piątek, 13 września 2013

peloty na halluksy


Dotarłam w końcu do Trenera Jacka w celu przygotowania dla mnie wkładek do butów z pelotami. Wybierałam się od zakończenia obozu, ale udało się!

Cała zabawa z wkładkami trwała blisko godzinę. Zostałam okropkowana najpierw zgodnie z obecnym rozłożeniem środka ciężkości na stopach, później w wersji idealnej i do tej ostatniej wersji zostały uformowane wkładki z naklejonymi pelotami pod śródstopiem.


Pierwsze wrażenie stania na wkładkach - moje palce w końcu się rozciapierzyły, a nie tkwią ściśnięte razem (mam nadzieję, że mój czwarty palec u lewej nogi w końcu odetchnie z ulgą.). Peloty ciut czuję, ale nie jest to niekomfortowe. Co mnie zaskoczyło, to to że w każdym obuwiu inaczej je czuję, co potwierdza że w każdym układa się inaczej środek ciężkości.

Mam je nosić do chodzenia na stałe, od czasu do czasu mogę w nich pobiec, ale raczej coś krótkiego... Co też uczyniłam od razu po wyjściu ze sklepu, bo byłyśmy umówione na rozbieganie z A. Biegało mi się dobrze. Nic nie uwierało... Kropki tylko dziwnie wyglądały, bo ich nie zmyłam, ale co tam... Kto broni mi biegać z czerwonymi i czarnymi kropkami na łydce?! No kto?!

Za pół roku wracam do Jacka do poprawki. Właściwie nie ja, a wkładki, które same w sobie są niezniszczalne, ale raz na jakiś czas należy je uformować ponownie. Kwestia schodzenia ich i ewentualnych zmian po ich działaniu. W badaniu różnica łuków stóp wyszły mi spore - 3,46 (lewy) i 3,39 (prawy). Wkładki mają je wyrównać.

*******

Jako że pojawiają się głosy i komentarze, że to pierwsze żniwo biegania, wyjaśniam że to nie ma ze sportem  i aktywnością nic wspólnego. Dzięki analizie stopy wyszły różnice łuków i mogę zadziałać profilaktycznie. U mnie w rodzinie halluksy są niejako genetyczne, w moich stopach widać pierwsze symptomy i dzięki wkładkom jest szansa aby zapobiec "koślawemu paluchowi" a nawet dwóm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz