sobota, 19 stycznia 2013

śnieżne kule rehabilitantki


Od wtorku trwa przerwa treningowa. Poprzestaję na ćwiczeniach siłowych w domowych pieleszach, do biegania się nie nadaję, bo ból pięty po kostkę doskwiera. Rozcięgno podeszwowe pokazuje, że jest, żebym o nim pamiętała... Jest lekkie nabrzmienie nawet. Endrjiu zalecił wrzucić piłeczki tenisowe do zamrażarki, a potem rolować bolącą stopą piłeczkę. Czekam, aż się zmrożą zatem.



Kontuzja, o której piszę, może niewielka, ale dotkliwa pojawia się: (a) u początkujących biegaczy, (b) u takich co to się przetrenowali, (c) co to po twardej i trudnej nawierzchni biegają (u mnie kostka Bauma króluje i złogi śniegu po kostki akuratnie) i (d) takich, co to źle stopy stawiają. Myślę, że u mnie każdy z tych elementów ma miejsce, więc "cierp ciało, coś chciało". Powołując się na Skarżyńskiego, lepiej wrócić do treningów dzień później niż dzień za wcześnie...

W tygodniu nabyłam preparat witaminowy "dla aktywnych" oraz potas na pobolewanie łydek. Okazało się, że farmaceuta (lat, na oko, 50+) również biega, wymieniliśmy doświadczenia, dystanse i swoje preferencje "czy w słuchawkach czy bez". Nigdy nie sądziłam, że to "swój" człowiek. Jak to mówił docent Wolański "dziwienie jest immanentną cechą istot myślących".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz