Taktyka na bieg była prosta: utrzymać tętno między 178 a 180 uderzeń na minutę. Biegłam zatem przez cały dystans dziesięciu kilometrów na bardzo wysokich obrotach.
Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Tempa i czasu biegu nie kontrolowałam, ale średnia wyszła ładnie - 5:41 min/km. Ukończyłam z czasem 56:54, co oznacza że mimo, że życiówki na trasie nie zrobiłam (brakuje pół minuty), to biegam o minutę szybciej niż rok temu na trasie z atestem. Jest chrapka, aby powalczyć o taki lub podobny czas za dwa tygodnie na Siekierkach, gdzie trasa Grand Prix Warszawy ma atest.
Dzisiejsze leśne bieganie było wyjątkowo urokliwe. Jesień na dobre zagościła już w Lasie Kabackim. Dopisało słońce, a temperatura była idealna do biegania, bo w lasie panował przyjemny dla biegaczy chłodek.
Zaczęłam w miarę spokojnie, ustawiłam się w stawce na końcu i robiłam swoje. Gdy dobiegłam do agrafki i zaczęłam się mijać z zawodnikami, miałam problem z przystosowaniem oka do wyłapywania z tłumu znajomych, których najczęściej pozdrawiam. Zrezygnowałam z tego tym razem. Biegłam i tyle... Na wahadle (ok. 4 km) okazało się, że jestem przedostatnią zawodniczką. W okolicach piątego kilometra doszłam do dwóch pań przede mną, aby na szóstym obie wyprzedzić. W oddali tliła się przede mną żółta koszulka, ale była z osiemset metrów przede mną. Wydawała się nie do dojścia. Tymczasem na ósmym była już około czterystu metrów.
Na dziewiątym przyłączył się do mnie znajomy biegacz - Andrzej, z tekstem "Nic nie mów, biegnij" i ciągnł mnie do mety pilnując, abym oddychała głęboko. Speeda pół kilometra przed metą dodał doping trenera, który uznał, że "wcale nie wyglądasz na zmęczoną", a ja automatycznie wydłużyłam krok i dopadłam żółtą koszulkę na odległość 5-6 metrów, niestety na wyprzedzenie nie miałam już sił, mimo, iż Andrzej upominał, abym się nie poddawała, wbiegłam na metę trzy sekundy po rywalce.
Te moje tyły na trasie nie oznaczały, że dobiegłam prawie na końcu w klasyfikacji. Wolnobiegający startują kwadrans wcześniej, to grupa około dwudziestu osób, dlatego mimo tyłów na trasie, sklasyfikowałam się na 203 lokacie (na 231 osób). Wśród kobiet byłam 38 na 48 pań. W kategorii dobiegłam jako piąta, a co najważniejsze utrzymuję trzecią pozycję w generalce. Zostają jeszcze dwa biegi i nie powinno się już nic zadziać. Mam sporą przewagę punktową. Tradycyjnie już zdobyłam również punkty dla klubu.
Z Andrzejem już na mecie, fot. Jacek Świercz |
Te moje tyły na trasie nie oznaczały, że dobiegłam prawie na końcu w klasyfikacji. Wolnobiegający startują kwadrans wcześniej, to grupa około dwudziestu osób, dlatego mimo tyłów na trasie, sklasyfikowałam się na 203 lokacie (na 231 osób). Wśród kobiet byłam 38 na 48 pań. W kategorii dobiegłam jako piąta, a co najważniejsze utrzymuję trzecią pozycję w generalce. Zostają jeszcze dwa biegi i nie powinno się już nic zadziać. Mam sporą przewagę punktową. Tradycyjnie już zdobyłam również punkty dla klubu.
Mimo, że w relacji koncentruję się na tym, co na trasie, to w rzeczywistości najważniejsze w dzisiejszym biegu było spotkanie z innymi biegaczami.
Zarówno przed startem, jak i po nadrabiałam zaległości towarzyskie. Nawet (tak jakoś wyszło) rozgrzewki z klubem dziś nie robiłam, ale trafiłam doń na piknikowe rozciąganie w słoneczku.
fot. Jacek Świercz |
Zarówno przed startem, jak i po nadrabiałam zaległości towarzyskie. Nawet (tak jakoś wyszło) rozgrzewki z klubem dziś nie robiłam, ale trafiłam doń na piknikowe rozciąganie w słoneczku.
mi osobiście o tej porze biega się najlepiej
OdpowiedzUsuńmotoryzacjapokobiecemu
przyjemny blog, pozdrawiam :) slusar
OdpowiedzUsuń