sobota, 14 września 2013

życiowa dyszka w Kabatach

14°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: płn. z szybkością 3 km/h
Wilgotność: 77%

Pogoda do biegania dobra. Chłodno, opadu brak. Na trasie nawet sucho. Tylko kilka kałuż na skraju lasu. Tak czy inaczej, na bieg wybrałam trailowe Mizunki. Trasa Grand Prix Warszawy na Kabatach ta sama co w marcu. Jakoś bardziej wolę tę ze startem z Moczydłowskiej...


Wystartowałam wcześniej, bo już o 12:00 miałam być w Starej Miłosnej. Przynajmniej w teorii. Ten start miał swoje zalety, bo się nie zostaje w ogonie i biegnie się na początku bez ścisku. No i największy atut - wyprzedzający zawodnicy pozdrawiają i zagrzewają do walki.

fot. biegi.waw.pl

fot. biegi.waw.pl

fot. biegi.waw.pl


Ale od początku. Po starcie starałam się nie wyrywać. Tempo obecnej życiówki z Orlenu 6:04 i tak celowałam. Wolniutko do przodu, a para w nogach była. Potem ciut tempo spadło, ale i zegarek mi między drzewami głupiał... Na agrafce przekonałam się, że biegnę jako szósta i postanowiłam nie oddać tej lokaty. Mówimy oczywiście o lokacie wśród wcześniej startujących. Do końca ją utrzymałam, choć między 5 a 8 kilometrem byłam piąta.


Od piątego kilometra zaczęły się wyprzedzania tych z normalnego startu. Mnie się zaczęło biec gorzej, choć szybciej i z zadyszką, ale gdy na 7-8 kilometrze widziałam tempo 5:30-5:40, to wiedziałam od czego... Wykres tętna wcale nie potwierdza mojego samopoczucia... Miałam kryzys na dziewiątym, też nie widać...


Nie mam też pojęcia, gdzie tak wolno biegłam. Przypojek na trasie brak... Może to podbiegi? Na dziewiątym był i to by się zgodziło. Wcześniejsze nie były jednak jakieś masakrycznie wysokie i długie... 


Wróćmy do zewnętrznego motywatora biegu czyli kibiców-zawodników. Pierwszy był trener z obozu biegowego - Jacek: "Tak trzymaj, Renata. Bardzo dobrze". To był piąty kilometr. Potem mijał mnie znajomy z Wołomina "Biegniesz, Misiu. Biegniesz!". Dalej: "Cześć, Renata". Na ósmym biegacz-kibic, widząc chyba moje powolne konanie, zagrzewał mnie do walki stwierdzeniem "Pani Renata utrzymuje tempo!" (Dzięki, Karol!). No i przed wybiegnięciem z lasu brawa od obozowego kolegi, a kilka chwil dalej znowu: "Cześć, Renata" od innego współobozowicza. W sumie to tylko słowa, ale na mnie działały bardzo mocno. Nie odpuszczałam. 

Gdy zobaczyłam w oddali metę, a na zegarku 55 minut biegu, to podniosłam się z niemocy i postarałam, aby nie zwolnić. Kołcz jeszcze przed startem zapowiedział, że się przestanie do mnie odzywać, gdy nie będzie piątki z przodu, więc lżej mi się zrobiło i radośnie mogłam finiszować.

fot. biegi.waw.pl


Po dotarciu do mety wzięłam w locie wodę i prosto do toitoiki. Siku na ósmym czy dziewiątym musiało już poczekać... A potem już tylko pączki i gratulacje. Oficjalny czas: 58:23

Moje dotychczasowe starty w Grand Prix Warszawy w tym roku wyglądają następująco:


Urwałam sporo z wyników z GPW. Choć życiówka na 10 km z kwietnia z Orlenu była pobiegnięta na 01:00:43, a w maju Bieg Wisły bez atestu pokazał 58:40.

Za trzy tygodnie zobaczymy, czy uda się utrzymać ten wynik na trasie z atestem PZLA...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz