wtorek, 5 marca 2013

dzień taki piękny, że szłam piechotą



5°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płn. z szybkością 16 km/h
Wilgotność: 42%


Pogoda, jakiej nie miałam na treningu nigdy. Słońce, sucho, wietrznie. Energetycznie! Zupełnie nie pomyślałam, że spokojnie powinnam zrezygnować już z goretexowych trailówek na korzyść Faasek, w których pobiegłam półmaraton. Ciepło mi było w stópki prawie od początku. Pod koniec nawet za ciepło.





Po raz kolejny na Wale przekonuję się, że panuje tu wyższa kultura biegania. Choć dziś minęłam tylko może czterech-pięciu biegających panów (Któż biega w poniedziałek w południe? Emeryci i przedsiębiorcy), każdy się ze mną przywitał. Na moich uliczkach nie panuje taka kurtuazja.

Biegowo postanowiłam ogarnąć dziś interwały, ale płuca wypluwałam przeokrutnie. Ogarnęłam te 10x100x100. Jednak męczą mnie. Wiem, że tak ma być... ale to niemiłe... Zresztą było pod wiatr i spadały mi spodnie (efekt biegania w bieganiu). Wiem, wiem... Złej tanecznicy...

Bieg pod wiatr zmęczył i tak zmęczoną mnie, że powrotną drogę uskuteczniałam spacerowo. Minusem wyjazdu na pobieganie autem, jest konieczność dotarcia do pojazdu. Żadnych skrótów do domu, żadnych zmian tras... Miało być 8 kilometrów, było!



Spacerując rozglądałam się w poszukiwaniu wiosny. Bliżej Wisły są już nawet bazie, ale widziałam je tylko w bukiecie starszego jegomościa. Na łachach, które potworzyły się na polach, jeszcze lód... Może poniższe zdjęcia (robione w kierunku Wisły) są jeszcze szaro bure, nawet jak totalnie oświetlone słońcem, ale ja oczami wyobraźni widzę już zieleń.


W jednym z takich miejsc urządziłam sobie biegową przerwę. Przycupłam na zawietrznej, puściłam psa luźno i rozkoszowałam się ciepłem. Ku mojemu zdziwieniu psiak wcale nie biegał radośnie po okolicy, ale mocno zainteresował się jednym miejscem, które wąchał i rozkopywał, aż w końcu zaczął się tarzać w śmierdzącej brei! Tyle mojego wylegiwania! Ruszyłam wyciągnąć go z feralnego legowiska! Śmierdział na odległość. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, co ja w ogóle od niego mogę chcieć, jak dostał burę. W dalszą drogę ruszyliśmy bez zbędnej zwłoki. Dobrze że było z wiatrem, a także na tyle daleko do auta, że zanim go doń zapakowałam, to już zdążył zaschnąć... Czy każdy wypad na Wał musi się kończyć psią przygodą? Jak nie pogoń to wyczes w shitcie?!


Pozostawiając drażliwe dla nosa tematy, dokonałam dość ciekawego znaleziska na barierkach. Ciekawe, czy ten co zostawił obuwie dalej pobiegł? Może czytał "Boso, ale w ostrogach"? Zaskakuje mnie precyzja przyczepienia butów do barierki... 


Off-roadowe klimaty. Zaraz po jeździe autobusem i/lub TIRem kolejne marzenie na mojej liście do spełnienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz