Miało być chłodno i deszczowo. Jednak się przejaśniło, a na dwa kwadranse przed startem nawet mocno przygrzało. Była rozgrzewka, która skoszarowała część klubu pod lasem, a potem... powrót na start w szampańskich nastrojach.
fot. Agnieszka Maniecka |
Bieg pełen atrakcji: mroczki przed oczami na pierwszym kilometrze, wilgotne podeszczowe opary w lesie, bolące od trzeciego kilometra kolano, siódme poty po całości, mucha w oku, szalejący GPS, i to słońce nie wiadomo skąd... ale też wyprzedzanko i czas poniżej godziny, więc "wstydu przed Ryśkiem" nie było. Założyłam sobie, aby na początku biec blisko 6 min/km i się udało, to pozwoliło później przyspieszać, ale nie zeszłam poniżej 5:40 min/km. Nie udało się.
Po biegu wyglądałam mało radośnie. Kto to w ogóle słyszał, aby napadać minutę po dobiegnięciu do zawodnika!
fot. Agnieszka Maniecka |
Ale... po kilku chwilach było już całkiem nieźle...
fot. Agnieszka Maniecka |
Oficjalny czas 58:00 (ósma w kategorii a w open 241/279) i udało się pierwszy raz zdobyć punkty dla klubu, bo dobiegłam jako 47 kobieta (a liczą pięćdziesiąt pierwszych kobiecych lokat). Całe 10 tych punktów zdobyłam! Radość, euforia, satysfakcja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz