niedziela, 26 kwietnia 2020

nadal w izolacji czyli jak spokojnie mija kwiecień

31 marca – 5 kwietnia
Od 1 kwietnia wprowadzono kolejne obostrzenia w przemieszczaniu się w przestrzeni publicznej, w tym wprowadzono zakaz wstępu do lasów (więcej poniżej).
infografika z portalu gazeta.pl

Ostatnie dni marca były u mnie biegowe, więc mam chociaż poczucie, że wykorzystałam do ostatniej chwili i opcję bycia w lesie i biegania w parze. W sobotę biegałam już samotnie, większego zainteresowania mną, czy innymi spacerowiczami w mojej okolicy nie było. Wiosna coraz bliżej, choć zdarzają się jeszcze poranki ze śniegiem i sadzią.

fot. własna - start ścieżki biegowej w Falency

Nadal nie śledzę statystyk koronawirusowych i czasami wydaje mi się, że pandemia jest jakimś fejk niusem. Panuje w oddali od mojego świata, w którym maska i rękawiczki mimo wszystko leżą w gotowości. Tydzień mija mi bez wizyty w sklepie. Nadal wieczorami królują planszówki.

Przez internet przelała się fala śmiechu z uczących w telewizji nauczycielek. Był to raczej śmiech przez łzy, bo świadczył o poziomie przygotowywanych naprędce programach TVP dla dzieci, a pośrednio też o branych z łapanki prowadzących lekcje…

6 – 12 kwietnia
Wielki Tydzień w izolacji. Wizyt w sklepie – dwie, zahaczyłam jeszcze o ogrodniczy i skład drewna. Wszystko z potrzeby. Mam wrażenie, że im bliżej świąt, tym ludzie bardziej skoncentrowani są na listach zakupów, a mniej na zachowaniu bezpiecznych odstępów. Nie sądzę, że zalecenie pozostania w domu i nie goszczenia się będzie ściśle przez innych przestrzegane. My zostajemy w domu, nie będziemy się w tym roku spotykać z dalszą rodziną. Videoczaty zastępują trochę rozłąkę...

Na wtorek zapisałam się na spowiedź, to pierwsza wizyta w kaplicy od miesiąca. Płyn dezynfekujący w konfesjonale nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak zbierające się w Wielki Czwartek i Wielki Piątek pod kaplicą spore grupki osób do Komunii, której ksiądz udzielał w wyznaczonych godzinach. Kolejki do adoracji grobu, jak do wejścia do spożywczaka…



Mam w końcu czas by obserwować budzącą się do życia przyrodę. Z każdym dniem listki na rosnącej przy moim oknie jabłoni są coraz większe. Nadal przylatują do karmnika ptaki. Póki mam jeszcze dla nich słonecznik, to będę im uzupełniać go w karmniku. Zauważyłam, że jak braknie ziaren, ptaki niespokojnie poruszają gałązkami, by poinformować mnie o pustkach w podajniku. Przylatuje codziennie dzika gołębica, ale ze względu na gabaryt nie może sięgać do poidełka. Ona (plus szpaki) dostaje garść ziaren na ziemię. Nigdy nie miałam czasu by przyglądać się temu, co za oknem.

Oprócz biegania i roweru, znalazłam ochotę na jogę i rozciąganie. Robię to, na co przyjdzie mi ochota. Pełen luz i spontan. Dobrze mi z tym.

W atmosferze przedświątecznej świat zaczął dziękować tym, którzy w tej chwili najwięcej robią dla społeczeństwa – o pielęgniarkach, ekspedientkach. Do tej pory zawody uznawane za mało atrakcyjne, zdecydowanie mało płatne, dziś są w cenie i dobrze, że w końcu doceniono to, co robią.


fot. z internetu - billboard z ulic Warszawy


13 – 19 kwietnia
Od czwartku wprowadza się obowiązek noszenia maseczek/chust/szalików w celu zasłonięcia ust i nosa. Tydzień bez wyjść na zakupy.

Święta grzecznie przesiedziałam w domu, więc wykorzystuję ostatni dzień bez-maskowy, by przebiec się po dzielnicy. Od czwartku do łask wraca rower. W niedzielę popełniam urodzinowe 65 kilometrów i tym samym zaczynam świętowanie inne niż dotychczasowe: sporo videotelefonów, ale też życzeń przez bramę i (co szczególnie zapada mi w pamięć) udaje się załapać wśród pięciu osób na wejście do kościoła na mszę.

fot. własna - rowerowy outfit z czasów zarazy
Za sukces tygodnia uznaję progres w ćwiczeniach brzucha. Pierwszy secik (wtorek) robię ledwo żywa, a trzecie powtórzenie (sobota) wchodzi prawie jak w masełko... Taki jest sport - regularność to podstawa.

Za oknem coraz większe listki na drzewach, kwitną tulipany. Jest bardzo sucho; nie pamiętam, kiedy padał deszcz. Przestaję dokarmiać ptaki, ale wystawiam im wodę.

20 – 26 kwietnia
Rząd rozpoczyna luzowanie. Można uprawiać sporty, nie ma już wygórowanych limitów co do ilości osób w sklepach, czy kościołach. 13-stolatkowie mogą przebywać na ulicach bez nadzoru dorosłych.

Dla mnie tydzień bardzo aktywny, bo wybieguję blisko 50 km i 60 km na rowerze. Po 16 km w lesie w poniedziałek (dystans, jakiego nie robiłam od lutego) bolą nogi i lekkie roztruchtanie nad Wisłę dzień po nie pomaga... Później przeplatam wolne, z rowerem i przebieżkami, więc pod koniec tygodnia już ciało spokojnie reaguje na obciążenia.

Odowołano czerwcowe zawody triathlonowe, w których miałam brać udział. W tym roku to sobie raczej nie postartuję... 

fot. własna - widok na Wisłę z Plaży Romantycznej w Warszawie

Prognozy o deszczu milczą. Wisła w okolicach Plaży Romantycznej dość rozległa, ale stan jest bardzo niski. Na wysokości Falenicy widać więcej łach, ponoć są miejsca, gdzie można przejść brodząc na wilanowską stronę.

27 kwietnia - 3 maja
Ten tydzień miałam spędzić w Tyrolu, a w sobotę zmierzyć się biegowo z 65-kilometrową trasą wokół Innsbrucka. Kolejny wyjazd przepada z powodu pandemii. Mam nadzieję, że Alpy poczekają i zachwycą mnie jeszcze swym urokiem (może już we wrześniu?).

W zamian za biegowe ultra urządziłam wycieczkę rowerową wzdłuż wschodniej granicy z Czeremchy do Terespola. Sześć godzin w siodle wśród śpiewu ptaków, zieleni lasów, spokojnych podpaskich osad i z wijącym Bugiem po boku. Prawdziwa uczta! Potrzebowałam przewietrzyć głowę w innym województwie.

fot. własna - rzeka Bug z promu w Mielniku 

Tydzień kończę po raz kolejny z dziesięcioma godzinami treningowymi. W tym tygodniu królował rower (ponad 100km). Bieganie jeszcze opornie idzie jeśli chodzi o tempa, ale nie narzekam - póki co obserwację tylko czynię, bo wtorkowe wybieganie w słońcu i suchym lesie było mało komfortowe i być może ślimakowe tempo taki powód miało. Generalnie w rytm aktwności weszłam i to mnie cieszy.

widok kalendarza treningowego z kwietnia 2020

Apropos sucho - w końcu popadało. Wszystko to mało, ale porządny deszcz padał nad Warszawą całą noc i przyjemnie było poczuć zapach wilgoci w powietrzu.

Zakupy nie są już wydarzeniem w tygodniowym harmonogramie. W miejscach publicznych wszyscy w maskach, chyba że ktoś biega lub roweruje, to je odwodzi od ust i nosa. Mam wrażenie, że szybko się przystosowaliśmy do nowego, innego...

W mediach przewija się temat odmrażania gospodarki, które ma nastąpić od poniedziałku. Będzie to powrót dzieci do żłobków, otwarcie galerii i hoteli. Nadal czekamy co na propozycję wyborów korespondencyjnych powie Senat. Ponoć karty do głosowania już wydrukowane, dane wyborców przekazane dostawcy pakietów, tj. Poczcie Polskiej. Ustawy nie ma, a jakby była... W sumie ta sytuacja pokazuje, jak wygląda życie od marca - ciągle czekamy, a co tydzień z konferencji prasowych się dowiadujemy co dalej, co się zmienia - jakby wystąpienia premiera i/lub ministrów stały się źródłem prawa w Polsce.


Powyższy tekst jest moją subiektywną oceną sytuacji w kraju w czasie epidemii. Opisuję tu wyłącznie swoje spostrzeżenia, doświadczenia i odczucia, a także dzielę się osobistymi przeżyciami, które oceniam po swojemu. W żadnym wypadku nie można uznać, że jest to źródło wiedzy na temat epidemii lub życia w tym czasie. Można się ze mną zgadzać lub nie. Nie piszę tego by się przypodobać, ale by zostawić ślad, bo prawdopodobnie za jakis czas życie wróci do normy i wytrzemy z pamięci to co wydarzyło się w 2020 roku.