czwartek, 28 listopada 2013

Ultramaratończyk poza granicami wytrzymałości

W czasie roztrenowania, gdy się nie biega, to się o bieganiu czyta. Chociaż tyle.

W moje ręce wpadła książka Deana Karnazesa "Ultramatatończyk. Poza granicami wytrzymałości". Dystanse, co prawda, nie "moje", ale duch biegania poniósł mnie wraz z bohaterem na dystanse porównywalne do tras Warszawa-Włocławek (160 km jak Western States Endurance Run), Warszawa-Konin (217 km jak w Badwater przez Dolinę Śmierci) czy Warszawa-Poznań (320 km w sztafecie The Reley, którą Dean przebiegł sam, bez zmian). Dla niezorietntowanych: biegi ultra to wszystkie dystanse powyżej maratonu (czyli 42 km 195 metrów).

Nawet bez identyfikacji z takim kilometrażem do przebiegnięcia za jednym razem, można nauczyć się od autora pewnych biegowych prawd, nie tylko dotyczących diety, treningu, czy konkretnych przygotowań pod start (inne gdy zawody na pustyni, inne gdy w górach i inne gdy na biegunie). Są one związane z motywacją, techniką, sposobem radzenia sobie w trudnych chwilach. Oto kilka z nich:
"Najpierw biegniesz nogami, potem siłą woli, a na koniec sercem."
"Musisz dać z siebie więcej i na starcie, i na finiszu."
"Skup się na tym co cię czeka. Nie zastanawiaj się nad zachowaniem innych. W tym wyscigu nie walczysz z nikim innym oprócz siebie".
"Jeśli czułeś się dobrze, to znaczy, że nie dałeś z siebie wszystkiego. To powinno boleć jak diabli".


Dean ruszał zawsze pełen optymizmu. Biegł, biegł, biegł.... aż pojawiało się zmęczenie, czasem wymoty, czuł senność, ból w udach, łydkach. Zdarzało się, że miał kłopoty ze wzrokiem (kurza ślepota w górach lub halucynacje w czasie biegu po pustyni). Opanował do perfekcji jedzenie w trakcie biegu. Byłam pod ogromnym wrażeniem, jak w trakcie treningu zamawiał pizzę z dowozem na skrzyżowanie, do którego dobiegał akurat gdy zamówienie nadjeżdżało. Tylko jedna firma realizowała takie zgłoszenia o każdej porze dnia i nocy.



Czemu biegał karkołomne dystanse w trudnych warunkach (upał, mróz, góry)? Otóż Dean "żył przygodą, wyzwaniem, eksplorowaniem granic możliwości ludzkiego organizmu", jeśli ktokolwiek mówił, że "nie da się tego zrobić" to tego niemożliwego on właśnie dokonywał. Taktycznie się przygotowywał i realizował szalone cele.

Kiedy zaczął biegać dystanse ultra? Gdy skończył 30 lat i zrobił podsumowanie życia. Znurzony monotonią pracy w korporacji, która wycieńczała go psychicznie, uznał że pora na zmianę. Z etatu nie zrezygnował, ale pracę zaczął traktować jako źródło utrzymania. Spędzał w biurze jedynie osiem godzin by później spędzać czas z rodziną lub na treningu.

Realizacja biegowych celów biegowych Deana przypominała trochę mi mój sposób ma wyznaczone wyniki. "Nigdy wcześniej w życiu żaden cel nie owładnął mną do tego stopnia. Nigdy wcześniej niczemu nie oddawałem się z takim samozaparciem i zapałem." Autor przyznaje sie, że balansował między lekkomyślnością a odpowiedzialnością, u mnie wygrywa rozsądek i raczej się to nie zmieni.

Książka jest esencją biegowej duchowości. Można naczytać się, co oznacza "biegać sercem", bo biegi ultra, co coś więcej niż dystans.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz