Kolejny, już czwarty, etap Szybkiego Mózgu, czyli biegu na orientację organizowanego przez UNTS Warszawa. Tym razem Mokotów i okolice Morskiego Oka. Nic to, że kompas został w domu. We własnym mieście idzie się orientować gdzie północ, choć nie bez tego, aby znowu nie było z zawirowaniami....
Sukcesem było stawić się na starcie o właściwej porze, bo i takie wpadki już miewałam. Pełna gotowość, ostatnie pozdrowienia ze znajomymi biegaczami. (Dzięki Piotrze, że rozumiałeś moją potrzebę koncentracji.) No, i... w drogę.
Pierwszy punkt łatwizna. Piku-piku. Do drugiego zawiodły mnie drogi kręte, bo pomyliłam budynki, ale jest. Piku-piku. Teraz biegniemy nad jeziorko. Wiadoma sprawa. Przy punkcie trzecim fotogaf. Ja czułam, że to mnie zgubi (takie przypadki też już były notowane). Piku-piku i przed siebie. W zabudowania. Wszystko się niby zgadza, właśnie... Niby. Widzę schody, a mapa na to że żadne schody... Próba orientacji gdzie jestem, a gdzie ostatni punkt no i wszystko jasne. Trzeba biec na północ. Taaa... wylądowałam przy punkcie kontrolnym.... ale z siódemką. A ja szukam czwórki, niby ona też na północy... Dobra, skoro tu siódemka, to trójka w dół! Daję długą. Do tej pory biegam grzecznie chodnikami i alejkami. Miastowo! Sporo mi się odbiegło od właściwej drogi, ale powrót z manowców zawsze cieszy. Jest budynek przy Belwederskiej i czwóreczka w podwórku. Piku-piku.
Patrzę na mapę i strofuję siebie "Masz tę mapę czytać, a nie ją oglądać!". Biegnę uliczkami między blokami do piątki. Uważnie studiuję mapę, gdzie jest przejście a gdzie nie. Obiegam budynek i mam piąteczkę! Piku-piku. Szóstka nieopodal. Piku-piku. No i do siódemki. Wiem, gdzie to! Tam już byłam. Widzę schody, widzę wysoką skarpęa a na dalej lewo nawet stromą alejkę... Szybka decyzja - skarpą! Ciachu ciachu, kto by się bał stromizn i biegusiem zrobić pku-piku.
Ósemka na horyzoncie i z górki. Piku-piku. Do dziewiątki znowu trzeba było się wspinać, środek trawnika to droga idealna, bo najkrótsza. Piku-piku. A do dziesiątki długa w boczną uliczkę w kierunku Dolnej. Przyznam się nieskromnie, że biegnąc wyprzedzałam dzieciaki. Dziesiątka ukryta pod drzewem. Piku-piku. Pora na metę, ale nie, nie... Nie lecimy na oślep. Sprawdzam czy się da krótszą drogą. Nie da się. To do Dolnej i długa po chodniku. Meta przy szkole. Tam, gdzie być miała. Piku-piku.
Wszystkie punkty odhaczone, numerki sprawdzane skrupulatnie. Szłam po odczyt z napięciem, bo to nigdy nie wiadomo, czy będzie klasyfikacja. Jest! Strata do najlepszego 14:28 minuty (było się fotografem nie sugerować do zabłądzenia). Lokata 16 na 28 osób, jak na stratę w szukaniu punktu cztery (aż 11:25 minuty!!!) i tak nieźle.
O raju Morskie Oko to moje miejsce - znam tam każdy każdziuśki kącik od Belwederskiej po Puławską - 15 lat ganiania w dzieciństwie - kocham to miejsce i strasznie Ci zazdroszczę że tam się orientowałaś :) No i gratulacje piku-piku! :)
OdpowiedzUsuńTam jest dość góralsko. Skarpa była wyzwaniem. Piku-piku ;)
UsuńTen park biegowo zwiedzalem w ramach moich treningów pod hasłem bieg pięciu parków: Arkadia, Morskie Oko, Łazienki, Ujazdowski, Sielecki. Fajna okolica.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na długie wybiegania. Może ukradnę :)
UsuńWiwat piku piku ! Gratuluję kolejnego ukończonego biegu :-)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że się rozkręcam :) a tu na kolejny etap trzeba czekać do września...
UsuńPowinszować :-D
OdpowiedzUsuńPodziękować :)
Usuń