sobota, 4 października 2014

dycha w jesiennej aurze Lasu Kabackiego czyli siódmy bieg GPW

Taktyka na bieg była prosta: utrzymać tętno między 178 a 180 uderzeń na minutę. Biegłam zatem przez cały dystans dziesięciu kilometrów na bardzo wysokich obrotach.

Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Tempa i czasu biegu nie kontrolowałam, ale średnia wyszła ładnie - 5:41 min/km. Ukończyłam z czasem 56:54, co oznacza że mimo, że życiówki na trasie nie zrobiłam (brakuje pół minuty), to biegam o minutę szybciej niż rok temu na trasie z atestem. Jest chrapka, aby powalczyć o taki lub podobny czas za dwa tygodnie na Siekierkach, gdzie trasa Grand Prix Warszawy ma atest.

Dzisiejsze leśne bieganie było wyjątkowo urokliwe. Jesień na dobre zagościła już w Lasie Kabackim. Dopisało słońce, a temperatura była idealna do biegania, bo w lasie panował przyjemny dla biegaczy chłodek.

Zaczęłam w miarę spokojnie, ustawiłam się w stawce na końcu i robiłam swoje. Gdy dobiegłam do agrafki i zaczęłam się mijać z zawodnikami, miałam problem z przystosowaniem oka do wyłapywania z tłumu znajomych, których najczęściej pozdrawiam. Zrezygnowałam z tego tym razem. Biegłam i tyle... Na wahadle (ok. 4 km) okazało się, że jestem przedostatnią zawodniczką. W okolicach piątego kilometra doszłam do dwóch pań przede mną, aby na szóstym obie wyprzedzić. W oddali tliła się przede mną żółta koszulka, ale była z osiemset metrów przede mną. Wydawała się nie do dojścia. Tymczasem na ósmym była już około czterystu metrów.

Na dziewiątym przyłączył się do mnie znajomy biegacz - Andrzej, z tekstem "Nic nie mów, biegnij" i ciągnł mnie do mety pilnując, abym oddychała głęboko. Speeda pół kilometra przed metą dodał doping trenera, który uznał, że "wcale nie wyglądasz na zmęczoną", a ja automatycznie wydłużyłam krok i dopadłam żółtą koszulkę na odległość 5-6 metrów, niestety na wyprzedzenie nie miałam już sił, mimo, iż Andrzej upominał, abym się nie poddawała, wbiegłam na metę trzy sekundy po rywalce.

Z Andrzejem już na mecie, fot. Jacek Świercz

Te moje tyły na trasie nie oznaczały, że dobiegłam prawie na końcu w klasyfikacji. Wolnobiegający startują kwadrans wcześniej, to grupa około dwudziestu osób, dlatego mimo tyłów na trasie, sklasyfikowałam się na 203 lokacie (na 231 osób). Wśród kobiet byłam 38 na 48 pań. W kategorii dobiegłam jako piąta, a co najważniejsze utrzymuję trzecią pozycję w generalce. Zostają jeszcze dwa biegi i nie powinno się już nic zadziać. Mam sporą przewagę punktową. Tradycyjnie już zdobyłam również punkty dla klubu.

Mimo, że w relacji koncentruję się na tym, co na trasie, to w rzeczywistości najważniejsze w dzisiejszym biegu było spotkanie z innymi biegaczami.

fot. Jacek Świercz

Zarówno przed startem, jak i po nadrabiałam zaległości towarzyskie. Nawet (tak jakoś wyszło) rozgrzewki z klubem dziś nie robiłam, ale trafiłam doń na piknikowe rozciąganie w słoneczku.

2 komentarze: