piątek, 31 lipca 2020

jeździmy, chodzimy, nic się nie dzieje czyli jak minął czerwiec z lipcem

Od początku pandemii startów jak na lekarstwo. Nieliczni organizatorzy po lockdownie decydują się na przeprowadzenie zawodów (odbył się np. Rzeźnik w formule indywidualnych startów, a także Dolnośląski Festiwal Biegowy ze startem falowym). Większość przekłada imprezy na kolejny rok, co oznacza, że automatycznie układa mi się kalendarz imprez na 2021. 

Mój ostatni start w bieżącym roku to była radomska dycha z początku marca. Czy tęsknię za atmosferą zawodów? Trochę. Ostatnie miesiące pokazują, że da się bez tego żyć. Biega się wolniej, bo rywalizacja jednak podkręca motywację do zmuszenia organizmu by dać z siebie więcej. Wyjście ze strefy komfortu podczas plotkobiegu czy w upalny dzień nie jest możliwe lub nie przychodzi łatwo. Jednocześnie patrząc w kalendarz zawodów, których prawie nie ma, nie ma do czego się napinać. 

Czerwcowy dzienniczek treningowy jest przyzwoity (vide niżej), tylko formy z tego póki co brak. Robi się baza, dbam o wszechstronność (bieganie, rower, pływanie, ogolnorozwojówka, rozciąganie) i tygodnie lecą. 

widok dzienniczka treningowego

Staram się by weekendy były aktywne, głównie rowerowo, ale bywa że i na nogach. W Dzień Dziecka pojechałam nad Narew (to w ramach kontynuacji projektu rowerowego Podlasia, link do opisu wycieczek). Bożociałowy weekend spędziłam na wędrówkach po Bieszczadach. Kolejne soboty były rowerowe: w Konstancinie i na znów na Podlasiu (wycieczna IV w poście o Podlasiu rowerem, tj. cztery niebieskie cerkwie i dworek z Czeremchy). 

fot. własne

Wróciły do grafiku treningi pływackie, dość późno, ale to kwestia przygotowania infrastruktury w nowych warunkach.

widok dzienniczka treningowego

W lipcu nastały upały, z rytmu wybił też gorący okres przedurlopowy. Na wędrówki po Pirenejach szlakiem GR 11 (5 dni, więcej w linku) para była. Choć wysokość ponad 2.000 m npm dawała ciut płucom się we znaki. Na to przygotować się na nizinach nie da. Najważniejsze, że organizm współpracował i wspinaczka z plecakiem wchodziła jak złoto. Trzecie wejście na ponad 2.500 m już było łatwiejsze. 

Po odpoczynku (zawsze po urlopie potrzebny, no tak mam), wróciłam do aktywności. Formy z tego pewnie wielkiej nie ma, ale biegać biegam, a na rowerze setkę pociągnę. Cieszy mnie, że wrócił pływacki dryg. Do pięknego kraula jeszcze daleko, ale kolejne elementy techniki zaklinały. 

Co dalej? Czekam na określenie się orgów tyrolskiego festiwalu, czy impreza jest w tym roku. To znacząco wpłynie na to jak będzie wyglądać sierpień. Jeśli są jednak przygotowania do ultra, to trzeba spiąć poślady i biegać w terenie. Gdyby jednak nie było, wrzucam ster na szybkość. Warto odkurzyć życiówkę na 10 km. Tymczasem sierpień rozpocznę sztafetą w ramach Ultramaratonu Powstańca w Wieliszewie. Rozbiegać się trzeba, a patriotyczna atmosfera tej imprezy pomoże podkręcić kilometraż miesiąca. 

W pandemicznych statystykach rekordowe ilości zachorowań. Mówi się o drugiej fali. W narodzie duch COVIDa jakby umarł, czy tam wyparty został. Są tacy w rządzie, co widzą jak krzywa zachorowań się wypłaszcza, chyba powinni zmienić dilera.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz