poniedziałek, 31 sierpnia 2020

forma wraca czyli sierpniowe potów wylewanie

Sierpień mija wśród zwiększonej liczby zachorowań na covid-19 (dziennie było nawet ok. 900), uczymy się żyć z wirusem, bo „nie stać na kolejne lockdowny” - mówi rząd. Wykres pozytywnych testów nie jest za grosz optymistyczny, może po okresie wakacyjnym się uspokoi, chociaż jak dzieci wrócą do szkół, to się dopiero zacznie żniwo...


Biegowe środowisko wraca do biegania na zawodach. Koniec przenosin imprez na potem lub nigdy. Funkcjonują nowe standardy czyli odstępy między zawodnikami lub obowiązek noszenia maseczki, dezynfekcja dłoni na punktach odżywczych, brak kibiców w strefie zawodów. Póki co bazy zawodów można lokalizować na zewnątrz i w ten sposób reżim sanitarny jest zachowany. 

W takiej formie uczestniczyłam treningowo w sierpniu w dwóch imprezach: Ultramaratonie Powstańca w Wieliszewie oraz Rykowisko Ultra Trail. W trakcie obu obiegałam się po pachy, bo trzydziestki stuknęły. W Wieliszewie wyszło 32 km na raty (17+10,5+5), bo w sztafecie, a w Łącku 38,5 km już ciurkiem. Zawody dzieliło cztery tygodnie. 

Oto fotka z finiszu w Wieliszewie, gdzie mimo upału i trudów trasy dotarłyśmy uśmiechnięte do mety. Więcej o zmaganiach w linku.

fot. Ultramaraton Powstańca w Wieliszewie

W Łącku na Ryko biegłam w ramach długiego wybiegania. Trasa zaskoczyła wszystkich, bo podbiegów i zbiegów nie było tam końca. Cześć z podgórów była niemal pionowa, praktyka wspinaczkowa z Pirenejów była jak znalazł, tyle że na Mazowszu królował piach. Po kryzysie na pierwszych 4-5 kilometrach od startu, gdzie mocno rozważałam zejście z trasy, rozbiegałam się i na 16-17 km, wiedziałam, że zrobię całość. Druga osiemnastokilometrowa pętla została przeze mnie pokonana szybciej niż pierwsza. Po raz kolejny  przekonałam się, że jestem długodystansowa i że długi się rozgrzewam. Głowa i myśli miały w tym kolosalne znaczenie. Czułam, że biegnę poza strefą komfortu, ale nie cisnęłam mocnej by nie przegiąć. Super eksperyment.

fot. Asia Szy

Po co tak biegam dużo i długo? Innsbruck Alpine Trailrun Festiwal potwierdził się, co oznacza, że we wrześniu zrobię kolejny krok w swojej biegowej przygodzie. Wydłużę pokonany przeze mnie dystans do 61km i to w Alpach. W tej chwili do pobicia są 53km z grudnia 2018 z Garmin Ultra Race z Gdańska. 

Miesiąc zakończę z kilometrażem 175,5 km bieg i 179 km rower, a także z satysfakcją, że mimo upałów wychodziłam systematycznie biegać. W końcu z niemocy i wolnego truchtania wychodzą dobre treningi. Przykład? Jeszcze 11 i 18 sierpnia dwukilometrówki wychodziły ledwo w tempie 6’01”- 6’07”, a 27 sierpnia pobiegłam na treningu 6km w tempie 6’03 (pod wiatr i na falistej budowanej trasie A2), a zaraz po tym wyczynie dwusetki śmigałam w tempie lepszym od WT aż miło. Nic tak nie przemawia do mnie jak cyfry!

Ale, ale! Nie samym bieganiem żyję. Duma mnie rozpiera, bo odważyłam się na samodzielne wizyty na pływalni. Obiecałam sobie, że w sierpniu będzie ich cztery i tyle ich było. Siedzę w wodzie 30-40 minut, pływam grzbietowym i kraulem, a w przerwach ćwiczę żabę. Gleich (żaba na plecach) wychodzi mi nawet nawet, na brzuchu są postępy, ale nadal same nogi niewiele są w stanie mnie posuwać na przód. 

fot. własne

Sierpień kończę zadowolona z treningów. Stara maksyma, że praca przynosi efekty, sprawdza się po raz kolejny. Frajdę mam, widząc jak robię progres. Cichutko czekam, aż przyjdzie forma z lutego 2019 (bo wtedy był szczyt), choć może się zdarzyć, że przy braku zawodów nawet nie poczuję, czy to już...

niedziela, 2 sierpnia 2020

Ultramaraton Powstańca czyli pandemicznie w sztafecie i spiekocie słońca

Jak się zmusić do biegania? Najłatwiej wystartować w zawodach. Ciągle nie jest jasne czy we wrześniu odbędzie się Innsbruck Alpine Trailrun Festival, jeśli tak to wybieganie potrzebne jak złoto. Gdyby odwołali to biedy nie ma, wybiegane kilometry nie pójdą na marne. 

Ultramaraton Powstańca w Wieliszewie to impreza z sześcioletnią tradycją. Każdy szanujący się ultras spod Warszawy zna ją i pewnie już zaliczył. Trasa liczy sobie ok. 63 km. Bieg odbywa się przy współudziale wojska. Oprócz punktów regeneracyjnych, na trasie są również punkty historyczne, na których odbija się kartę kontrolną. Zawodnicy indywidualnie lub w sztafecie przemierzają trasę kuriera powstańczego szlakiem Polski Walczącej.

Zdecydowałam się wziąć udział w tych zawodach w sztafecie. Biegniemy we dwie. Przed nami blisko 66 km (zmiana trasy tradycyjnej). Każda zrobi po ok. 33 km. Mnie przypada w udziale trzykrotne biegniecie dystansów (kolejno) 17km, 10km i 7km. 



Start o 6:30, początkowo honorowy z flagami, a dopiero później ostry. Rano jest przyjemnie rześko. Dość sprawnie pokonuję 17 km (od startu do trzeciego punktu zmian). Początek na asfalcie, potem spora część trasy w lesie. Są piachy, ale i cień.

fot. ze fanpaga biegu

Kolejny mój odcinek biegowy jest od 36 do 46 km (między piątym a szóstym punktem zmian). Przyjemna dycha wałami przy Narwi, wałami między polami i w lesie. Niewiele asfaltu. Utrzymanie tempa z pierwszej części biegu nierealne. Zarówno teren trudniejszy, ale i słońce zaczyna grzać.

Wchodzę na zmianę jeszcze na ostatnie 6 kilometrów. Trasa prowadzi po łąkach wzdłuż Narwi i kanału, w pełnym słońce. W końcu docieram pod kościół by wspiąć się na wieżę, gdzie mieści się ostatni punkt kontrolny. Od tego miejsca biegniemy już obie. Finisz na boisku przy Hali Sportowej w Wieliszewie oddaje naszą atmosferę tego biegu. Może najłatwiej nie było, ale zrobiłyśmy to i to jest najważniejsze.  


Przed starem zakładałam, że na trasie będziemy pewnie osiem godzin. Ukończyłyśmy z czasem 7:13'24, średnie tempo miałyśmy 6'52/km. Uplasowałyśmy się na 35 pozycji wśród 39 sztafet.