sobota, 2 września 2017

BMW półmaraton praski czyli magiczna bariera dwóch godzin złamana

BMW Półmaraton Praski to główny start września 2017 roku.
Cel: złamanie dwóch godzin w półmaratonie.

Można by rzec, że do łamania dwóch godzin podchodziłam piąty raz, ale realnie byłam w stanie zmierzyć się z tym wynikiem dopiero po raz trzeci. W 2014 roku osiągnięcie tego celu było mrzonką, wiosną 2017 byłam blisko... Więcej o próbach można poczytać we wstępie relacji z półmaratonu warszawskiego z marca - tu relacja.

Do startu o 20:30 przygotować się trudno, bo rzadko biega się wieczorem. Pasta party była u mnie w dniu zawodów. Jadłam dwa makaronowe posiłki o 13:00 i 16:00, a po 18:00 zjadłam jeszcze ryż z owocami. Przed 20:00 poprawiłam bananem i muszę przyznać, że po powrocie do domu po zawodach, nie byłam głodna. 

Największy problem miałam z ubiorem, mnie zawsze podczas biegania jest ciepło. Wydawało się, że po deszczowym dniu, wieczór będzie chłodny, tymczasem na drugim kilometrze zdejmowałam koszulkę. Specjalnie miałam pod spodem top, nie sądziłam jednak, że skorzystam z tej opcji już na Grochowskiej...

Relacji takiej kilometr po kilometrze nie będzie... bo ja niewiele z trasy pamiętam. Biegłam i tyle. Nie było wzruszenia na starcie, ani mecie. Nie było wspomnień ani refleksji na trasie, a biegnąc po swojej stronie Wisły mogłabym mieć ich tysiące i co krok. Mijałam siedzibę mojej pierwszej pracy, budynek, gdzie odbywałam staż, mijałam parki, gdzie chodziłam na randki, znajome sklepy, restauracje, domy znajomych, klientów czy przystanki, na których marzłam zimą... W czasie biegu ani razu nie pojawiła się tego typu myśl...



Nastawiłam się bardzo zadaniowo do tego startu, nic nie było w stanie mnie zdekoncetrować. Wiedząc, że najlepiej sprawdza się u mnie negative split (dla niezorientowanych: to taktyka, by zacząć wolniej i drugą połowę dystansu pobiec szybciej niż pierwszą), nie dałam się ponieść emocjom czy zającom, którzy prowadzą na konkretny czas. Porażka z marca, gdy zaryzykowałam stałe tempo, była zbyt dotkliwa. Nie chciałam umierać od 12 kilometra...

Podgląd startu w półmaratonie warszawskim
Po kolorze tętna na trasie widać (wykres wyżej), że było wysokie przez cały dystans. Wtedy zabrakło niecałej minuty, bo zobaczyć wynik z jedynką z przodu. We wrześniu (wykres niżej) wyższe tętno jest tylko na podbiegu na Wale Miedzeszyńskim i na finiszu. Pewnie rezerwy do szybszego biegu były, ale ja nie chciałam przeforsować się. Wystarczyłby mały błąd, a cel nie zostałby osiągnięty. Zbyt ważny był dla mnie, by przestać kontrolować tempo.

Podgląd startu w półmaratonie praskim

Na siódmym kilometrze czekała na mnie Bożena,
koleżanka klubowa, która zaproponowała swą pomoc na trasie. Dla niej tempo 5:30 to bułka z masłem, a dla mnie to wysiłek, który noga w nogę z dedykowanym mi biegaczem będzie łatwiejszy. Wspólnie pokonałyśmy 14 kilometrów, oddałam dowodzenie Bożenie, wiedziała jakiego tempa pilnować, a ja biegłam rozglądając się tylko za jej szczupłymi łydkami. Od czasu do czasu zerkałam na zegarek, ale widząc zadawalające tempo, dalej wypatrywałam nóg mojego Pejsa. 

Miałyśmy co nadrabiać, bo moja ostrożność wpłynęła na baaardzo spokojne pierwsze pięć kimometrów trasy, ale już na 11 kilometrze czas był pod kontrolą. Potwierdził to międzyczas na 16tym, a także czas na 19 kilometrze, gdzie byłyśmy 1:47 po starcie.


Przyznam się, że po raz pierwszy nie znałam trasy. Mniej więcej wiedziałam, że Grochowska, że Waszyngtona, że potem Saska, Gocław i Wał, ale bez szczegółów... Widząc wahadełka przy Moście Świętokrzyskim i potem przy metrze Stadion zagryzałam zęby, bo niby "już jesteś w ogródku, już witasz sie z gąską", już Stadion jest blisko, a tu jeszcze dwa kilometry! Nogi były już zmęczone, na ostatnich pięciu kilometrach czułam, jak lewe pasmo robi się coraz bardziej twarde. Oddechowo czułam komfort.

Bałam się finiszować, zanim nie zobaczyłam mety. Czułam, że tętno mam wysokie, że biegnę szybko; ostatni kilometr wyszedł po 5:09, a to nie są moje tempa przelotowe. Jednak... pod wiaduktem kolejowym, gdzie Bożena złapała mnie za rękę, by razem skończyć wspólny bieg, poczułam moc. W świetle reflektorów dostałam speeda i poczułam głęboką satysfakcję, że cel, który wyznaczyłam sobie tak dawno, w końcu został osiągnięty. W końcu nie zobaczyłam w wyniku dwójki! Mój nowy rekors w półmaratonie to 1:58'54.

Moje lokaty
open miejsce 4335/7350 (59% stawki)
open kobiet miejsce 648/1978 (30% stawki)
kat. K30 miejsce 304/890 (29% stawki)

Wspólny finisz z Pejsem :)

Gdy oglądam to zdjęcie czuję:
pokorę, do pracy, jaką trzeba było włożyć, aby zrealizować cel, 
satysfakcję, że mimo że trwało to długo, osiągnęłam go,
wdzieczność, że Bożena bezinteresowanie spędziła ten wieczór na trasie bardzo mi pomagając,
radość, że tyle osób trzymało kciuki, że sama byłam zaskoczona, że tyle! Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz