wtorek, 23 kwietnia 2013

rowerem na Wał


14°C
Aktualnie: Bezchmurnie.
Wiatr: zach. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 46%


Zmiany, zmiany, zmiany. W sensie urozmaicenia. Dziś trening biegowy został zastąpiony rowerowym. Godzinka jazdy, 17 kilometrów. Cel został oznaczony na Most Siekierkowski. Tam i z powrotem. Jechałam szczytem, powrót trochę "poskracałam", bo szukam innej samochodowej drogi do domu i chyba nawet ją znalazłam...


W tamtą stronę było pod wiatr, to wałowa rutyna, rzekłabym. Zawsze jest w jedną stronę pod wiatr. Najczęściej tam (a nie z powrotem). Dłużyło mi się okrutnie do Bronowskiej, zaczęłam więc liczyć rowerzystów, biegaczy, kijkarzy i spacerowiczów. 

Statystyki przemówiły dziś między 19.oo a 20.oo na korzyść rowerzystów. Było ich 28, biegaczy 6, kijkarzy 2, a spacerowiczów 8. W obliczeniach byłam bardzo skrupulatna, nikogo nie policzyłam dwa razy, a z niektórymi się mijałam. Jeden rowerzysta mijał (i wyprzedzał) mnie chyba w sumie z cztery razy, to był na 100% ten sam, bo rozpoznawałam go po zielonych bokserkach, które wystawały mu z dżinsów. Proszę nie pytać, skąd wiem, że to nie były slipy, takie rzeczy kobieta po prostu widzi!


Zatem wśród liczenia i obserwowania osiągnęłam cel. Chwila przerwy na sesję foto na potrzeby blogowe i powrót. Obliczenia statystyczne są z całej trasy, więc nie będzie oddzielnych wartości liczbowych z drogi powrotnej.


Mój rumak prezentował się na pierwszej w tym roku przejażdżce znakomicie. Licznik ciut nie stykał, ale i tak liczyłam bardziej na Endomondo. Są pewne sugestie dla mechanika, co do przerzutek, ale to już załatwię w zaciszu warsztatu. Nie będę wywlekać słabości pojazdu z czasu moich studiów na światło dzienne.


Wracając do jazdy... Oprócz aktywnych ruchowo na samym Wale na tych górkach, pagórkach i wertepach jeździło dwóch motorzystów. Z powrotem nie było już ich tutaj, bo pomagali w dojeździe do pożaru straży pożarnej.

W okresie wcześniej wiosny za Wał straż wjeżdża przynajmniej raz dziennie. Ten dym dziś był widoczny od strony Siekierek i wcale nie łatwo strażakom dotrzeć do palących się tam traw. Piłami tarasowali sobie drogę... Czerwony pojazd wdać w oddali.


Pora na wrażenia z samej jazdy. Hmmm... lekko pobolewały mnie kolana. Pod koniec treningu odczuwałam już w czterech literach siedzenie na siodełku. Podejrzewam, że dotkliwiej jutro to odczuję... Zmęczyłam się mniej niż biegając, ale jednak trochę tak. Przemieszczanie się szybciej (a do tego pod wiatr) wymaga okrycia głowy, dobrze że wzięłam czapkę, bo inaczej zatoki by się odzywały. Minusem jest brak możliwości zabierania ze sobą psa, nie był zadowolony gdy wróciłam, domagał się wyjścia. Pewnie za karę podgryzał mnie w stopy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz