sobota, 18 lipca 2015

rowerowa wyprawa po Wybrzeżu Gdańskim

Na pomysł objazdu Wybrzeża nie wpadłam sama. Natchnął mnie znajomy, który w trzy długie weekendy poprzedniego roku przejechał na rowerze od Świnoujścia do Krynicy Morskiej. Jechał z zachodu na wschód, bo tak jest z wiatrem i objazdowo zwiedzał, delektując się wdychanym jodem. Rzuciłam o tym wyczynie mimochodem na treningu Boot Camp i ni z tego, ni z owego las rąk zgłosił się na ochotnika, by wziąć udział w takiej wycieczce.

Samozwańczo wymyśliłam, że najłatwiej będzie poprowadzić trasę wokół Zatoki Gdańskiej - ostatecznie startowaliśmy z Sopotu, a kończyliśmy w Malborku. Dokładnej rozpiski trasy dokonała Ula, Aneta była odpowiedzialna za noclegi, a ja za transport kolejowy i wodny. Dream Team działał, a łatwo nie było...

Już na etapie podróży pojawiły się schody - usadzić nas i rowery w jednym pociągu w połowie lipca okazało się awykonalne. Plan był taki, że jedziemy skoro świt i ruszamy z Sopotu około dziewiątej, ale zakup biletów dla rowerów na poranny pociąg okazał się niemożliwy, dlatego szybka decyzja przy kasie, że jednak jedziemy nocnym, a w zasadzie dwoma nocnymi, bo do jednego nie zmieściliśmy się razem z rowerami, które potrzebują swoich biletów za całe dziewięć zeta.

fot. archiwum własne


Statek, tramwaj wodny i prom okazały się znacznie łatwiejsze do ogarnięcia. Wystarczyło sprawdzić rozkład jazdy tramwaju wodnego z Helu do Gdańska, statku Frombork - Krynica oraz kursowanie promu Świbno-Mikoszewo i gotowe. Z noclegami w Helu i Krynicy Morskiej dzięki portalom rezerwacyjnym też większych trudności nie było. Początkowo... bo po dojechaniu na Półwysep Helski okazało się, że noclegu na Helu to dla nas nie ma, przyszedł ktoś z ulicy i nasza rezerwacja stała się nieaktualna. Ahoj przygodo! Znalezienie noclegu na sześciu osób na jedną noc to nielada gratka! Po dość długim szukaniu miejsca w Jastarni wylądowaliśmy na campingu w dwóch przyczepach. 


fot. archiwum własne - nasze apartamenty na pierwszą noc

To był dłuuugi dzień, bo wycieczkę zaczeliśmy sporo przed godziną 23:00 dnia poprzedniego w pociągu. Kto ma za sobą takie doświadczenie, wie, że odpoczynkowi i regeneracji ono nie służy. Jak na zdjęciu widać, rowery zawyczaj mają swój przedział, ale w naszym przypadku wisiały tylko w pociągu nr 2, w pociągu nr 1 wagonu na roweru, mimo że miał być nie było.

fot. archiwum własne

Szczegóły trasy i fotorelacja z wyprawy:

Dzień I
Trasa: Sopot - Gdynia - Władysławowo - Jastarnia (miał być Hel).
76 km. Prawie całość ścieżką rowerową, tylko w Gdyni jechaliśmy ulicami, ale w sobotę przed siódmą, to nie było uciążliwe.

fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę

Start z Sopotu, gdzie skoro świt oglądamy sopockie molo, pijemy kawę i ruszamy w kierunku Gdyni.


fot. archiwum własne
W drodze do Władysławowa...

fot. archiwum własne
Taką ścieżką rowerową przemieszczać się można przez cały Półwysep Helski. Widokowo, bezpiecznie i z wieloma opcjami na popas.

fot. archiwum własne

Zachód słońca przrgapiliśmy szukając noclegu, ale część wieczoru spędzona na plaży. Relaks, miny nietęgie po 24 godzinach czuwania.

fot. archiwum własne


Dzień II
Trasa: Jastarnia - Hel - Gdańsk - Świbno - Mikoszewo - Krynica Morska.
75 km.
Między Helem a Gdańskiem przewozi nas statek, a przez Wisłę prom.

fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę

Wypływamy z Helu. Rowery w części bagażowej, a my opalamy się dwie kondygnacje wyżej.

fot. archiwum własne
Dopływamy do Gdańska, czasem statek zatrzymuje się na Westerplatte, niestety nie nasz rejs.

fot. archiwum własne
Z Gdańska do promu na Wiśle pogoda jeszcze nam służy, ale chmury wyglądają złoworogo. Lać zaczyna po obiedzie w Stegnie, gdzie kupujemy płaszcze przeciwdeszczowe po sześć zeta sztuka, niestety do Krynicy niewiele z nich zostaje... Jedziemy w deszczu, kilometry pod wiatr upływają woooolno.... To był test dla naszych sakw, byli tacy, którzy nie mieli nic suchego, ani na sobie, ani w bagażu. Na kwaterze suszyliśmy się na całego!


Dzień III
Trasa: Krynica Morska - Frombork - Elbląg.
Z Krynicy Morskiej do Fromborka - statek.
50 km. Trasa wiodła ulicami. W tej chwili z Fromborka do Elbląga można wybrać opcję Green Velo, która wiedzie przez las.
Lokalnie zrobiliśmy jeszcze ok. 5 km w Malborku.

fot. kilometraż dnia liczony przez Ulę
Ruszamy z Krynicy. W siatach jedzie do nas maślanka i buły. Śniadanie na statku było mniam!

fot. archiwum własne
Po przybyciu do Fromborka ładowanie węgli na podjazd pod Wysoczyznę Elbląską. Na 20 kilometrach zrobiliśmy w pionie 200 metrów pod wiatr.

fot. archiwum własne

Do Elbląga było już z górki. Tam obiad i decyzja, że do Malborka jedziemy.... pociągiem.

fot. archiwum własne

A tu Szalona Go (fanpage - można podglądać) ściska nos elbląskiego Piekarczyka. O tym, że to przynosi szczęście przekonuję się dwa lata później robiąc w Elblągu życiówkę na 10 km (tu relacja).

fot. archiwum własne

Jedziemy do Malborka, perspektywa ponownego zmoknęcia przestaje być miła. Dzięki temu rozwiązniu był czas na zwiedzenie Zamku Krzyżackiego i spokojną kolację przed podróżą.

fot. archiwum własne
Podróż powrotna do Warszawy już wspólna (a nie na raty), poniedziałkowe pociągi nie są przeładowane rowerzystami.

Za nami ponad 200 km w nogach. Trzy dni rowerowego szaleństwa. W różnej pogodzie, po różnych trasach.

Ogólnie wycieczka uznana za udaną, choć na przyszłość preferowalibyśmy mniejsze kilometraże dzienne, by cieszyć się atrakcjami w miejscach, które się mija. Ale to co kto lubi i czego komu potrzeba: zwiedzania i plażowania, czy rowerowego jechania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz