niedziela, 30 czerwca 2013

kawa na ławę czyli czerwiec w liczbach

Czerwiec był rekordowy pod względem liczby kilometrów, jakie przebiegłam. Jeszcze nie zdarzyło mi się w miesiącu przetruchtać setki, a tu wyszło 116! Z powodów do dumy było by to chyba na tyle...

Dodać można by jedynie kolejny półmaraton na koncie. W planie był półmaratonik na 2:08, ale że wybrałam sobie trudną trasę, to nawet wyniku z lutego nie poprawiłam. GPW na Siekierkach w czasie jednym z najgorszych, Samsung Irena Run bez życiówki, no nie ma czym się w czerwcu chwalić. Nie ma. Upałami wszystkiego nie wytłumaczę!

Tygodniowy kilometraż nie powala... Krafttreningi również dość przerzedzone... Nie wiem sama, może potrzebowałam odpoczynku, a może właśnie te statystyki mnie pogonią do nowej garści motywatorów. Nie to, żeby radości z biegania nie było... Była! Tylko wyników ani widu, ani słychu!


Jakby jednak na to nie patrzeć od grudnia byłam na 81 treningach biegowych i przebiegłam ponad 530 kilometrów.


Rekordy w czerwcu ani drgnęły... Co nikogo, nawet mnie, nie dziwi. Fakt, wyniki nie są akurat najważniejsze, chociaż faktycznie motywują i cieszą!


Krzywa osiągnięć utrzymuje się na stałym poziomie, więc mam nadzieję, że ruszy jej się z kopyta. Może nie w lipcu, ale w sierpniu.... 



Pokładam dość duże oczekiwania względem obozu biegowego w Szklarskiej Porębie. Obawiam się jednocześnie, że dostanę w kość. Na własne życzenie, ale wyjdzie mi to na dobre!

Więcej grzechów nie pamiętam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz