wydmie płuca



-7°C
Aktualnie: Śnieg
Wiatr: zach. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 93%



Falenickie wydmy po raz trzeci. Nawet nie czuć tego mrozu. Śnieży i jest przyjemnie. Dziś po raz pierwszy biegałam bez kurtki. Tylko dwie warstwy. Najgorzej było tuż przed startem, podskakiwałam, by nie stać się sopelkiem, ale jak już ruszyły konie po betonie, to szybko zapominałam, jakam to rozebrana, a na 2,5 km zdejmowałam nawet rękawiczki. Chwilami śnieg dawał ostro po oczach (a może to moje oczka na biel są wyczulone), ale w takich okolicznościach przyrody biegać to sama rozkosz. Nawet jak ciężko chwilami i zionie się jak smok!







W czasie biegu refleksja mnie naszła, że po płaskim to się, naprawdę, milusio biega... Podbiegi to  wyzwanie. Naumniałam się już korzystać z dobrodziejstwa zbiegu, za pierwszym razem drobiłam kroczki a teraz - raz, dwa walę długie susy. Podglądam tych, co to mają więcej doświadczenia. Warto.

Nie sądziłam, że duch rywalizacyjny włączy mi się na stare lata! A tu kolejny rekord trasy 3,333 km ( i to na falenickich górkachczas: 23:39Do kolejnej rywalizacji w Falenicy dwa tygodnie. Dobrze mi zrobi tydzień wolnego. Bez zawodów, bo przecież nie od treningów, oczywiście. Knuję, aby zmierzyć się z tą trasą sam na sam. Może w piątek? Akuratnie do biegania są rytmy 1-2-2-1 km zaplanowane. Psiakowi powinien się spodobać ten las, smycz nie będzie potrzebna.

piątek, 11 stycznia 2013

rower w styczniu


0°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: zach. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 75%


Rower. Zaczęło się od wyciągania go z otchłani garażu. Nie było to łatwe, ale udało się. Potem lekkie odkurzanie i w drogę! 

Powiem tak, po wczorajszym plus trzy dzisiejsze minus dwa dało istną wybuchową, a raczej LODOWĄ, mieszankę. Każde hamowanie było z zarzutką, opon zimowych w rowerze, to ja nie uskuteczniam. Wieje, więc przyjemność z jazdy byle jaka. Po 30 minutach zdecydowałam, że dla moich członków, zębów i ogólnego samopoczucia lepiej wracać. Szczególnie, że poranny mail od A. brzmiał: "Ostrożnie z tym rowerem!... Potrzebujesz świeżości na górki falenickie!... Moc rodzi się nie tylko zima w czasie biegu, ale także w łóżku i na kanapie...;)". To ja się dziś porozciągam raczej.

Oglądając to uliczne lodowisko i zamarznięty w koleinach lód, moje myśli szybko poszybowały do trasy po wydmach. Wczoraj wyglądała tak. Strategia na jutro będzie przypominać tę z końca grudnia. Dotruchtać do mety, nie połamać się.


Przypomniało mi się, że wczoraj analityk się mi załączył i czkawki dostałam, jak dotarłam do rankingu 10. Zimowych Biegów Górskich. Nic to że wśród biegaczy na mój dystans jestem 64 na 76 osób, bo już w kat. open jestem 27 na 105 osób, a w kat. K35 jestem druga na sześć kobiet. To już wygląda przyzwoicie. Pudło normalnie!

Z kwestii bieżących, chwilowo odłożyłam "Biegiem przez życie" i zaczytuję się w prasie biegowej. Sztuk: jedna, jaką to dostałam od zaprzyjaźnionego Ktosia. (Ktosiu, naprawdę, nie patrz na czas, obwarowania, ZACZNIJ biegać! Na starcie będziesz i tak lepszy kondycyjnie niż mła.)



czwartek, 10 stycznia 2013

rekordy się sypią, panie


0°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: zach. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 93%



Endomondo powiedziało: Przebyła 4.24 km w 35m:01s; nowy rekord życiowy - 1 km w 6m:37s (lepiej o 0m:12s od poprzedniego), a ja wcale nie uważam, że to był dobry trening. Nie dość, że miało być langsamer, to łydki pobolewały. Wczoraj był "Ruhetag", ale bardziej z musu niż ochoty. Na jutro planuję rower.

Zima nie może się zdecydować, być czy nie być. Śnieg z deszczem pada, błoto ogólnie wokoło. Kilka razy wpadłam w niezłą kałużę, która wyglądała na wysepkę śniegu, ale mokro czułam tylko w pierwszej chwili. Obawiałam się, że zimno będzie w stópki, a tu nic bardziej mylnego. Membrana robi swoje.

Bohaterem dnia powinien być jednak shopping. W końcu nabyłam oddychające ubrania. Od stóp do głów się przywdziałam. Bez czapki jeszcze, ale widziałam fajne z daszkiem, a do tego na opaskę na zatoki się skuszę i będzie komplet. 

Próbowałam dziś zrobić zdjęcia mojemu biegowemu towarzyszowi. Jak widać poniżej roznosi go energia i nie ma ochoty na pozowanie do fotografii. Wcale! Rozczula mnie psisko, jak na mój widok szaleje ze szczęścia, biegnie pod drzwi po smycz i czeka aż powiem "Bieg!".




wtorek, 8 stycznia 2013

na całej połaci śnieg



-4°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 93%

Śnieżek prószy, robi się biało. Bieganie po 21ej, więc cicho i pusto. Nawet dziś do mnie Endomondo nie mówiło. Rozkoszowałam się ciszą i uderzaniem butów o podłoże. Chwilami udawało się biec bez psa, który biegał gdzieś po opłotkach a potem do mnie wracał. Ciacho w kieszeni na takie okazje zawsze się przydaje.

Przeczytałam "Bieganie metodą Danielsa", perspektywa maratońska jednak nie dla mnie, nawet myśleć tak nie potrafię. Plany białe, ewentualnie czerwone to mój poziom (czyli najbardziej początkowe). Dzięki lekturze fizjologicznie się podciągnęłam. Już znam wytłumaczenie, czemu w zimnie się lepiej biegnie a w upale gorzej. Chwilę zajęło zanim to pojęłam i sobie wytłumaczyłam z chłopskiego na nasze, ale już kumam. Przede mną Skarżyński "Biegiem przez życie" i duuużo pracy biegowej. Bardzo dużo!

Już w sobotę (i dziś też) skorzystałam z jednaj z rad Skarżyńskiego, że czasem jak się już nie ma siły, to trzeba przyspieszyć! To działa!

A we Wrocławiu... to nawet krasnale biegają!






Eine Information z realizacji planu treningowego dla trenera czyli A.
Di - 4,2 km Lo. DL (tempo 7,09 min/km - naprawdę się starałam! przystanki tylko dwa, na szybkie psa siku; w tamtym tygodniu ta trasa zajęła mi 6 min dłużej).

Info z Endomondo: Nowy rekord życiowy - Test Coopera (12 min) w 1,72 km, lepiej o 67,82 m od poprzedniego.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

wraca zapał

Dziś mała odmiana... Trening siłowy w domu. Miał być rower, ale czasowo się już nie ogarnę zupełnie, a po dwudziestej drugiej nie chcę się szwendać po ulicach. Trener barki i plecy kazali wzmacniać, żadne tam biusty, falbanki i inne pośladki...  Zaopatrzonam w przewodnik po ćwiczeniach siłowych made by home z youtuba, wieczorem oddam się pompkom, podnoszeniom i innym akrobacjom przy krzesłach. Już to widzę oczami wyobraźni, bo moje ręce są mega słabe... 

W niedzielę biegałam, a jakże! Było 30 minut z trzema kilometrami z hakiem (w tym czasie skurcz w udzie, a na koniec tej serii ból obu stóp), a potem po teleportacji kolejne "trzy kilo z czymś" (bezbolesne już). W sumie 55 minutek spokojnego biegu, gdyż ponieważ w sobotę był szybsiejszy i z wysiłkiem, a ja zaczynam się trzymać planu treningowego. Trener pochwalił, choć uznał, że powinnam się bardziej do biegania rozgagalać...

No i w niedzielę Endomonto powiedziało: pierwszy rekord życiowy - 5 km w 38m:04s. A jak ono mówi, to znaczy że rekord jest, bezdyskusyjnie! W końcu to mój pierwszy taki dystans... Endomondo podsumowało również moje dotychczasowe dokonania i w czasie 12 treningów i prawie 5,5 godzin biegania spaliłam dopiero cztery (sic!) hamburgery!

Wracając do socializingu podczas zawodów, zupełnie wypadło mi z głowy, że w sobotę na trasie przez pewien czas biegłam równo z ośmio-dziewięciolatkiem i jego tatą (lub starszym dużo bratem). Młody miał problemy na podbiegach i strasznie marudził Starszemu, wtedy wtrąciłam się ja (gdzie diabeł nie może...), podpowiadając by się postarał, bo to przedostatnia i ostatnia górka a potem to już tylko w dół i do mety. Motywacja podziałała, bo Młody wspiął się na wydmę, a potem jak dał długą w dół, to tylko się za nim kurzyło i krzyczał do mnie "Szybciej!". Rozbiegliśmy się przy ostatnim podbiegu (siódma killerska górka), na którym Młody stwierdził, że rezygnuje i uparcie zatrzymał się z boku trasy. Jednak w końcu wykrzesał z siebie trochę pary i dokończył dystans, bo spotkaliśmy się na mecie przebijając sobie piątkę nawzajem! W tamtym tygodniu jakiś Ktoś mnie zmotywował na podbiegu, a w tym ja zmotywowałam małego Ktosia.

W tak zwanym między czasie konsultowałam się z lekarzem "prawie rodzinnym", biegającym zresztą, nie tylko w kwestii ciepłej bielizny, bo mi "klejnoty" marzną, ale również w sprawie mojej wrodzonej wady serca, co to wypadaniem płatka zastawki mitralnej się zowie. Uznał, że skoro mi nie doskwiera, to mam się nie przejmować, ale do kardiologa nakazał iść, tyle że bez nakazu "na cito". Jak znam terminy w państwowych placówkach, to daj Boże, abym do marca się dostała...


Eine Information z realizacji planu treningowego dla trenera czyli A.
Sa - 3,3 km Lo. DL (o tempie brak danych, bo się Endomondo nie załączyło w lesie; verstehen sie bitte)
So - 7,12 km La. DL w tempie 7,47 min/km
Mo - Krafttraining
Cały tydzień - 18,5 km wybiegane.
Coach, berichte ich die Wahrnehmung von Aufgaben! ... beinahe.

niedziela, 6 stycznia 2013

fotorelacja (05.01.2013)


Powiem tak, nie jestem obolała po biegu. Tydzień temu bardzo narzekałam na pachwiny a dziś nic! Jednak rozciągane i ćwiczenia działają. Wieczorem miałam tylko spuchnięte stopy, ale nie bolały, więc to się nie liczy.

Poniżej fotki. W tygodniu mają być kolejne...



A tu przed zawodami z A., pozostaję w jego cieniu... Szacun i dystans do trenera musi być, krok w tyle to dobra odległość. W ręku dzierżę numer startowy a pod pachą mam ukryte "Bieganie metodą Danielsa".


sobota, 5 stycznia 2013

wydmy na bis

2°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płn. z szybkością 24 km/h
Wilgotność: 75%


Druga Falenica za mną. Ciężko. Wydaje mi się, że szybciej ale ciężko. Tym razem liczyłam wzniesienia, za pierwszym razem, tydzień temu, ważne było utrzymanie miarowego tempa aby dobiec do mety a nie domaszerować. 

Ogłaszam uroczyście, że największym killerem jest wzniesienie nr 7! Szóstka mimo, że to ta sama wydma, atakowana jest z wyższej wysokości i jakoś podchodzi, a ostatni podbieg jest masakryczny. Za to potem, jak już widziałam dłuuugo wyczekiwany napis META, postanowiłam dać z siebie wszystko. Zaczęłam gonić jakąś laskę i w równym tempie finiszowałyśmy, udało mi się ją nawet wyścignąć! O włos, ale jednak! :)



Dziś już warunki prawie wiosenne, choć na kwadrans przed startem padał śnieg z deszczem. Na początku trochę lodu, a potem już leśny dukt, tyle że zawiły i bogaty w góry i doliny. Były miejsca, gdzie piach był tak zorany butami biegaczy, że noga zapadała się na pół buta. Widać zapał biegaczy, oj widać!


Biegi biegami, ale warto słów kilka na temat "biegowej wartości dodanej". Socializing biegowy kwitnie. Czy to w kolejce do zapisów, czy to w kolejce do toalety. Nawiasem mówiąc, w końcu znalazłam miejsce, gdzie do męskiej są kolejki równie długie jak do damskiej! Najbardziej jednak ubawiło mnie dwóch panów 50+, którzy szli po biegu przede mną i sobie rechotali głośno rozmawiając. Zupełnie ich nie słuchałam, a oni na mój widok skuruszyli się, zaczęli przepraszać, że wulgaryzmów używają opisując jakże ważne, ich zdaniem, aspekty ludzkiego życia. Zgadywać tylko mogłam, że panowie rozmawiali o seksie. No, ale jak już mnie zagadali, to wspólnie wracaliśmy do biura zawodów. Zostałam uraczona jakże uroczą historią, jak to moi rozmówcy biegli kiedyś maraton (chyba w Poznaniu) za pewną obdarzoną pięknymi pośladkami Rosjanką, miała ona również posażny warkocz, ale to nie na nim skupiali panowie swą uwagę. Biegli, więc tak za nią, aż przy trzydziestym kilometrze, jak im Rosjanka wypruła w przód, to oni już nie mieli opcji na jej dogonienie. 

Już po raz drugi przekonałam się, że zdecydowanie wolę, jak męska część biegaczy wykorzystuje jako szatnię swoje własne auta. Oczy cieszą taaaakie widoki, ale taakie widoki, że choćby dla nich samych warto rozgrzewkę i rozciąganie wykonywać na parkingu a nie w lesie. Mrau!


piątek, 4 stycznia 2013

plan



6°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: zach. z szybkością 29 km/h
Wilgotność: 76%



Otrzymałam swój plan treningowy! Najbardziej podobają mi się w nim "ruhetagi" (tłumaczenie dla nie-niemieckojęzycznych "dni wolne"). Rozkminić go muszę językowo, pojęciowo i terminowo. Pływanie zamienię na rower, oby tylko zima nie wróciła zbytnia, bo nie lubię siłowni, wolę plenery...



Dziś lekko pobiegnę swój standardzik, rozciągnę Achillesy, a także poleżę i popachnę, czekając na jutro!


**************************************************************

Wieczorem

Trener (A.) nie kazali biegać. Może i dobrze, bo mnie się dziś wyjątkowo nie chce. W dodatkowych zaleceniach czytam: "Nie pijemy i nie balujemy przed startem, wiec szybko do łóżka! Seks możliwy, ale nie przez cala noc, bo wyspać się trzeba. Najlepszy taki „małżeński”: krótki, profesjonalny, przetrenowany wcześniej wielokrotnie...".


czwartek, 3 stycznia 2013

napełnianie wiedzą


Dziś dzień biegowego offa. Połamało mnie, chyba korzonki... Od Sylwestra pobolewają, a dziś apogeum. Wstaję i siadam jak paralityk, ledwo z auta wysiadam, nawet leżąc mam problem ze zmianą pozycji.

Pozostaję z lekturą. Do soboty chcę ogarnąć metodę Danielsa, a potem zostanę z guru Skarżyńskim. 


Czekam na niemieckojęzyczny plan treningowy od A. Nie ukrywam, że do powzięcia planów "namówił" mnie zaprzyjaźniony blogger - biegacz zza drugiego brzegu Wisły - P., który opracował własny (od-Danielsowy) plan przygotowań do maratonu. Ze mnie nadal cienki Bolek, więc i ja przed swoją połówką powinnam zagęścić ruchy, szczególnie że dziś przeczytałam wiadomość następującej treści: Witamy na liście startowej 8. Półmaratonu Warszawskiego!
Twój numer startowy to: 8013.

Temperatury na plusie, więc jest szansa, że lód na wydmach w Falenicy do soboty odpuści. 

środa, 2 stycznia 2013

więcej myślenia niż biegania


3°C
Aktualnie: Zachmurzenie
Wiatr: płd.-zach. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 81%


Nowy Rok zaczęłam treningiem na nowej trasie, z nowym doświadczeniem wody w butach, z nowym planem na trening, bo miałam co pięćset metrów przyspieszać, tymczasem chłeptałam bezsilnie i chodzony to był on raczej niż biegany... Na nowej trasie jest lepiej pod kątem braku lodu na chodnikach, sąsiedzi od południa są sumienniejsi niż ci z północy.

Wyniki falenickiego biegu na 3,333 km: 29min 25sek (wiele podbiegów, spora różnica wzniesień). Dotarłam  jako 52 z 58 osób w tej samej kategorii (za mną już tylko dwóch starszych panów (z dużym akcentem na starszych) i roześmiane czternastolatki), to pokazuje jak wiele przede mną. Głównie sobota i kolejny bieg przede mną, o!

A w mojej diecie makaron, makaron i makaron. Na wiele sposobów, różnej maści  kształtów, ale prawie ciągle on.


Ostatnio dotarło do mnie, że w liceum miałam zwolnienie z w-fu z biegów długodystansowych (jak na razie wypadający płatek zastawki mitralnej nie daje o sobie znać), byłam najlepsza w roczniku na 60 metrów. Rekord: 8,98sek. - w klasie maturalnej chyba..., bardzo długo nie mogłam pobić czasu 9,06s. Dystansów 300m i 800m nie znosiłam! Byłam szybka, ale nie wytrzymała, nie potrafiłam rozłożyć sił na cały bieg... 800m robiłam chyba w 2 minuty 40 sekund (póki jeszcze biegałam), ale może pomroczność jasna mnie ogarnęła teraz i zły czas podaję, nie mam pewności... Minęło 15 lat, a mnie się w głowie biegowo poprzestawiało.