Na pomysł objazdu Wybrzeża nie wpadłam sama. Natchnął mnie znajomy, który w trzy długie weekendy poprzedniego roku przejechał na rowerze od Świnoujścia do Krynicy Morskiej. Jechał z zachodu na wschód, bo tak jest z wiatrem i objazdowo zwiedzał, delektując się wdychanym jodem. Rzuciłam o tym wyczynie mimochodem na treningu Boot Camp i ni z tego, ni z owego las rąk zgłosił się na ochotnika, by wziąć udział w takiej wycieczce.
Samozwańczo wymyśliłam, że najłatwiej będzie poprowadzić trasę wokół Zatoki Gdańskiej - ostatecznie startowaliśmy z Sopotu, a kończyliśmy w Malborku. Dokładnej rozpiski trasy dokonała Ula, Aneta była odpowiedzialna za noclegi, a ja za transport kolejowy i wodny. Dream Team działał, a łatwo nie było...
Już na etapie podróży pojawiły się schody - usadzić nas i rowery w jednym pociągu w połowie lipca okazało się awykonalne. Plan był taki, że jedziemy skoro świt i ruszamy z Sopotu około dziewiątej, ale zakup biletów dla rowerów na poranny pociąg okazał się niemożliwy, dlatego szybka decyzja przy kasie, że jednak jedziemy nocnym, a w zasadzie dwoma nocnymi, bo do jednego nie zmieściliśmy się razem z rowerami, które potrzebują swoich biletów za całe dziewięć zeta.
fot. archiwum własne |
Statek, tramwaj wodny i prom okazały się znacznie łatwiejsze do ogarnięcia. Wystarczyło sprawdzić rozkład jazdy tramwaju wodnego z Helu do Gdańska, statku Frombork - Krynica oraz kursowanie promu Świbno-Mikoszewo i gotowe. Z noclegami w Helu i Krynicy Morskiej dzięki portalom rezerwacyjnym też większych trudności nie było. Początkowo... bo po dojechaniu na Półwysep Helski okazało się, że noclegu na Helu to dla nas nie ma, przyszedł ktoś z ulicy i nasza rezerwacja stała się nieaktualna. Ahoj przygodo! Znalezienie noclegu na sześciu osób na jedną noc to nielada gratka! Po dość długim szukaniu miejsca w Jastarni wylądowaliśmy na campingu w dwóch przyczepach.
fot. archiwum własne - nasze apartamenty na pierwszą noc |
To był dłuuugi dzień, bo wycieczkę zaczeliśmy sporo przed godziną 23:00 dnia poprzedniego w pociągu. Kto ma za sobą takie doświadczenie, wie, że odpoczynkowi i regeneracji ono nie służy. Jak na zdjęciu widać, rowery zawyczaj mają swój przedział, ale w naszym przypadku wisiały tylko w pociągu nr 2, w pociągu nr 1 wagonu na roweru, mimo że miał być nie było.
fot. archiwum własne |
Szczegóły trasy i fotorelacja z wyprawy:
Trasa: Sopot - Gdynia - Władysławowo - Jastarnia (miał być Hel).
76 km. Prawie całość ścieżką rowerową, tylko w Gdyni jechaliśmy ulicami, ale w sobotę przed siódmą, to nie było uciążliwe.
fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę |
fot. archiwum własne |
W drodze do Władysławowa...
fot. archiwum własne |
Taką ścieżką rowerową przemieszczać się można przez cały Półwysep Helski. Widokowo, bezpiecznie i z wieloma opcjami na popas.
fot. archiwum własne |
Zachód słońca przrgapiliśmy szukając noclegu, ale część wieczoru spędzona na plaży. Relaks, miny nietęgie po 24 godzinach czuwania.
fot. archiwum własne |
Dzień II
Trasa: Jastarnia - Hel - Gdańsk - Świbno - Mikoszewo - Krynica Morska.
75 km.
75 km.
Między Helem a Gdańskiem przewozi nas statek, a przez Wisłę prom.
fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę |
Wypływamy z Helu. Rowery w części bagażowej, a my opalamy się dwie kondygnacje wyżej.
fot. archiwum własne |
Dopływamy do Gdańska, czasem statek zatrzymuje się na Westerplatte, niestety nie nasz rejs.
fot. archiwum własne |
Z Gdańska do promu na Wiśle pogoda jeszcze nam służy, ale chmury wyglądają złoworogo. Lać zaczyna po obiedzie w Stegnie, gdzie kupujemy płaszcze przeciwdeszczowe po sześć zeta sztuka, niestety do Krynicy niewiele z nich zostaje... Jedziemy w deszczu, kilometry pod wiatr upływają woooolno.... To był test dla naszych sakw, byli tacy, którzy nie mieli nic suchego, ani na sobie, ani w bagażu. Na kwaterze suszyliśmy się na całego!
Dzień III
Trasa: Krynica Morska - Frombork - Elbląg.
Z Krynicy Morskiej do Fromborka - statek.
Z Krynicy Morskiej do Fromborka - statek.
50 km. Trasa wiodła ulicami. W tej chwili z Fromborka do Elbląga można wybrać opcję Green Velo, która wiedzie przez las.
Lokalnie zrobiliśmy jeszcze ok. 5 km w Malborku.
fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę |
Ruszamy z Krynicy. W siatach jedzie do nas maślanka i buły. Śniadanie na statku było mniam!
fot. archiwum własne |
Po przybyciu do Fromborka ładowanie węgli na podjazd pod Wysoczyznę Elbląską. Na 20 kilometrach zrobiliśmy w pionie 200 metrów pod wiatr.
fot. archiwum własne |
Do Elbląga było już z górki. Tam obiad i decyzja, że do Malborka jedziemy.... pociągiem.
fot. archiwum własne |
A tu Szalona Go (fanpage - można podglądać) ściska nos elbląskiego Piekarczyka. O tym, że to przynosi szczęście przekonuję się dwa lata później robiąc w Elblągu życiówkę na 10 km (tu relacja).
fot. archiwum własne |
Jedziemy do Malborka, perspektywa ponownego zmoknęcia przestaje być miła. Dzięki temu rozwiązniu był czas na zwiedzenie Zamku Krzyżackiego i spokojną kolację przed podróżą.
fot. archiwum własne |
Podróż powrotna do Warszawy już wspólna (a nie na raty), poniedziałkowe pociągi nie są przeładowane rowerzystami.
Za nami ponad 200 km w nogach. Trzy dni rowerowego szaleństwa. W różnej pogodzie, po różnych trasach.
Ogólnie wycieczka uznana za udaną, choć na przyszłość preferowalibyśmy mniejsze kilometraże dzienne, by cieszyć się atrakcjami w miejscach, które się mija. Ale to co kto lubi i czego komu potrzeba: zwiedzania i plażowania, czy rowerowego jechania.
Za nami ponad 200 km w nogach. Trzy dni rowerowego szaleństwa. W różnej pogodzie, po różnych trasach.
Ogólnie wycieczka uznana za udaną, choć na przyszłość preferowalibyśmy mniejsze kilometraże dzienne, by cieszyć się atrakcjami w miejscach, które się mija. Ale to co kto lubi i czego komu potrzeba: zwiedzania i plażowania, czy rowerowego jechania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz