Pogoda w sobotę dopisywała. Po tygodniu ciągłych opadów i zimna, było słonecznie i ciepło. Podróż z Warszawy do Krakowa minęła mi sprawnie, w większości drzemkowo. Jako że Kraków znam dość dobrze i nie zależało mi na zwiedzaniu, postanowiłam dotrzeć do Biura Zawodów dzień wcześniej, aby trasę dojazdu zeksplorować, zobaczyć co na miejscu mnie czeka parkingowo i ogarnąć okiem okolicę...
Z ogromnego wrażenia, jakie na mnie zrobiła zielona strzała, która woziła mnie po krakowskich okolicach, pomyliłam drogi i szczęście, że do Rudawy nie jechałam przez Katowice. Dość przytomnie w ostatniej możliwej chwili zjechałam z krajowej siódemki przed wjazdem na płatny odcinek autostrady... I droga do Rudawy poprowadziła mnie przez Balice.
W sumie nie wiedziałam, że Port Lotniczy nie znajduje się w granicach administracyjnych Krakowa, tylko leży na terenie Balic, czyli wsi w gminie Zabierzów. Miejscowość malownicza, wąskie uliczki, małe i niskie zabudowania, wiele zawijasów na mojej trasie i kapliczka na kapliczce krzyżem na rozstaju poganiana... W końcu z zabudowań wyjechałam w las.
Wtedy zobaczyłam, ja dziewczyna z Mazowsza, co to znaczy być na wyżynie! Droga prowadziła to w dół, to w górę, obok ciągnął się wysoki jar! Pomyślałam przez chwilę, że trasa półmaratonu jurajskiego może właśnie prowadzić takimi terenami... No ale przecież się nie wycofam!
Gdy dotarłam do Rudawy, pod biuro zawodów to pierwszy kierunkowskaz, jaki dostrzegłam widać poniżej...
O biuro zawodów pytałam dwóch jegomościów, którzy siedzieli na ławeczce i czekając zapewne na bieg popijali piwko. Wskazali mi mały budyneczek, aż na nim moim oczom okazały się kolejne informacje wizualne...
Wyjątkowo zapamiętałam swój numer startowy, więc nie musiałam analizować tej listy uczestników w poszukiwaniu swojego nazwiska...
Sprawnie odebrałam swój pakiet, który zawierał numer startowy, kubek, talon na posiłek i talon na napój oraz tonę ulotek. Było ich dwanaście sztuk od reklamy mebli kuchennych i ekonomiczne rozwiązania w osuszaniu budynków po informacje o biegach (festiwal biegowy, Toruń, Perły Małopolski), po reklamy sklepów biegacza w Krakowie i ulotkę Mizuno. Wszystko w torbie sponsora biegu i fundatora głównej nagrody w konkursie dla biegaczy - dealera Dacii.
Porozglądałam się po okolicy, zrobiłam kilka fotek (np. namiotu depozytowego) i pojechałam na mały objazd trasy.
Poniżej na zdjęciu łąka, służąca najczęściej za parking, jednak nie w tym roku, bo choć może tego nie widać, ale była dość namoknięta...
Wody na wielu polach był dostatek. Bajoro goniło bajoro...
W sobotę w Rudawie było cicho i spokojnie... Objazd trasy potwierdził moje obawy co do ilości wbiegów i zbiegów... Dobrze, że w sobotę widziałam jej tylko część :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz