wtorek, 3 września 2013

WTC III czyli trzy tysiaki na bieżni

14°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płn.-zach. z szybkością 23 km/h
Wilgotność: 72%

Samopoczucie przed biegiem koszmarne. Pogoda na bieganie dobra. Chłodno, choć z początku wiał wiatr. W trakcie startu nie odczuwałam już go.

Rozgrzewkę biegłam świńskim truchtem. Na czole i plecach miałam z zimny pot. Bieg sprawiał mi ogromne trudności. W zasadzie umówiłam się sama ze sobą, że jak się źle poczuję, to schodzę z bieżni. Wczorajszy powrót do domu wyziębił mnie znacznie i niewykluczone, że łapie mnie jakiś wirus...

W końcu padł strzał startera. No i ruszyliśmy. Starałam się hamować, ale biegłam ostatnia więc ciągnęli mnie ci z przodu. Nie wiem, skąd miałam siłę, aby pierwsze okrążenie wyhaczyć na 04:39! Potem się spowolniłam i po kryzysie na szóstym kółku, w nadziei na szybki koniec, udało się znowu przyspieszyć.

Męski głos na pierwszym lub drugim okrążeniu upomniał mnie "Renata! Ręce za wysoko". Nie wiem, kto ale dziękuję. Poprawiłam się.

Strategia biegu na dwa z szynami. Nie ma co do tego wątpliwości. Ułańska fantazja mnie ponosi... a ambicja ją podsyca. Pierwszy zawodnik zapętlił mnie dwa razy! Grrr! Pytanie, czemu biegł w mojej serii "debiutantów".


Jednak 16 minut na 3 km złamane, wcześniejszy wynik: 16min i 36sek. Poprawiony też test Coopera - 2,33 km.


Oficjalne wyniki: 15:53,0.

Całkiem niechcący uda mi się wystartować w każdej edycji tegorocznego Warsaw Track Cup. Biegłam już tysiaka, w sztafecie, dziś 3 km, a w październiku będzie 1500 metrów. Komplet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz