sobota, 8 marca 2014

z wiosną po Kabatach

Jeśli w piątek przed startem strzyka tu i ówdzie (pobolewało kolano i zrobiłam sesję rozciągania), a od rana w sobotę mam awersję do ludzi, biegania i wszystkiego, co się na mojej drodze pojawia, to znaczy... że coś będzie na rzeczy.

W biurze zawodów stawiłam się tylko dwadzieścia minut przed startem, ale zdążyłam jeszcze potruchtać, porozgrzewać się i porozciągać. Generalnie chciałam mieć szybko mieć tę dychę za sobą. Wystartowałam we wcześniejszym starcie (jeszcze mogę, bo ciągle biegam ten dystans wokół godziny), poza tym całą sobotę się szkoliłam, więc zależało mi, aby szybko skończyć i wracać do Centrum.

Wcześniejszy start GPW. 37 osób; Fot. biegi.waw.pl

Na początku starałam się nie gnać, tylko biec na 70-80% (wcale jednak nie było tak wolno, jak mi się wydawało). Na pierwszych metrach usłyszałam od Suwiego "Masz to wygrać!", ale mój aspołeczny nastrój pozwalał odpowiedzieć tylko "Nic do mnie nie mów". Biegłam. Ustawiłam się w stawce i jakoś szło. Mijając pierwszy kilometr tęsknie zerknęłam na kosz na śmieci, który jest dla mnie znakiem jak wracam, że jeszcze kilometr. Chciałam już, aby był dziewiąty kilometr trasy, a nie dopiero pierwszy...

Dobiegłam do starszego pana i krok w krok za nim biegłam sobie równiutko. Przyszedł jednak moment, że postanowiłam go wyprzedzić, aby nie zwalniać. Na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km. Pomyśłałam, że dobrze by było to utrzymać. Jak się da.

Minął drugi i trzeci kilometr, a ja czekałam na wahadełko, bo ono pozwala zobaczyć jak się jest ustawionym w stawce. Biegło przede mną około 6-7 osób i tylko jedna kobieta, ale była daleko. Na samej zakrętce udało mi się wyprzedzić dwóch facetów . To był czwarty kilometr trasy i pobiegłam go najwolniej, choć nie pamiętam podbiegów czy złego samopoczucia... Na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km.

Na piątym wyprzedziłam kolejnego faceta i wsiadłam na plecy kolejnemu. Biegliśmy tak razem długo. Myślę, że dobre dwa kilometry. Na dziubku przy Jeziorkach dopadła nas czołówka ze startu głównego. Pomyślałam wtedy, że jest dobrze, bo mijają mnie najczęściej tuż po piątce. Na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km.

Na siódmym kilometrze postanowiłam wyprzedzić biegacza, za którym sobie biegłam. Czułam że jestem w stanie biec lepiej. Może to dzięki motywacji wyprzedzających mnie klubowiczów? Na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km i to ostro poniżej. Byłam w szoku, że wytrzymywałam tempo 5:33 przez cały kilometr! 


Na końcówce prostej przed Powsinem dogoniłam kobietę z wcześniejszego startu i jej kompana. Chwilę się z nimi zaczepiłam. Potrzebowałam wyrównać oddech, tempo. Gdy zakręciliśmy w stronę Kabat, zaczęłam biec z przodu. Kobieta mnie dogoniła. Trzymałyśmy równo krok kilkadziesiąt metrów. Pomyślałam sobie, że jak tak ma wyglądać końcówka tej dychy, to będzie mocno. Trzymałam tempo. W pewnym momencie, na około pięćset metrów przed koszem-znakiem, usłyszałam "Nie dam rady tak szybko" i zostałam na trasie sama. Z myślą, że z wcześniejszego startu jestem pierwszą kobietą. 

Dziewiąty kilometr jest ciut pod górę, czułam już zmęczenie w nogach, ale nadal chciałam utrzymać tendencję, aby na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km. Zazdrościłam wtedy wszystkim tym, którzy już na mecie. Szczęśliwie i ja ją mogłam w końcu usłyszeć, zobaczyć, zbliżać się, zbliżać i zbliżać...

Fot. Ania Pławiak
Na ostatnich metrach doping klubowiczów, co już dobiegli. Biegłam ostatkiem sił. Kilka metrów przed metą dogonił mnie jakiś facet, ale już nie wyprzedził. Miło mi się zrobiło. W końcu Dzień Kobiet.

Skończyłam! Ciągle nie widziałam, jaki mam czas. Takie miałam założenie. Ważne było dla mnie tętno no i aby na zegarku było cały czas poniżej 6 min/km.

Po wyjściu ze strefy mety dostałam od sanitariuszy tulipana i przełączyłam zegarek. Oto uśmiech, jaki wynik wydobył na moja twarz. Upewniłam się, że jest forma na łamanie dwóch godzin w półmaratonie i czas 4:15 w maratonie.

A na mecie tulipan z okazji Dnia Kobiet; Fot. biegi.waw.pl
O dwie minuty poprawiłam czas tej trasy. Ukończyłam z oficjalnym czasem 56:24. Byłam 324 na mecie, jako 59 kobieta, a w kategorii 13. W generalce jestem w kategorii siódma.


4 komentarze:

  1. Gratuluję udanego biegu!! :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Generalnie podejście typu "chciałam mieć szybko tę dychę za sobą" sprzyja dobrym wynikom :-)

    OdpowiedzUsuń