niedziela, 19 stycznia 2014

Chomiczówka czyli bieg od zaplecza

W obliczu kontuzji zrezygnowałam ze startu w XXXI Biegu Chomiczówki. Powoli wracam do biegania, ale nie czas jeszcze na dystanse piętnastokilometrowe, nawet piątka brzmi zbyt frywolnie. Nie po to się oszczędzam, aby zepsuć to nad czym pracuję... Moje ITBS ma się coraz lepiej, ale powrót do treningów ma być stopniowy.

Tak czy inaczej wybrałam się na bieg pokibicować i tuż przed startem oddać swój numer w dobre ręce, aby się nie zmarnował. Niestety regulamin nie pozwalał na cesję, więc ostatecznie widnieję na liście startowej, choć to nie ja biegłam. Na finiszu moja zastępczyni słysząc: "Biegnie Pani Renata! Piękny finisz, nie da się wyprzedzić żadnemu zawodnikowi!", zdziwiła się początkowo, a w końcu odniosła ten opis do siebie i dumnie zakończyła bieg.

Tradycyjnie trasa Biegu Chomiczówki przebiega po osiedlu, wśród blokowisk. Jest betonowa do bólu. Jedna pętla wynosi 5 km, więc pokonuje się ją trzykrotnie.


Pogoda w niedzielne przedpołudnie typowo zimowa. Mróz, pada śnieg. Wieje. Rok temu też tak było. Szczęśliwie, do dyspozycji zawodników i kibiców, oddane zostało biuro Spółdzielni Mieszkaniowej na Nerudy, gdzie w cieple można było spędzać czas. Mimo że ubrałam się ciepło, to długie przebywanie na zewnątrz nie należało do przyjemności.

O 10:00 wystartował IX Bieg o Puchar Bielan (dystans 5 km), ale wówczas pełniłam funkcje depozytu dla klubowiczów, więc nie śledziłam przebiegu zawodów. Wyszłam do biegaczy dopiero na start biegu Chomiczówki (15 km). Jako że zawsze obstawiam tyły, to tym razem poszłam oglądać jak wygląda początek stawki. Wybuch startera poprzedza w pierwszym rzędzie pełna koncentracja (tyły zazwyczaj gadają). Panowie w skupieniu czekają, a palce wskazujące trzymają na swoich zegarkach, aby równo z sygnałem do ruszenia je uruchomić. Wygląda to trochę komicznie. Sam strzał mnie zaskoczył i w sumie ucieszyłam się, że zwykle startuję z końca, bo nie podskakuję wystraszona.


Gdy zawodnicy ruszyli na trasę zaczęłam się przyglądać co się dzieje wśród organizatorów. Dyrektor Biegu, która była na starcie przeszła do Biura Zawodów. W międzyczasie nasłuchiwała krótkofalówki, w której samochód prowadzący pierwszych zawodników, zdawał relacje z niedoróbek organizacyjnych. A to gdzieś, gdzie nie powinien wjechał samochód, bo nikt nie pilnował zakazu wjazdu,  a to brakowało obstawy trasy... W samym już Biurze na korytarzach spokojnie. Zdarzały się nawoływania organizatorów, bo to albo pomoc była potrzebna garkuchni, a to coś się działo z pomiarami... Jedna z organizatorek opowiadała, jak to walczyli nad ranem z trasą. Pozbycie się z niej śniegu i lodu, wymagało sporo zachodu.

Gdy pierwsi zawodnicy rozpoczęłi trzecią pętlę, konferansjer się ożywił, a panowie z obsługi ropostarli wstęgę w oczekiwaniu na pierwszą osobę na mecie. Dzieciaki przygotowywały folie termiczne, aby okrywać nimi zawodników (patrz zdjęcie na samym dole). W końcu mróz i zawierucha.

Wyszłam z czeluści ciepłego budynku kibicować finiszującym klubowiczom JacekBiega Running Team. Udało mi się załapać nawet na foto dowodowe z pomiaru czasu. Nie łatwo robiło się zdjęcia zziębniętą dłonią, ale kilku kolegom uwieczniłam ostatnie susy przed metą.


No i wszystko pięknie łądnie, aż... wyglądając znowu z okien budynku zobaczyłam, jak na metę wbiegały dziewczyny, z którymi biegłam półmaraton kampinoski. Gdybym biegła, prawdopodobnie właśnie bym kończyła zawody - pomyślałam. Smutno i ckliwie mi się zrobiło, a łzy napłyneły same do oczu... Tak, tak - rozsadek podpowiadał, że podjęłam dobrą decyzję rezygnując ze startu, to jedyna opcja w moim stanie, ale serce chciało na trasę...


Opuszczałam zawody w minorowym nastroju. Emocje wzięły górę! Mam wrażenie, że moja motywacja do ćwiczeń wzmacjających pasmo i powrotu do biegania jest jeszcze większa niż wcześniej... 

Czy oglądanie biegu od zaplecza było ciekawe? Było, ale nie zaskoczyło mnie w sumie nic. Eventowe doświadczenie na moim zawodowym koncie jest na tyle bogate, że przygotowanie zawodów to byłaby pestka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz