piątek, 25 stycznia 2019

trudne początki Falenicy AD 2019 czyli w poszukiwaniu zaginionej formy

Zimowe Górskie Biegi w Falenicy to obowiązkowy punkt w moim planie treningowym. Nie wyobrażam sobie zimy bez zmagań na wydmie. Powtarzam w kółko, że to moje pierwsze zawody i mam do nich szczególny sentyment. Kocham tą ścieżkę biegową i równocześnie jej nienawidzę! Uczucia ambiwalentne, ale przewyższenie 255 metrów na blisko 10 kilometrach potrafi dać w kość. Oprócz emocji i spotkań ze znajomymi, zawody dają niezłe przełożenie na formę, którą się ma, bądź nie... 

W tym roku pierwszy start odbył się 29 grudnia, wybiegałam czas 61'42, a dwa tygodnie później 61'45. Drugie zmagania z falenicką wydmą odbyły się w trudniejszych warunkach. Był śnieg i na trzecim okrążeniu bywało dość ślisko. Znowu słyszałam dzwony z pobliskiego kościoła, co mnie dodatkowo mocno sfrustrowało (w relacji z 2018 roku zagadka dzwonów jest wyjaśniona). Porównywalny czas do poprzedniego startu napawał optymizmem, ale to, że nie łamię godziny nadal zastanawiało...


Chodziło za mną (1) pytanie: Dlaczego tak wolno? oraz (2) przekonanie, że to najgorsze czasy na tym dystansie jak dotąd.

Dlaczego tak wolno?
Mając w pamięci zeszłoroczne wyniki (tabelka poniżej, a link do relacji tu), wydawało mi się, że powinnam zacząć od czasów oscylujących wokół 57-58 minut, a tu blisko 5 minut mam w plecy...

Moje wyniki z roku 2018
Przysiadłam zatem i przyjrzałam się, jak to z moim bieganiem pod koniec 2018 roku było... a było słabo... Po październikowym nocnym przyjściu po Kampinosie (50 km marszu, 12 godzin - dystans nieuwzględniony w tabelce poniżej) rozpadłam się totalnie: mentalnie i fizycznie. Bolały biodra i pięty, a w głowie była taka niechęć do długich dystansów, że na samą myśl o jakimkolwiek ultra, na jakie wcześniej miałam chrapkę, mdliło  mnie...

Przeszło mi w okolicach listopada, wdrożyłam całkiem niezłe bieganie, ale na ostatnie dwa tygodnie zachorowałam... W sumie teraz jak na to patrzę, to może za bardzo się rzuciłam na trenowanie? W trzy tygodnie sto kilometrów (w tym cykl Jesiennych Wesołych Biegów Górskie), a w październiku było przez cały miesiąc 80 (plus to nieszczęsne przejście)... Ciało mądrzejsze niż psyche! 

Kolejny powrót do biegania to grudzień, tu już zwyciężył rozsądek. Przed 53 kilometrami w Gdańsku w ramach Garmin Ultra Race trzeba było się cokolwiek poruszać i nawet radość biegania wróciła. Zawody łyknęłam z uśmiechem na twarzy i w zasadzie tak już w grudniu na treningach było. Łatwo i przyjemnie sobie robiłam bazę i nabijałam kilometry, uzupełniając bieganie ogólnorozwojówką. Jakościowo nie działo się nic, albo prawie nic...

Nie powinno zatem dziwić, że wydmę pokonuję długo... Czemu się więc dziwiłam? Ano, bo nie zrobiłam sobie porównania tego, co w dzienniczku treningowym działo się pod koniec 2017 i obecnie. W poprzednim roku, gdzie co start poprawiałam wynik, treningi zaczęłam w październiku, tłukłam podbiegi (Jesienne Wesołe Biegi Górskie i treningi w Falenicy), a do tego dwa razy w tygodniu zasuwałam po godzinie w wodzie i w chwili rozpoczęcia startów - dopiero 20 stycznia, była moc. 


2017 2018

kilometraż ilość treningów biegowych w tyg ilość treningów uzup. w tyg kilometraż ilość treningów biegowych w tyg ilość treningów uzup. w tyg
paźdz 164 3-4 2 80 1-2 0
list 104 3 2 98 2-3 0
grudz 193 3-4 2 173 4-5 2
Zestawienie treningów z końca 2017 i 2018 roku

Najgorsze czasy?
Okazuje się również, że obecne falenickie wyniki wcale nie należą do najsłabszych. To tylko ja zakotwiczyłam się na sukcesach poprzedniej edycji i zupełnie nie pamiętałam, że moje początki na wydmie były dłuższe niż 62 minuty....

W 2015 roku pokonywałam wydmę nawet w 67 minut!

Moje wyniki z roku 2015

A w 2016 ani razu nie zbliżyłam się do złamania godziny... Wówczas nawet nie ukończyłam cyklu, bo z powodu choroby nie pobiegłam trzeciego zaliczającego biegu.

Moje wyniki z roku 2016

Wnioski
Z tą wiedzą inaczej odnoszę się do tegorocznych wyników. Jestem na innym etapie w treningach i w związku z tym, że przeluźniło się już w głowie (pozamykały się ciągnące zawodowe projekty), mogę swobodnie wrócić do trenowania, a że znalazłam w sąsiedztwie biegową partnerkę, z którą nie ma dyskusji, tylko wychodzi się i biega - to może być tylko dobrze, albo bardzo dobrze.

Styczeń prawdopodobnie zamknę z kilometrażem 200, wróciły na tapetę podbiegi i tempówki. Bieg Chomiczówki (15 km) pobiegłam w tempie 5'23, co uważam za dobry prognostyk przed wiosennym półmaratonem. Nie mam na koncie zbyt wielu treningów ogólnorozwojowych, ale deski i przysiady staram się robić codziennie.

No, jak z tego (przy utrzymaniu tendencji) w lutym nie będzie powrotu do formy, to ja już sama nie wiem... Czasy, gdy przemierzam jedno kółko w Falenicy w mniej niż 20 minut powróćcie, proszę!

2 komentarze:

  1. Teraz i pod górkę będzie z górki. A będą i tacy co na hasło dlaczego tak późno mnie wyprzedzasz właśnie zobaczą metę )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dobrze, a może być jeszcze lepiej :)

      PS. Ci co mnie zapętlają, też w gazie!

      Usuń