"Życie jest zbyt krótkie, aby pić niedobrą herbatę, czytać złe książki
i marnować czas na ludzi, dla których gówno znaczymy."
Autor nieznany
Rok 2016 podsumowywałam biegowo inaczej niż zazwyczaj (tu link do posta), bo to był inny rok niż poprzednie. W kwestiach biegowych zdecydowanie nieudany. Sporo się działo w życiu osobistym i zawodowym (na bieganie energii już nie stykło). Modyfikacji dokonywałam według własnego zamysłu, a nie ma to jak planować, bo to ponoć Tam Wysoko wzbudza największe salwy śmiechu. W pełnej gotowości (choć po raz pierwszy w szlafroku) przywitałam Nowy Rok i.... jep! Zaczęło się. Życie pokazało, że moje plany to może i piękne, i górnolotne były, ale... trzeba je szybciutko przeformułować. Przełom nastąpił 1 marca, wtedy zatrzęsło, pierdolnęło i mnie się w głowie przestawiło. Zbierałam emocje dość długo z pomocną mądrych kobiet, które w trudnych chwilach nadal przy mnie były i mocno wspierały, a jak już stanęłam o własnych siłach na nogi, to się prawie zrobiły moje urodziny... Energia i wena do życia wróciły, a ja nie zamierzam przespać ostatniego mojego roku z trójką z przodu. Zamierzam cieszyć się nawet drobiazgami, nie chcę by mi umknęły.
Obchody mojej 40stki czas zacząć. Będzie dla ciała i dla ducha. Będzie dla mnie.
Marzec
Biegowo: na wkurwie 4 marca zrobiłam życiówkę na 10 km w Radomiu (relacja tu) - wybiegałam 52'45", a chciałam łamać 55 minut, no 54 to maks, a tu poprzedni czas na tym dystansie poprawiłam trzy minuty! Sama sobie się dziwiłam, że radę dałam, a ja przecież na ten wynik uczciwie styczeń i luty pracowałam. Na koniec miesiąca, idąc za ciosem sukcesu z Radomia, pobiegłam półmaraton warszawski (tu relacja). Upragnionych dwóch godzin nie złamałam, ale trzy i pół minuty z życiówki urwałam!
Mój pierwsz raz: po złapaniu bakcyla w pływaniu (lęk przed wodą pokonałam w grudniu ubiegłego roku) poszłam na zajęcia float fit i w burpeesach na wodzie byłam najlepsza w grupie.
Ważna książka: biografia Wisłockiej.
Ważna książka: biografia Wisłockiej.
Towarzysko: po szybkiej wizycie w Berlinie odwiedziłyśmy z Elą i Martyną Hamburg. Było zwiedzo-bieganie, było powolne zbieranie się do życia przedpołudniem i kawa z biego-plotkami. Było smacznie, przyjemnie, choć we mnie się gotowało.
fot. archiwum własne |
Projekt życia: rozpoczęty; zachwycam się dziurą w ziemi.
Kwiecień
Towarzysko: po samotnych świętach (takich potrzebowałam) spędzam swoje urodziny w Elblągu.
fot. archiwum własne |
Zawodowo: trudny miesiąc (taka branża); rozpoczynam kurs zawodowy by podnieść swoje kwalifikacje. Część zeszłorocznych jednak planów wdrażana. Pora na poszerzenie horyzontów.
Dla ducha: (1) cztery tomy Läckberg: Księżniczka z lodu / Kaznodzieja / Kamieniarz / Ofiara losu. Wciągnęły mnie mocno, lekkie i przyjemne., (2) wizyta w teatrze: Kłamstewka w Kwardacie.
Projekt życia: podziwiam fundamenty.Dla ducha: (1) cztery tomy Läckberg: Księżniczka z lodu / Kaznodzieja / Kamieniarz / Ofiara losu. Wciągnęły mnie mocno, lekkie i przyjemne., (2) wizyta w teatrze: Kłamstewka w Kwardacie.
Maj
Złapany bakcyl: czułam, że wycieczka rowerowa na Górki Szymona, aby kibicować Garmin Iron Triathlon zakończy się tym, że zapragnę spróbować swoich sił w triathlonie. Na 1/8 dystansu pływania wcale nie ma tak wiele, gdyby mnie tak nie utopili inni po drodze... to kto wie...
fot. archiwum własne |
Dla ducha i ciała: obciełam włosy, a mówą, że... "gdy kobieta decyduje się na zmianę fryzury, a szczególnie, gdy obcina włosy na krótko to… na pewno oznacza to coś ważnego". Oznacza.
Ważna książka: biografia Jerzego Kukuczki. Silny, zadaniowy mężczyna, uparty jak ja.
Ważna książka: biografia Jerzego Kukuczki. Silny, zadaniowy mężczyna, uparty jak ja.
Towarzysko: wspólnie z klubowymi biegaczkami postanowiłyśmy ciut zmienić swoje sportowe oblicze i pobawić się przed obiektywem.
fot. Karolina Krawczyk |
Czerwiec
Biegowo: poprawiam o kolejną minutę życiówkę na dystansie na 10 km i to na trasie szczególnie bliskiej mojemu sercu, bo w Elblągu! Tu relacja. Nieważne, że padało, biegło się dobrze, a na mecie czekali kibice gotowi, by mnie mokrą serdecznie wyściskać.
Towarzysko: ja w Elblągu, potem Elbąlżanie w Warszawie. Fajny czas.
Przyjemnościowo z ambicją: wieczór dla dorosłych w Centrum Nauki Kopernik. Chłonęłam niemal każdy eksponat. Robiłam tsunami, śluzowałam statki, operowałam kołem młyńskim. Byłam funkcją! Zmienną, stałą i liniową. Nawet zagadki logiczne, których nie lubię, przykuły moją uwagę. A na koniec wizyta w Planetarium. Pychota!
Dla ciała: wracam na zajęcia na basenie. Naukę pływania rozpoczęłam w grudniu, w lutym dość sprawnie sobie radziłam w wodzie. Nie chcę tego zapomnieć.
Projekt życia: wylany został strop, jest więźba dachowa.
Przyjemnościowo z ambicją: wieczór dla dorosłych w Centrum Nauki Kopernik. Chłonęłam niemal każdy eksponat. Robiłam tsunami, śluzowałam statki, operowałam kołem młyńskim. Byłam funkcją! Zmienną, stałą i liniową. Nawet zagadki logiczne, których nie lubię, przykuły moją uwagę. A na koniec wizyta w Planetarium. Pychota!
Dla ciała: wracam na zajęcia na basenie. Naukę pływania rozpoczęłam w grudniu, w lutym dość sprawnie sobie radziłam w wodzie. Nie chcę tego zapomnieć.
fot. Piotr Tartanus |
fot. archiwum własne |
Zawodowo: ukończyłam kurs podnoszący moje kwalifikacje, co oznacza, że (1) spora dawka wiedzy w głowie i (2) odzyskuję weekendy. Nie wiem, co bardziej cieszy...
Mój pierwsz raz: park linowy. Powiem tak: działo się, pot spływał po pupie, bo klima nie działała. Bałam się, chuśtało mną, ale dałam radę. Mega satysfakcja, ciężka robota i w sumie... fajna zabawa.
fot. archiwum własne |
Dla ducha: kolejne tomy (od piątego do dziewiątego) Lackberg wchłaniam. Mam wrażenie, że całe zło świata dzieje się w Szwecji.
Towarzysko: wizytuję Lądek w czasie festiwalu biegowego. Udaje się pobiegać w okolicy, przetrzeć nogi przed obozem biegowym, który w sierpniu. No i najważniejsze - złapać bakcyla na ultra. Za rok :) - tu relacja z przygotowań.
Projekt życia: kompletne pokrycie połaci dachowej. Napatrzeć się nie mogę i napodziwiać.
fot. archiwum własne |
Mój pierwsz raz: powoziłam rikszą. Łatwo nie było, ale wyrabiałam się na zakrętach.
fot. archiwum własne |
Dla ciała: (1) rowerowo na Suwalszczyźnie (2 dni, 120 km), (2) obóz biegowy w Karkonoszach (sześć dni, 100 km), (3) objazd rowerem Tatr (4 dni, 210 km). Taki urlop, bo najlepiej odpoczywam w ruchu. Aktywności nie takie bezinteresowne, bo szykowałam się na złamania dwóch godzin w półmaratonie (relacja z przygotowań).
Projekt życia: są ściany działowe. Mogę już w myślach ustawiać meble i ustalać kolory ścian.
Wrzesień
Dla ciała: rozpoczęłam zajęcia pływackie z Warsaw Masters Team, jestem w grupie kaczuszek i dumnam z każdego sukcesu typu: pływam bez deski, oddycham na prawą stronę, płynę na grzbiecie i potrafię jednocześnie unieść obie ręce i się odepchnąć od wody. O basenowych bolączkach rozpoczętych kilka miesięcy temu można poczytać w dedykowanym poście <tutu>.
Mój pierwsz raz: miał być zużel, ale z powodu deszczu odwołali mecz w Lublinie, więc impreza do poprawki.
Październik
Projekt życia: stan surowy otwarty zostaje na zimę, a ja ustalam co dalej w kwestii przyłączy i wykończeń. Na budowie była ekipa filmowa i kręciła spot dla Ministerstwa Finansów - tu link do filmu.Dla ciała: tygodniowy urlop w Bieszczadach z debiutem (zalicza się towarzysko oraz mój pierwszy raz) na dystansie ponad półmaratońskim w terenie (tu relacja z Łemkowyny). Zdobyty pierwszy punkty UTMB/ITRA.
Zawodowo: zapisałam się na egzamin zawodowy, zaczynam się uczyć! Luty blisko.
Listopad
Dla ciała: na basenie zaczynam ćwiczyć nowe style, zaliczam zatem przy tej okazji kategorię mój pierwszy raz. Pojawił się motyl i żabka.
Biegowo: po Biegu Niepodległości w Elblągu (zaliczona kategoria towarzysko) skorzystałam z chwilowego roztrenowania.
Pomysłów na spędzanie wolnego czasu w 2018 roku całe mnóstwo. Kalendarz się zapełnia planami.
Grudzień
Dla ciała: Rozpoczynam coroczny przegląd zdrowia. Tym razem wychodzi ciut poza standardowe badania laboratoryjne i USG. Jest dobrze, choć z dalszą diagnostyką.
Mój pierwszy raz: przebiegłam pierwszy górski maraton (tu relacja). Mogłam świętować ten wyczyn w doskonałym towarzystwie.
Towarzysko: Rok kończę w lesie, przy ognisku. Sylwestra spędziłam z biegaczami. Wśród opowieści z tras, snucia planów, wspomnień. To był dobry rok. Trudny, ale dobry. Biegowe podsumowanie >>tutu<<.
Styczeń
Odważyłam się biegać wybiegania z szybszą grupą (po 6'00''/min) w Mazowieckim Parku Krajobrazowym.
Luty
Towarzysko: weekend z Zimowym Janosikiem i krejzolami biegowymi. W ramach mój pierwszy raz biegałam boso po śniegu.
fot. Asia Szulc |
Sukces miesiąca, a nawet kwartału: Zdałam egzamin pisemny na doradcę podatkowego. To tylko połowa sukcesu, bo jeszcze ustny, ale cieszę się, że jest do niego przepustka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz