sobota, 4 maja 2013

Avon Berliner Frauenlauf


22°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: wsch. z szybkością 16 km/h
Wilgotność: 41%

Zaczęło się od tego... ze pomyliłam adresy i poszłam po pakiet startowy nie tam gdzie trzeba, zupełnie inna dzielnica, adres ciut podobny... Jak już w końcu trafiłam do sklepu Kardstadt, w którym były wydawane pakiety, to znowu okazało się, ze dotarłam do biura zawodów nie tego biegu co trzeba... w sobotę był mój bieg, a w niedziele inna dycha przy okazji halbmaratonu... Jednak starsza kobieta z uśmiechem na twarzy poinformowała mnie płynną angielszczyzna, gdzie znajduje się biuro biegu AVONu i poszłam szukać dalej.

Po zlokalizowaniu odpowiedniego miejsca miałam stuprocentowe przekonanie, ze jestem gdzie trzeba. Mnóstwo kobiet robiących jazgot i szmerek podniecenia. Ustawiłam się w kolejce zgodnie z literka mojego nazwiska i odebrałam pakiet startowy czyli kopertę z numerem i czipem. Pora na koszulkę  Po niemiecku wskazywano mi kopertę  ale żadna z kobiet nie była w stanie wytłumaczyć mi co mam zrobić  One nie rozumiały mnie a ja ich. W końcu któraś zdenerwowana wzięła ode mnie kopertę i wyjęła z niej 'talon na balon' czyli kupon na koszulkę  Nastawiły się wiec panie na wydawanie... Nie rozumiały jednak cyfr które do nich mówiłam  wiec zaczęło się na migi. Wielu opcji (na szczęście) nie miały i wydały mi najmniejszą możliwą. Wyszłam z biura zawodów zniesmaczona... W jednym biurze można mieć anglojęzyczną kobietę do obsługi a w drugim już nie?! Tak, to były inne biegi i inni organizatorzy, ale Avon wiedział jakie narodowości biegną i mógł postarać się o zapewnienie pełnej obsługi wszystkim...

Obiecuje, ze marudzić już w tym poście nie będę  Proszę zobaczyć jaki piękny pakiet. Koszulka ciut nie w moich kolorach, ale techniczna wiec się nada.


W sobotę, dnia następnego, stawiłam się w miejscu zawodów na długo przed swoim startem. Miało być wiele biegów i marszów, mogłam poczuć atmosferę imprezy. Tłumy panowały wszędzie niemiłosierne. Przebieralni nie znalazłam przebiórke robiłam na ławce w parku pod Reichstagiem  Nawet nie zwracałam zbytniej uwagi na się, bo co i rusz inne kobiety robiły dokładnie to samo.


Poprzyglądałam się finiszowi biegu na 5 km. Trwało to dobre 45 minut. W końcu po 17 udałam się na start. Kobiety schodziły się niespiesznie. O 17:40 zaplanowała była rozgrzewka w stylu zumby.


Na poniższym zdjęciu w oddali można wypatrzeć kobietę z pióropuszem przy pupie. Pogoda do biegania była dość trudna, mimo zbliżającej się 18:00 było słonecznie, duszno i parno.


Po rozgrzewce, sektor startowy zacieśniał się. A ja podziwiałam swoje butki, przy których pierwszy raz znalazł się czip.


Przed samym startem entuzjastycznie laski klaskały w rytm podkładu  Nie rozumiałam ani słowa z tego co konferansjer mówił  a wspominał chyba o gwiazdach, które biegną i mówił o frekwencji. Tym razem nie przeszkadzało mi ze nic nie rozumiem. Adrenalina i atmosfera mnie ponosiła. Chciałam JUŻ biec!!!



W końcu... 'poszły konie po betonie'. Ruszyłyśmy oddalając się od Bramy Brandenburskiej. Początkowo środkiem ulicy, a potem zagłębiłyśmy się w park. Na trzecim kilometrze była pierwsza przepojka. Wydawało mi się ze wcześnie, ale skorzystałam z łyka wody. Skoro i tak była....

Jak zwykle w czasie biegów przy pierwszych stolach tłum a przy ostatnich pusto. Ruszyłam od razu do ostatnich zatem... Po szybkim wypiciu kilku łyków, wróciłam do biegnącej braci i poczułam  ze mam moc. Zaczęłam wyprzedzać!!! Widać to zresztą na statystykach okrążeń ze czwarty kilometr, zaraz po wodzie, był najszybszy. 

Szósty był kryzysem. Przy czwartym z hakiem kilometrze zaczęło się drugie okrążenie. Zegar wskazywał 25 minut z hakiem, aż sprawdzałam czy to już pięć wybiegane czy jeszcze nie. Byłby rekord nad rekordy! W drugim kółku zmieniła się ciut trasa, a ja czułam jak siły odchodzą .. Kolejna przepojka była dopiero ok 7-8 kilometra i czekałam nań z utęsknieniem  Wokoło się przeluźniło. Biegłyśmy jednym tempem. Od czasu do czasu udawało mi się jeszcze wyprzedzać, ale nie było to już spektakularne. 

Poniżej zdjęcie z końca pierwszego okrążenia ale mnie na nim nie ma. Fotoreporterowi przemknęłam zbyt szybko przed obiektywem.



Co dwa kilometry na trasie stali bębniarze, którzy nadawali tempo biegu. W sumie nic, a jednak przebiegniecie kolo tych grup dawało kopa! Na trasie stało wielu kibiców głównie mężczyzn i dzieci, podejrzewam, ze kibicowali swoim biegnącym kobietom...

Trasa była przygotowana do bieg BARDZO DOBRZE. Wszelkie przeszkody były oznaczone, a gdy na trasie była sygnalizacja świetlna wówczas o słupek oparty był ktoś z obsługi, aby żadna biegaczka się przez przypadek nie nadziała...

Aha! Wśród uczestniczek byli również przebierańcy - mężczyźni w sukienkach i perukach. Doprawdy podziwiałam ich za te stroje. Było ciepło. Bardzo ciepło.


Jak już pokluczyłysmy te kolka po parku zaczął się finisz. Czułam ze biegłam dość dobrze (średnie tempo 6,14, max to 4,22), ale na sprint na samym końcu nie miałam sil. Zresztą,  jak zobaczyłam ze godzina na zegarze na mecie już jest wyświetlona, wiedziałam ze życiówki nie będzie. Dobiegłam w czasie netto 01:02:20. 


Tu jeszcze w strefie mety, oddzielonej od publiki ogrodzeniem pilnowanym przez ochroniarzy. Kolejny plus dla organizatorów za przygotowanie trasy!



Nie obyło się bez medali i pamiątkowych dyplomów. Na mecie oprócz wody czekało tez na nas bezalkoholowe piwo. 


Statystyk garść. Dobiegłam jako 27 (z 39) Polka. W klasyfikacji open byłam 1925 (na 4036 startujących . W swojej kategorii wiekowej byłam 205 (wśród Polek - 3). 

Po przebierałam się, tak samo jak przed, mandatu za obnażanie w miejscach publicznych nie dostałam.

Bieg odbył się w super atmosferze. Nie ważne, że mało rozumiałam, co kibice krzyczą a organizatorzy mówią. Był dopięty na ostatni guzik. Myślę, ze warto mieć takie doświadczenie biegowe na swoim koncie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz