poniedziałek, 30 września 2013

koniec września

Najpierw konkrety. Przebiegnięte 140 km. Średnia tygodniowa przedstawia się następująco:


Początek umoczony względami rodzinnymi, poza tym intuicyjnie (jak mówi znajomy lekarz: "intuicję mają tylko kobiety i niektórzy sportowcy") chciałam odsapnąć po sierpniu. Później wzięłam się w garść i trzymałam planu.

Uzyskane rekordy:
10 km - 58:23, bez atestu. Kabaty przekładają się jednak na płaskie trasy ulicowe.
3 km - 15:53, na bieżni.

Oprócz biegania we wrześniu trzy poniedziałki były z cross-fitem. Tu przysiady na TRXach w moim wykonaniu.

fot. obozybiegowe.pl
Poza tym przyjęłam wyzwanie robienia przysiadów. Siłowo czuję się lepiej...



Nadal też robię pompki, jestem już przy 60 w trzech seriach. Zaskakiwać nikogo nie zamierzam, fajnie widzieć własne postępy.


No właśnie... Postępy. Biegam więcej, ćwiczę więcej i choć bywają tygodnie z bólem, to mam subiektywne poczucie, że forma rośnie. Czytam "Bez ograniczeń" Chrissie Wellington i odnajduję się w opisie "Stan wyczerpania towarzyszył mi codziennie (...) pomimo przejmującego wyczerpania, czułam się silniejsza niż kiedykolwiek. To było bardzo dziwne doznanie: miałam wrażenie, że moje ciało ewoluuje i pomimo oznak zmęczenia nabiera ogromnej siły".

Mądre głowy mówią, że rozszerzona aorta nie wpływa negatywnie na moje bieganie, niewykluczone że to długodystansowe bieganie wpłynęło na jej poszerzenie. Do stanu operacyjnego daleko. Jeśli nadal będę się kierować rozsądkiem, to żadna krzywda mi się nie zdarzy. Wyjaśniła się już kwestia "chłeptania przeze mnie powietrza" i kaszlu po startach. Prawie zawsze pojawiał się po bieganiu na falenickich wydmach, moich pierwszych cyklicznych zawodach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz