czwartek, 23 lipca 2020

GR 11 czyli los compañeros en sendero

Czasy niepewne (pandemia trwa), a wyprawa W Pireneje zaplanowana ponad pół roku temu... Skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B, więc „z pewną taką nieśmiałością”, ale jednak ruszamy ku słonecznej Hiszpanii. By kilka dni spędzić na szlaku GR 11 wiodącym przez hiszpańską cześć Pirenejów. 

Przed dniem 0
Wyprawę planujemy zgodnie z przewodnikiem online szlaku transpirenejskiego (tu link). Na tapetę bierzemy etapy 27-31, a na koniec planujemy el spontano, dokąd w Andorze dotrzemy, tam spędzimy ostatnią noc.

Dzienne kilometraże jak na możliwości ekipy małe, ale nie chodzi nam o to, by się złechtać, tylko poczuć klimat gór, pozachwycać się widokami. Mieć czas na leżenie w trawie z głową w chmurach. W końcu to nasz urlop. 

Dobytek nosimy na plecach. Mamy ze sobą maty i śpiwory, a noclegi zaplanowane po drodze w schroniskach, chatach w górach, hotelach czy kwaterach prywatnych. 

Podróżowanie w czasie zarazy wymaga stalowych nerwów. Pomijając zamknięte granice, które tuż przed lipcem się otworzyły, to na niemal każdym kroku pojawiały się niespodzianki. A to odwołane loty, o których nikt nas nie informował; a to zmiany w rozkładach autobusów czy campingi, które na jedną nic odmawiają dachu nad głową. Na kilka dni przed wylotem wracają obostrzenia i zamknięte rejony w Katalonii. Sytuacja napięta, ale jak to mówią... bez ryzyka nie ma zabawy! Lecimy!

Dzień 0
Po podróży z Polski, wieczorze w Barcelonie, gdzie oprócz spaceru od baru do baru, zaopatrzyliśmy się w paliwo do palników, o poranku ruszyliśmy busikiem ku Pirenejom. 


Ahoj, przygodo!

Dzień 1
Wejście na szlak w La Guingueta d'Aneu. Marsz z Escalo - finał dnia w Estaon. 
Dzienny kilometraż 20, przewyższenie +1290, -980 metrów. 

Trasa trudna, szczególnie ze względu na wczesny poranek, a także dokrętkę w Escalo. Jednak nie mogliśmy odpuścić obejrzenia klasztoru z powieści „Wyznaję”. 


Po drodze opuszczona wioska Dorve...


... a na podejściu pod przełęcz na 2200 m npm takie widoki


Końcówka trasy o zmroku, co podkreśliło urok ukrytego w górach Estaon. Nocleg w schronisku, gdzie z kolacją czekała na nas zaniepokojona obsługa.

Dzień 2
Przejście z Estaon do Tavascan. 
Dzienny kilometraż 13, przewyższenie + 690, -865 metrów. 

Początek wędrówki wzdłuż rzeczki, w absolutnym cieniu. 


Dość szybko dochodzi się do opuszczonej wioski ...


... by później wspiąć się ku kolejnej dolinie. 


Widok na Tavascan od strony Aineto był zachwycający! 


Jestem pod wrażeniem tym jak szlak naturalnie łączy się z cywilizacją. Prosto ze ścieżki wchodzi się do miejscowości, co tu oznaczało, że zza stodoły wychodzi się na ulicę i mostek. 


W Tavascan nocujemy w hotelu. 

Dzień 3
Przejście z Tavascan do Areu. 
Dzienny kilometraż 15, przewyższenie +1225, -1100 metrów. 

Dzień głównie wspinaczki, ale za to z widokami. 


Po wdrapaniu się na przełęcz widok na Pic Montescio... 


... zejście ciągle ze szczytem na wyciągnięcie ręki, po drodze chatki i łączki do odpoczywania.  


Aż docieramy do Areu. 



Dzień 4
Przejście z Areu do Refugio de Baiau. 
Dzienny kilometraż 15,5, przewyższenie +1345, - 80 metrów. 

Wspominałam coś, że wczoraj był dzień wspinaczki? To nie sądziłam co czeka mnie tego dnia! Cały czas było lekko a potem nawet bardzo pod górę! 


Po przejściu przez trzy doliny, dotarłam na wysokość 2517 m npm do Refugio de Baiau na nocleg w budzie. 


Z takim widokiem o poranku jak na zdjęciu niżej.


Dzień 5
Przejście z Refugio de Baiau do Arans.
Dzienny kilometraż 15, przewyższenie +910, -1920 metrów. 

Im wyżej tym piękniej, po wyjściu z bazy noclegowej widoki były zachwycające. Jednak pionowe zdobywanie przełęczy Portella de Baiau nie przypadło mi zbytnio do gustu. Osuwający się szutr czy kamienie przerażały mnie. 


Po drugiej stronie czekał na nas widok na Pic de Coma Pedrosa czyli najwyższy szczyt w Andorze. Nie został przeze mnie uwieczniony chyba z wrażenia po wejściu rynnowym na górę.  Zejście do Arinsal nie miało końca, obfitowało jednak w różne atrakcje. Kilka rodzajów ścieżek, śnieg, jeziorka, rzeczki...


Andora przywitała nas zmianą pogody, więc uznaliśmy, że przejście w deszczu do Arans nie ma sensu. Nasza wędrówka po GR11 zakończyła się w Arinsal.

Dzień 6
Andora
Dzień odpoczynkowy.

Ostatni dzień spędziliśmy w stolicy Andory, znanej ze sklepów i banków, która łączy charakter pirenejskiego miasta z nowoczesnością. Są tam elementy tradycyjne jak kamienne budowle...


... i modernistyczne jak budynki ze szkła czy betonu, a także fikuśne mostki. 


Duże wrażenie zrobiło na mnie rondo podwieszone nad doliną. Nie jestem zwolenniczką betonu, jednak otaczające miasto z każdej strony góry zmiękczają efekt blokowisk i asfaltu.  

Po powrocie
Dzień podróży z Andory przez Barcelonę i Frankfurt do Warszawy wolę pominąć w opowieści i szybko o nim zapomnieć. Duuużo siedzenia i czekania.

W pamięci zostały wrażenia z wędrówki, każdego dnia innej drogi, okoliczności przyrody, widoków, architektury. Jeszcze będąc na szlaku wiedziałam, że wrócę w Pireneje. Czy to na szlak GR11, czy tak po prostu w te góry, bo ich ogrom i piękno zachwyca. Przez pierwsze dwa dni nie spotkaliśmy na szlaku nikogo! Miało się wrażenie, że góry są tylko dla nas. W weekend ilość piechurów czy biegaczy wzrosła, ale nie zepsuło to wrażenia ciszy i wyludnienia Pirenejów. Pozostaję zahipnotyzowana tym miejscem.

2 komentarze:

  1. O i tu będę zaglądać jak będę chciała sobie przypomnieć jak to szło po kolei i co my tam nawyczynialiśmy. Precyzyjnie i pięknie zdjęciowo. Ech, aż łezka w oku się kręci z tęsknoty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nie mam żadnego zdjęcia Coma Pedrosy? Tak skupiłam się na przełęczy, że nie robiłam fot tego co przede mną :)

      Usuń