sobota, 5 stycznia 2013

wydmy na bis

2°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płn. z szybkością 24 km/h
Wilgotność: 75%


Druga Falenica za mną. Ciężko. Wydaje mi się, że szybciej ale ciężko. Tym razem liczyłam wzniesienia, za pierwszym razem, tydzień temu, ważne było utrzymanie miarowego tempa aby dobiec do mety a nie domaszerować. 

Ogłaszam uroczyście, że największym killerem jest wzniesienie nr 7! Szóstka mimo, że to ta sama wydma, atakowana jest z wyższej wysokości i jakoś podchodzi, a ostatni podbieg jest masakryczny. Za to potem, jak już widziałam dłuuugo wyczekiwany napis META, postanowiłam dać z siebie wszystko. Zaczęłam gonić jakąś laskę i w równym tempie finiszowałyśmy, udało mi się ją nawet wyścignąć! O włos, ale jednak! :)



Dziś już warunki prawie wiosenne, choć na kwadrans przed startem padał śnieg z deszczem. Na początku trochę lodu, a potem już leśny dukt, tyle że zawiły i bogaty w góry i doliny. Były miejsca, gdzie piach był tak zorany butami biegaczy, że noga zapadała się na pół buta. Widać zapał biegaczy, oj widać!


Biegi biegami, ale warto słów kilka na temat "biegowej wartości dodanej". Socializing biegowy kwitnie. Czy to w kolejce do zapisów, czy to w kolejce do toalety. Nawiasem mówiąc, w końcu znalazłam miejsce, gdzie do męskiej są kolejki równie długie jak do damskiej! Najbardziej jednak ubawiło mnie dwóch panów 50+, którzy szli po biegu przede mną i sobie rechotali głośno rozmawiając. Zupełnie ich nie słuchałam, a oni na mój widok skuruszyli się, zaczęli przepraszać, że wulgaryzmów używają opisując jakże ważne, ich zdaniem, aspekty ludzkiego życia. Zgadywać tylko mogłam, że panowie rozmawiali o seksie. No, ale jak już mnie zagadali, to wspólnie wracaliśmy do biura zawodów. Zostałam uraczona jakże uroczą historią, jak to moi rozmówcy biegli kiedyś maraton (chyba w Poznaniu) za pewną obdarzoną pięknymi pośladkami Rosjanką, miała ona również posażny warkocz, ale to nie na nim skupiali panowie swą uwagę. Biegli, więc tak za nią, aż przy trzydziestym kilometrze, jak im Rosjanka wypruła w przód, to oni już nie mieli opcji na jej dogonienie. 

Już po raz drugi przekonałam się, że zdecydowanie wolę, jak męska część biegaczy wykorzystuje jako szatnię swoje własne auta. Oczy cieszą taaaakie widoki, ale taakie widoki, że choćby dla nich samych warto rozgrzewkę i rozciąganie wykonywać na parkingu a nie w lesie. Mrau!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz