piątek, 21 czerwca 2013

z wiankiem

22°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płn.-wsch. z szybkością 24 km/h
Wilgotność: 64%

XVI ŚWIĘTOJAŃSKI BIEG PO PRAWDZIWEJ WARSZAWIE - BIELANY

To jedyna taka noc w roku. Najkrótsza, owiana wieloma ludycznymi przesądami. Pełna zabaw, czuwania i nadziei... Noc Kupały to święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości, powszechnie obchodzone na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie, ale również w podobnym charakterze na obszarach zamieszkiwanych przez ludy bałtyckie, germańskie i celtyckie. W tym roku przypadło w pełnię Księżyca. Niestety nie było nam dane go podziwiać w pełnej krasie, bo spore zachmurzenie po burzach, które późnym popołudniem przeszły przez Warszawę zasłaniało niebo.


Nie ma nocy Kupały bez wianków... Uwiłam własny z gałązek tui, mięty i margerytek.




Przed biegiem udało mi się go przymocować na głowie mocno i bez problemu mogłam w nim biegać. Przywdziałam również numer startowy i byłam gotowa na zwiedzanie Bielan w świętojańską noc.


Jak się okazało, wzięłam udział w jak dotąd najliczniejszym Biegu po Prawdziwej Warszawie. Zebrała się nas spora grupka ponad pięćdziesięciu osób. Zaczęliśmy zwiedzanie o 22.oo, skończyliśmy po północy. Trasa przewidziana była na 12 kilometrów, zrobiliśmy ponad 14,5 km. Między 8 a 9 kilometrem w Lasku Bielańskim straciłam sygnał GPS. Tam zgubiliśmy się trochę szukając dziury w płocie AWF, bieganie po chaszczach z tłumem biegaczy z latarkami czołowymi było mega kosmiczne!


Trasa po Bielanach kluczyła trochę, dla mnie nie miało to znaczenia, bo większość tych uliczek nie znałam. Dopiero na głównych arteriach mniej więcej (jednak mniej) wiedziałam, gdzie jestem. Przewodnik cały czas opowiadał i aby było można słyszeć co mówi, należało trzymać się przodu peletonu.

Widziałam gazowe latarnie, domki pokazowe dla urzędników z lat XXXtych XXwieku, bloki z lat 70tych z lufcikami pierwszymi w Warszawie, domy mieszkalne z lat 60tych podobne do budowanych na Saskiej Kępie, Marymoncki dualizm biedoty i bogactwa architektonicznego. Poznałam historię powstania kampusu na AWF. Wiem, gdzie zagłuszano Radio Wolna Europa, oglądałam miejsce po Pałacu Potockich, dom Anny Jantar i Krystyny Sienkiewicz, przemierzałam graniczne ulice Warszawy z czasów przedwojennych (Reymonta i Dewajtis) ... i ciągle gnałam, aby nie zostać w tyle!

Z przyjemności - jeździłam (jeszcze w wianku na głowie) na karuzeli w kompleksie UKSW przy Dewajtis, a także zostaliśmy okrzyczani przez osła Franciszka z tamtejszego kościoła za zakłócanie mu ciszy nocnej. Nad Wisłą były same uciechy, bo czekały tam na nas trzy ludowe śpiewaczki, które zawodziły świętojańskie pieśni okolicznościowe. Wyśpiewały również dla mnie zwrotkę jak to "ma matula Renatkę do wydania" i w końcu panny wrzuciły swe wianki do wody. Nam się dość spieszyło z tym rzucaniem, ale jednak musiałyśmy odczekać wyśpiewania wszystkich pieśni, aby tradycji stało się za dość.

Po dotarciu do celu wędrówki, przewodnik przeegzaminował nas z uważnego słuchania. Zwycięzcy otrzymali pamiątkowe medale. Do domu dotarłam dobrze po pierwszej. Następnego dnia czekał mnie kolejny bieg z cyklu GPW.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz