sobota, 12 września 2020

zabawa bieganiem czyli moje pierwsze 61k w Tyrolu

Nie da się ukryć, że obawiałam się trasy Panorama Ultra Trail w ramach Alpine Innsbruck Trailrun Festival. 65 kilometrów skurczyło się, co prawda, do 62, ale nadal to maraton i prawie półmaraton zarazem, ciężko było zapomnieć o przewyższeniu (1700m). 

Pierwszy tydzień września jeszcze na miejscu wybiegany aż miło. Ciąg i przebieżki pokazywały, że forma kroczy w dobrym kierunku. Tydzień przedstartowy spędziłam aktywnie w Tyrolu na dwóch górskich wycieczkach i rozbieganiu na dwa dni przed zawodami. To ostatnie pogrążyło mnie w rozpaczy, bo na falistej trasie zmęczyłam się nieprzyzwoicie. 

Ostatecznie uznać trzeba, że pobyt na wysokościach pomógł w zaaklimatyzowaniu się w Alpach. Niespieszne spacery przy jeziorkach z Kühtai z szarlotką i piwem na 2300 m npm...


... a także wędrówka w dół z Ahornu do Mayrhofen pozwoliły być w najlepszej formie akurat w sobotę. 


Dzień przed startem pozwoliłam się ująć wrażeniom w Kristallwelt w Wattens, gdzie oprócz kryształów można było podziwiać widoki na otaczające Alpy z ogrodu. Tak powinien wyglądać dzień przed startem - niespiesznie, relaksująco, spacerowo.  


Wszystko to spowodowało, że miałam dzień konia. Odkąd wpadłam w rytm biegu około 5-7 kilometra, łykałam dalszy dystans nie wiem jak i kiedy. Głowa koncentrowała się na przemieszczeniu do kolejnego punktu odżywczego, zwizualizowana trasa zmieniała się tylko zgodnie z profilem - w górę, teraz faliście ale dość płasko, w dół do mostu na Inie, a potem znowu w górę i po punkcie jeszcze trochę w górę i będzie do 50 km prawie płasko. Tam za miasteczkiem most i droga powrotna do mety. Jeszcze dziś potrafię to wyrecytować. 


Na każdym punkcie pilnowałam, czy jest zapas czasowy do limitu dla najwolniejszych biegaczy. Wszędzie był, więc z dobrą miną mknęłam dalej. 

Na trasie towarzyszyła mi Dorota. W zasadzie nie umawiałyśmy się czy biegniemy razem czy osobno. Od startu żadna drugiej nie zgubiła i aż do mety dotarłyśmy wspólnie. To już nasz drugi wspólny bieg - w Trójmieście na Garmin Ultra Race spędziłyśmy razem 53 kilometry.   

Czas na mecie baaardzo mnie zaskoczył. W planach celowałam w 12 godzin, a dobiegłyśmy w czasie 10:28! 

międzyczasy za https://my.raceresult.com

Nie miałam podczas biegu kryzysu, napierałam na tyle, na ile teren i ciało pozwalało. Odkryłam, że ultra może być wspaniałą zabawą w sport. To był mój czwarty bieg na dystansie dłuższym niż 42 km w górach (Winter Trail Małopolska 49km, Garmin Ultra Race 53km, Supermaraton w Górach Stołowych 54km). Spodobało mi się, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Teraz chyba czas na 80km? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz