19°C
Aktualnie: Pochmurno
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 82%
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 82%
Na maraton toruński zapisałam się w
sierpniu, zaraz po tym jak uznałam, że warszawski może być za
wcześnie na stan moich przygotowań. 27 października idealnie
wpisywał się w plan treningowy i założenia do poprawy mojej sprawności ogólnej.
To miał być "zimowy" maraton. Koniec
października w Polsce to najczęściej czas jesiennej szarugi,
przymrozków i pierwszego śniegu. Kto nie zna wietrzenia futer i
premier kozaków na Wszystkich Świętych? Tymczasem AD 2013
przyniósł niespodziankę. 17-19 stopni w dzień, ciepłe wieczory i
około 10 stopni w nocy. Początkowe założenia do rękawiczek i
bluzy na trasie zmieniły się w letni biegowy outfit.
Przyjazd do Torunia w sobotę. W czasie
podróży wszyscy w aucie dostajemy smsy z przydzielonymi numerami
startowymi i zaproszeniem do biura zawodów. Na miejscu chwilę
błądzimy w okolicy stadionu, bo ulice są zamknięte z powodu
remontu. W końcu docieramy! Pierwsze zaskoczenie: możliwość
wjazdu na teren stadionu. Pracownik tłumaczy „Stadion i teren jest
otwarty dla Państwa, z okazji maratonu”. Biuro w ogromnym białym
namiocie, strefa EXPO – drugie zaskoczenie, bardzo skromna (stoisko
z odżywkami, dwa kramy z odzieżą biegową, stanowisko Festiwalu
Biegowego). Odbieramy pakiety (numer z chipem, kilka batonów
wyprodukowanych przez lokalnego potentata, ulotki i zniżki sklepów
biegowych, pamiątkowa koszulka). W drodze powrotnej na parking
rozmawiamy z pracownikiem stadionu o obiekcie i imprezach tu
organizowanych. Dowiaduję się, że stadion miejski w Toruniu
wyłożony jest wykładziną a nie tartanem, jak warszawska Agrykola.
Fot. radosne-bieganie.blogspot.com |
Wieczorem pasta party w biegowym
towarzystwie, potem grzecznie rozchodzimy się do hoteli odpoczywać
przed tym co ma nastąpić jutro. Noc spokojna, w ogóle jestem
spokojna. Mam przekonanie, że praca treningowa wykonana, że
strategia na bieg jest. Wszystko pod kontrolą.
Niedziela. Poranek ciepły, ale
pochmurny. Maratońskie śniadanie – bułka z dżemem i mała kawa. Około
dziewiątej przybywam na stadion. W szatni poznaję inną maratońską
debiutantkę, z którą umawiamy się, że jakby co... to na trasie
będziemy się wspierać. W biurze zawodów spotykam znajomego z
obozu biegowego, który biega od września maratony co dwa tygodnie i
akurat w Toruniu musi pobiec na 03:30:00, bo... (uwaga!) 40 minut
później ma autobus do domu i... nie ma innej opcji. Motywacja jest.
Silna!
Wspólnie szukamy depozytu, strzałki wskazują nie tam gdzie
trzeba, a obsługa początkowo źle nas kieruje nie na trybuny ale do
pomieszczeń pod... W końcu maszerujemy do autobusu, który przewozi
nas ze mety na start. Tłum w autobusie pełen koncentracji. Cisza.
Nieliczni rozmawiają. W ruchu są batony, ostatnie łyki wody. Po
wyjściu na Stare Miasto tłum z autobusu trafia prosto w kolejkę do
toalet... 30 minut do startu, a kolejka dłuuuga. Rezygnuję z niej i
postanawiam potruchtać do pewnej sieciówki z zawsze czystymi
toaletami, załatwiając za jednym zamachem i kwestie fizjologiczne i
rozgrzewkę.
Minuty do 10.00 mijają szybko. Pada strzał startera! Zaczynamy! Maraton czyli trzy czternastki.
Start, grzeję tyły
Wybiegam ze strefy startu usytuowanej przy samym pomniku Kopernika. Kibice biją
nam brawa, część biegaczy macha, jakby wyruszała w długą
podróż, też macham i mam łzy w oczach. Zaczynam przygodę.
Wkraczam w świat dystansu, jakiego do tej pory nie znałam... Już
na pierwszych metrach pierwsza kolizja – w rozbiegany tłum wjeżdża
rowerzysta. Jest przepychanka, zostaje przewrócony, jakby nie mógł
poczekać kilka chwil jak odbiegniemy...
Kontroluję tempo. Biegnę za szybko,
choć wydaje mi się, że lekko truchtam. Staram się spowalniać. Na
jednym ze skrzyżowań odwracam się i widzę, że jestem prawie
ostatnia... Zresztą przechodnie potwierdzają to komentarzami „To
już koniec peletonu.” Nic to, tłumaczę sobie, ja mam dobiec do
mety, to dopiero drugi kilometr, przede mną ponad 42! Tylko spokój
mnie uratuje. Robię swoje – biegnę.
W okolicach trzeciego kilometra uznaję,
że pora zdjąć bluzę, którą miałam tylko na start i początek
biegu. Jest mi już za ciepło. Wypatrzyłam w oddali kosz i
podbiegając do przystanku rozebrałam się z niej i wyrzuciłam
bluzę. Od razu lepiej! Biegnę zgodnie z taktyką. Tempo książkowe
– 06:39.
Pierwsza przepojka na piątym, zaraz po
niej wybiegamy z Torunia. Trasa kieruje nas na ścieżkę rowerową
na północ. Po drodze mijają nas rowerzyści, bardziej lokalni, bo
„zawodowi” to mijają nas drogą. Kibice nieliczni, najczęściej
zlokalizowani przy punktach z wodą.
Fot. pomorska.pl |
10 km, czas: 01:06:25, pozycja: 660
Druga przepojka. Pierwszy pomiar czasu,
wg planu powinnam tu być po 01:07:00 od startu. Zgadza się. Jest
dobrze! Piję łyka wody i biegnę dalej.
Jest uroczo. Ścieżka wiedzie przez
las. Jesienne kolory okalają nas z każdej ze stron. Przyjemne
okoliczności przyrody, lekko się biegnie, choć pojawiają się podbiegi i zbiegi.
12,5 km, czas: 01:20:22, pozycja:
656
Zaczynam wyprzedzać, ale nie robi to
na mnie wrażenia. To nawet nie 1/3 maratońskiego dystansu.
Okoliczności przyrody nadal te same. Las, jesień w najlepszym
wydaniu. Komfort cieplny.
Przed 14 kilometrem wbiegamy do Pigży,
staram się lekko przyspieszyć. Pora biec tempem 06:32. Kolejne
miejscowości przynoszą iście wiejski koloryt. W Brąchownie
zawiewa w stronę trasy obornik, nie to żebym narzekała. Dało radę
wytrzymać.
Fot. pomorska.pl |
Kibiców w miejscowościach mało, ale
jak macham do rodzin w autach, to odmachują. Trasa obstawiona przez
OSP, co skrzyżowanie to strażak. Niektórzy kibicują, inni stoją
obojętnie.
Wbiegam do Biskupic. Macham przyjaźnie
do kierowcy TIRa, który zostaje wpuszczony „pod prąd” na drogę
z maratończykami. Niech i on wie, co to „radosne bieganie”.
Odmachuje zaskoczony. Uśmiecha się nawet. Wybiegam z zabudowań
między dwa pola i aleję z dwu stron obsadzoną wysokimi drzewami.
Zaczyna wiać. Mocno wiać. Mało tego? Zaczyna padać! Nie jest to
mżawka! Zacina porządny deszcz. Szczęśliwie, nie jest mi zimno.
Warunków do biegania się nie wybiera, więc zerkam tylko na zegarek
i cieszę się, że mimo wiatru w twarz utrzymuję tempo 06:30.
Mijam 20 kilometr. Powinnam tu być wg
rozpiski przyklejonej na ręce w czasie 02:14:00. Jestem około dwóch
minut wcześniej! WOW!
Półmaraton, czas: 02:19:30,
pozycja: 642
Na rogatkach Łubianki kolejny pomiar
czasu. Pada. W głowie pojawia się myśl, że zaczynam wkraczać na
nieznane biegowo obszary. W zawodach do tej pory najdłuższy mój
dystans to właśnie półmaraton. Pięć razy do tej pory
przebiegnięty, ale na 21.097 km się do tej pory zatrzymywałam.
Przejaśnia się. Jest 23 kilometr.
Wbiegamy na ścieżkę rowerową, wiem że to oznacza zbliżanie się
do Torunia. Znowu leje. W butach mam mokro. Cała jestem mokra.
Czuję, jak wilgoć zgromadzona na twarzy strużkami spływa.
Widzę przed sobą dwóch mężczyzn.
Mam plan, aby do nich dobiec i chwilę z nimi się utrzymać. Mam
dość samotnego biegnięcia. Ostatni raz gadałam z kimś na 6
kilometrze! Znowu pada!
Przepojka na 25 kilometrze. Biorę
wodę, banana i kawałek batona. Wszystko w rytmie marszowym, aby
zaraz przejść do z powrotem biegu. Aż tu nagle słyszę „Cześć,
Renata!”. Na widok Nadwornego Lekarza uśmiecham się od ucha do
ucha! Zaczynamy razem biec, on dzwoni do reszty Kibicowskiej Braci z
Elbląga, że mogą wyjść moknąć, bo jestem blisko!
Słyszę, że
dobrze wyglądam, że nie widać po mnie zmęczenia. Tak też się
czuję. Ciągle mówię. Nie rozmawiałam tak dawno! Dla
mojego dobra słyszę: „Nie mów do mnie, biegnij”, a za chwilę
„Chyba za bardzo przyspieszyłaś, biegnij swoim tempem. Zwolnij.”
Dobiegamy do Ani i Filipa. Stoją, skaczą i klaszczą. Przebijamy
piątki, rzucamy „Do zobaczenia na mecie” i biegnę dalej. Słyszę
za sobą „Chodź, pobiegniemy z ciocią”. Odpowiedź brzmi: „Nie mamo, NIE!". Kto by chciał biec za mokrą ciocią... Po tym spotkaniu dostaję powera! Zostają tylko dwa kilometry do odhaczenia kolejnej czternastki.
Fot. pomorska.pl |
30 km, czas: 03:17:46, pozycja: 623
Wracamy na znaną trasę. Tędy już
biegliśmy! Tak lubię. Szybko korzystam z przepojki. Łyk izotonika
i wody i biegnę dalej. Ale... co to? Jak okiem sięgnąć w przód
WSZYSCY IDĄ! Wyznaczone na ten etap tempo to 06:23, więc pora
przyspieszyć. Na fali adrenaliny lecę nawet 06:15. Wyprzedzam!
Lekko przemierzam trasę do Torunia. W głowie widzę podbiegi i
zbiegi w połowie tego dystansu, a potem wbieg na toruńskie ulice.
Przestaje padać.
32,5 km, czas: 03:30:35, pozycja:
608
Pomiar czasu za najwyższym zbiegiem,
potem już tylko lekkie falowanie, cztery kilometry i wybiegnę z
lasu. Wszyscy mówią, że maraton zaczyna się po trzydziestym
kilometrze... Jeśli tak, to ja mogę biegać maratony często. Z
lekkością i radością mknę do przodu. Uśmiecham się sama do
siebie, choć rozsądek podpowiada, że została dycha, godzina...
Wszystko się może wydarzyć.
Wychodzi słońce. W wąwozie, w którym
usytuowana jest ścieżka rowerowa mało ono operuje, ale świeci!
Rozpuszczam włosy. Niech schną. Jeszcze parę kilometrów temu
martwiłam się, że nie mam suszarki, a tu jest opcja że wyschną
same. Jak się ma dużo czasu na myślenie, to głowę zaprzątają z pozoru prozaiczne, kobiece problemy...
Wbiegam do Torunia. Mijam kolejnych
maratończyków. Chcę się w końcu podczepić pod kogoś i wspólnym
tempem biec do przodu. Udało się! To był 37 lub 38 kilometr.
Człap, człap razem. W ciszy, ale RAZEM. Naprawdę jest łatwiej. W
pewnej chwili słyszę odgłosy ze Stadionu Miejskiego. Komentuję to
głośno. W odpowiedzi słyszę: „Dobrze, że mi się trafiłaś.
Ciężko mi się biegło samemu”. Na czterdziestym opuszczam
towarzystwo.
Docieram na Bema. Mam tu
być w czasie 04:24:00 od strzału startera. Jestem trzy-cztery
minuty szybciej. Ostatnia przepojka i ostatnia prosta. Czekałam na
nie obie. Prosta z agrafką, ale co tam. To końcówka. Zaczyna się
bieg pod słońce odbijające się o mokrą ulicę. Nie widać nic
dalej niż 100 metrów. Zastanawiam się, gdzie ta nawrotka, bo skręt
na stadion już minęłam. Biegnie się ciężko. Chyba jest pod
górę, nieznacznie ale jednak... Wypatrzyłam kres i po kilkunastu
krokach zawracam. Jeszcze tylko światła i na stadion. Biegnę,
truchtam bardziej. Czuję zmęczenie.
Tuż przed skrętem na stadion
Kibicowska Brać z Elbląga macha do mnie z auta i krzyczy chyba na
cały Toruń: „Ajaja!!!”. Macham do nich i wiem, że zostało już
tylko pięćset metrów. Droga do stadionu, a potem ostatnie 350
metrów po bieżni...
Meta, czas: 04:35:36, pozycja 559
fot. maratontorunski.pl |
Meta, czas: 04:35:36, pozycja 559
Na ostatniej prostej przepełniała
mnie całą niesamowita radość! Udało się! Spełniłam swoje
marzenie, wieńczę swój pierwszy sezon biegowy maratońskim
debiutem!
Unoszę ręce w górę i wbiegam na matę mety. Jestem
maratonką!
fot. datasport.com.pl |
Nieważne, że słyszę za chwilę, że
„Medal prześlemy Pani pocztą” i dostaję jedynie toruńskie
pierniki na osłodę. To nie jest ważne. Przebiegłam królewski
dystans. Przez czterdzieści dwa kilometry i sto dziewięćdziesiąt
pięć metrów biegłam! Zrobiłam to z przyjemnością. Nie miałam
„ściany”, uśmiecham się na mecie i pękam z dumy!
Zapis trasy z Endomondo |
Odchodzę na bok porozciągać się
przy trybunach, od razu dostaję z depozytu swoje rzeczy. Nogi bolą,
rozciąganie im pomaga. Przygląda mi się jakiś biegacz, pyta czy
to pomaga i papuguje moje ćwiczenia. Na niepewnych nogach kroczę do
szatni. Życie odzyskuję pod prysznicem. Ciepła woda sprawia, że
zmywam z siebie cały trud trasy. Jeszcze ubieranie się sprawiało
trudność, ale spacer na parking już nie. Po drodze zebrałam
gratulacje od warszawskich biegaczy (w tym Kołcza, co nie dawał
złamanego grosza za to że złamię pięć godzin), a także
dostałam medal od Joli, bo jak to ujęła „Ja mam już
kilkanaście, a to Twój pierwszy!”. Dziękuję!
Fot. martonypolskie.pl |
Aha! Bogdan, kolega z obozu, złamał 03:30:00 i pewnie zdążył na wcześniejszy autobus do domu.
Relację można również przeczytać w serwisie magazynbieganie.pl
Relację można również przeczytać w serwisie magazynbieganie.pl
a jak ja jestem dumny, że mam koleżankę maratonkę! (prawie tak, jakbym sam przebiegł)
OdpowiedzUsuń"Prawie" robi wielką różnicę! :D
UsuńGratulacje jeszcze raz i ponowne gratulacje za strategię ! Jak na początku wspomniałaś o koledze z obozu, to od razu do głowy przyszedł mi Bogdan :) Ile on maratonów już przebiegł w tym sezonie... ?
OdpowiedzUsuńPo Karkonoskim i obozie spamiętałam tylko te jesienne. Co dwa tygodnie. Najpierw jednak 77 km w 7 Dolinach i potem Poznań, Warszawa i Toruń. Myśli jeszcze nad Maratonem Beskidy :)
UsuńWidać, że sprawia Mu to frajdę!
Czytam to i czuję dumę razem z Tobą! Na razie biegam śmiesznie małe dystanse, ale pokazałaś mi, że i ja mam szansę! Dziękuję, podziwiam, pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMarta, wystarczy chcieć! Przekonałam się o tym na własnej skórze. Jak postawisz sobie cel, to i czas się znajdzie i konsekwencja. Nic nie stanie na przeszkodzie!
UsuńGratulacje czas rewelacyjny,jak na pierwszy maraton to super,Ja też biegłem ten maraton mój nr.399 zrobiłem życiówke-Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńGratuluję życiówki!
UsuńKolejna fajna relacja - pozdrowienia od pacemakera na 4:15 :-)
OdpowiedzUsuńFajny bieg, to i relacja wyszła jak złoto ;)
UsuńGratulacje i od nas:) nie przypuszczałam, ze to Twój pierwszy.Powodzenia na kolejnych. Fb: Biegająca z psami
OdpowiedzUsuńPierwszy, pierwszy. Dzięki za dobre słowo na trasie :)
UsuńPowtórzę się.... Nikt tak nie zrozumie maratończyka, jak drugi maratończyk :)
OdpowiedzUsuń