Nie wiadomo kiedy minęły wakacje i po przerwie w startach Grand Prix Warszawy nastał wrzesień i termin szóstego biegu. Tym razem na Kabatach.
To nie był mój dzień. Wspólna klubowa rozgrzewka nie podgrzała we mnie atmosfery startu.
Ruszyłam na trasę, ale bez przekonania. Biegłam bardziej na samopoczucie niż na czas. Było upalnie i parno. Moje śrenie tętno z biegu to 187 uderzeń na minutę. Człapałam sobie bardziej niż biegłam.
Celem było ukończenie. Walczę o utrzymanie dobrej pozycji w kategorii wiekowej w cyklu. Udaje mi się też zdobywać punkty dla klubu do generalki, więc o zejściu z trasy mowy nie było. Szczerze, nawet o tym nie myslałam. Samotnie przemierzałam trasę w jesiennym, ale upalnym słońcu. Okoliczności przyrody towarzyszyły mi
Skończyłam z czasem 59:17 jako 38/52 kobieta. Sukcesem jest czas poniżej godziny. W open byłam 222/250. Zdobyłam 26 punktów dla klubu. W kategorii tym razem ósma na dziewięć równieśniczek. Czekam na generalkę, aby zobaczyć, co się zadziało z moim miejscem w kategorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz