-4°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: zach. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 100%
Wiatr: zach. z szybkością 11 km/h
Wilgotność: 100%
Jak się biega dwa miesiące z hakiem, to wszystko bywa pierwsze... Dziś był: pierwszy raz w parku, pierwszy raz zawody po asfalcie, pierwszy raz z bagażem na przebranie, pierwszy raz tak długi dystans, pierwszy raz z osobistymi kibicami, pierwszy raz z private paparazzi, pierwszy raz bez wcześniejszych zapisów, pierwszy raz bez stresa czy dobiegnę do mety, po prostu wiedziałam, że dobiegnę!
Kolejka po pakiety startowe była dłuuuga! Zgodnie z zapewnieniami organizatorów pakiet bez świadczeń mi się należał jak psu buda.
Byłam dużo przed własnym startem, więc pokibicowałam biegaczom na dystansie "C", czyli na 5 km. Był to doskonały czas na rozgrzewkę i podziwianie widoczków.
Staram się przypomnieć własny bieg... ale w zasadzie nic konkretnego mi się nie przypomina. Biegłam... Po prostu... Dość zmarzłam przed startem, więc mimo pozbycia się kurtki było mi początkowo dość rześko. Po drugim kółku dopiero pozbyłam się rękawiczek, a na trzecim (lub czwartym) szalika. W czasie biegu z dwa razy ogarniałam fryzurę i to wcale nie ze względu na paparazzich, którzy przyczaili się spacerując pod prąd. Zwyczajnie pod wpływem ruchu włosy zaczęły żyć własnym życiem...
Na trasie nie bardzo pilnowałam kilometrów... Ważne były okrążenia, a w ich czasie (1) stacja benzynowa, (2) pomnik, (3) Stadion Narodowy, (4) budynek mieszkalny, (5) rozwidlenie do mety z kibicami. I abarot od początku to samo... Pięć razy. Aż do mety na dziewiątym kilometrze, gdzie dotarłam w czasie krótszym niż godzina! Oficjalne wyniki mówią o czasie 0:57:39 (Endomondo zostało u kibicki). Biegłam bez zbędnego balastu.
Kolejka po pakiety startowe była dłuuuga! Zgodnie z zapewnieniami organizatorów pakiet bez świadczeń mi się należał jak psu buda.
Byłam dużo przed własnym startem, więc pokibicowałam biegaczom na dystansie "C", czyli na 5 km. Był to doskonały czas na rozgrzewkę i podziwianie widoczków.
Staram się przypomnieć własny bieg... ale w zasadzie nic konkretnego mi się nie przypomina. Biegłam... Po prostu... Dość zmarzłam przed startem, więc mimo pozbycia się kurtki było mi początkowo dość rześko. Po drugim kółku dopiero pozbyłam się rękawiczek, a na trzecim (lub czwartym) szalika. W czasie biegu z dwa razy ogarniałam fryzurę i to wcale nie ze względu na paparazzich, którzy przyczaili się spacerując pod prąd. Zwyczajnie pod wpływem ruchu włosy zaczęły żyć własnym życiem...
Na trasie nie bardzo pilnowałam kilometrów... Ważne były okrążenia, a w ich czasie (1) stacja benzynowa, (2) pomnik, (3) Stadion Narodowy, (4) budynek mieszkalny, (5) rozwidlenie do mety z kibicami. I abarot od początku to samo... Pięć razy. Aż do mety na dziewiątym kilometrze, gdzie dotarłam w czasie krótszym niż godzina! Oficjalne wyniki mówią o czasie 0:57:39 (Endomondo zostało u kibicki). Biegłam bez zbędnego balastu.
Jednak coś pamiętam z biegania, bo naszła mnie w pewnym momencie refleksja, że Skaryszeszczak znam z randek... No, ale to nie pora, nie ten blog, zbyt odległe wspomnienia ;)
Zdjęcia z trasy robione przez zaprzyjaźnionych paparazzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz