poniedziałek, 7 stycznia 2013

wraca zapał

Dziś mała odmiana... Trening siłowy w domu. Miał być rower, ale czasowo się już nie ogarnę zupełnie, a po dwudziestej drugiej nie chcę się szwendać po ulicach. Trener barki i plecy kazali wzmacniać, żadne tam biusty, falbanki i inne pośladki...  Zaopatrzonam w przewodnik po ćwiczeniach siłowych made by home z youtuba, wieczorem oddam się pompkom, podnoszeniom i innym akrobacjom przy krzesłach. Już to widzę oczami wyobraźni, bo moje ręce są mega słabe... 

W niedzielę biegałam, a jakże! Było 30 minut z trzema kilometrami z hakiem (w tym czasie skurcz w udzie, a na koniec tej serii ból obu stóp), a potem po teleportacji kolejne "trzy kilo z czymś" (bezbolesne już). W sumie 55 minutek spokojnego biegu, gdyż ponieważ w sobotę był szybsiejszy i z wysiłkiem, a ja zaczynam się trzymać planu treningowego. Trener pochwalił, choć uznał, że powinnam się bardziej do biegania rozgagalać...

No i w niedzielę Endomonto powiedziało: pierwszy rekord życiowy - 5 km w 38m:04s. A jak ono mówi, to znaczy że rekord jest, bezdyskusyjnie! W końcu to mój pierwszy taki dystans... Endomondo podsumowało również moje dotychczasowe dokonania i w czasie 12 treningów i prawie 5,5 godzin biegania spaliłam dopiero cztery (sic!) hamburgery!

Wracając do socializingu podczas zawodów, zupełnie wypadło mi z głowy, że w sobotę na trasie przez pewien czas biegłam równo z ośmio-dziewięciolatkiem i jego tatą (lub starszym dużo bratem). Młody miał problemy na podbiegach i strasznie marudził Starszemu, wtedy wtrąciłam się ja (gdzie diabeł nie może...), podpowiadając by się postarał, bo to przedostatnia i ostatnia górka a potem to już tylko w dół i do mety. Motywacja podziałała, bo Młody wspiął się na wydmę, a potem jak dał długą w dół, to tylko się za nim kurzyło i krzyczał do mnie "Szybciej!". Rozbiegliśmy się przy ostatnim podbiegu (siódma killerska górka), na którym Młody stwierdził, że rezygnuje i uparcie zatrzymał się z boku trasy. Jednak w końcu wykrzesał z siebie trochę pary i dokończył dystans, bo spotkaliśmy się na mecie przebijając sobie piątkę nawzajem! W tamtym tygodniu jakiś Ktoś mnie zmotywował na podbiegu, a w tym ja zmotywowałam małego Ktosia.

W tak zwanym między czasie konsultowałam się z lekarzem "prawie rodzinnym", biegającym zresztą, nie tylko w kwestii ciepłej bielizny, bo mi "klejnoty" marzną, ale również w sprawie mojej wrodzonej wady serca, co to wypadaniem płatka zastawki mitralnej się zowie. Uznał, że skoro mi nie doskwiera, to mam się nie przejmować, ale do kardiologa nakazał iść, tyle że bez nakazu "na cito". Jak znam terminy w państwowych placówkach, to daj Boże, abym do marca się dostała...


Eine Information z realizacji planu treningowego dla trenera czyli A.
Sa - 3,3 km Lo. DL (o tempie brak danych, bo się Endomondo nie załączyło w lesie; verstehen sie bitte)
So - 7,12 km La. DL w tempie 7,47 min/km
Mo - Krafttraining
Cały tydzień - 18,5 km wybiegane.
Coach, berichte ich die Wahrnehmung von Aufgaben! ... beinahe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz