czwartek, 28 lutego 2013

a co z planem?


Mój niemieckojęzyczny plan po bólu rozcięgna w styczniu trafił do szuflady. Głęboko! Wyjęłam go stamtąd dziś, bo Kołcz zapytał całkiem przypadkiem, jak stoję z tempem względem rozpiski... Odpowiedź brzmi: stoję dobrze. Nawet bardzo. Plan wymaga biegania w tempie 6:47 min/km, a półmaraton pobiegłam 6:46 min/km. Gdy plan był wdrażany w życie, dostałam za zadanie właśnie tak biegać do marca. To biegam!

Po głębszej analizie planu, który mam po kilku tygodniach znowu w dłoniach widzę, że zakładał on przebiegnięcie półmaratonu w 2:23:00. Mnie się udało więc idealnie i to dwa tygodnie wcześniej! Plan był na 10 tygodni, a dokonałam tego w ósmym. Bez napinki. Nie to, że chcę odpuszczać, ale cieszy mnie, że efekty przychodzą z uśmiechem na ustach.

Tymczasem biegowo jest mało fajnie za oknem. Śniegu może już nie ma tyle co tydzień temu, ale dżdżysto i zimno bywa co wieczór. Wczoraj zdobyłam się tylko na spacer. Dziś też mi się nie chce... Pies już nawet na mój widok nie skamle o trening tylko dziwnie się przygląda... 

Poświęcam się ćwiczeniom siłowym w domu. 22 lutego zrobiłam swoje pierwsze w życiu trzy pompki, wczoraj już 14!

Kolejny miesiąc biegania dziś zamykam. Dopiero trzeci?! Garść statystyk poniżej. Przebiegnięta w sumie doba. Do 200 km brakuje chwili. Najlepsza prędkość uzyskana na biegu Wedla i dyszce w Kabatach wynosiła: 9,4 km/h i 9,2 km/h.


Martwią mnie te hamburgery... Rzadko jadałam, ale teraz to nawet nie ma mowy abym do ust wzięła!  Kolejny wykres pokazujący progresję wyników na dystansie pięciu kilometrów jest moim ulubionym. Ta kreseczka zwyżkuje. Lubię to!


Rekordy się poprawiają coraz to nowe, najważniejszy jest jednak ten nowy dystans z niedzieli :)



W tak zwanym między czasie czytałam książkę "Urodzeni biegacze. Tajemnicze plemię Tarahumara, bieganie naturalne i wyścig, jakiego świat nie widział" Christophera MacDougall. Biegi ultramaratońskie jeszcze nie dla mnie. (Jeszcze. Kusi maraton we wrześniu/październiku... Czas pokaże jak będzie.) Wyniosłam z książki garść cytatów do wykorzystania niekoniecznie tylko w życiu biegowym, a także sporo rad biegowych podpatrzonych u Tarahumara, przedszkolaków i Kenijczyków.

Teraz czeka na mnie Scott Jurek. Ponoć do wchłonięcia przez trzy wieczory.

1 komentarz:

  1. Gratulacje wyników! Szybko robisz postępy, super. Co do książek... czytałam w tej samej kolejności, którą z perspektywy czasu uważam za właściwą ;), czekam na wrażenia!

    OdpowiedzUsuń