25°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: zach. z szybkością 24 km/h
Wilgotność: 44%
Wiatr: zach. z szybkością 24 km/h
Wilgotność: 44%
Ostatni dzień lipca. Pora na podsumowania, ale zanim to nie sposób odnotować dzisiejszego rowerowego powrotu do domu.
Na totalnym lajciku udało mi się poprawić dwa rekordy. O niewiele, ale jednak. To lubię!
Rower aktualnie oczekuje na nowe, miejskie opony. O serwisie w celu poprawy pracy przerzutek, nie wspomnę.
PODSUMOWANIE MIESIĄCA
Plan treningowy do maratonu skończył się 8 lipca. Niestety nie dane mi było sprawdzić, na ile moja praca była skuteczna i pozwoliłaby mi przebiec królewski dystans w 4,5 godziny. Po zakończeniu biegania wg wytycznych, zwyczajnie miałam ochotę na odpoczynek. Nałożyło się na to sporo pracy, wakacje i odwiedziny, wyjazdy. Czasowo ogarniałam się ciężko, z czegoś zrezygnować trzeba było. Padło na bieganie.
Lipiec był miesiącem, kiedy przebiegłam najmniej kilometrów. Nie było ich nawet 40.
Rozkręciłam się natomiast rowerowo. Jeden tydzień jazdy do pracy dał mi początkowo w kość, aby później rozkręcić mnie i zachęcić do regularnego pokonywania tej trasy chociaż raz w tygodniu.
Krzywa progresu wyników jakby stała w miejscu. Tymczasem tuż po infekcji udało mi się w czasie Parkrun pobiec życiówkę na 5 kilometrów. Czas 28:07. Tydzień później Bieg Morskie Oko i przy trudniejszej trasie czas gorszy raptem o minutę.
Bieg Powstania Warszawskiego w standardowym dla mnie czasie na dychę - godzina i minuta, był i tak wyczynem po takim niebieganiu.
W sierpniu stanę oko w oko z moją kondycją w czasie obozu biegowego w Szklarskiej. Po ośmiu miesiącach biegania, pora na kawę na ławę. Abym wróciła z tarczą, a nie na tarczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz