sobota, 16 lutego 2013

w Lesie Kabackim



1°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: płn. z szybkością 0 km/h
Wilgotność: 86%



O Lesie Kabackim do dziś wiedziałam tylko, że jest... Skojarzeń kilka bym nawet znalazła i sięgnęła do garści spacerowych kabacko-powsińkich wspomnień... Pojęcia nie miałam, że jest tam rezerwat. Dziś mogłam się przekonać, że las pomieści sporą rzeszę biegaczy, która w niczym nie przeszkadzała spacerowiczom, narciarzom na biegówkach, rowerzystom i innym biegaczom tudzież... 




Do biura zawodów przybyłam wcześnie, liczyłam na wcześniejszy start "dla dłużej potrzebujących", na który się jednak nie doczekałam... Pobiegłam w głównej stawce. Jak dorośli, chciałoby się dodać... Zdążyłam odbyć nawet miłą, bo dwuosobową rozgrzewkę (znajomości z Falenicy wykraczają poza te zawody, jak widać) i zwarta i gotowa czekałam... A czekając trochę marzłam. Kurtki pozbyłam się zostawiwszy ją na płotku. Miała czekać. Przed startem chwilę porozmawiałam z koleżanką z różowego falenickiego dystansu. W końcu po garści informacji organizacyjnych ruszyliśmy.

Trasa biegu prowadzi ścieżką biegowo-rowerową. To kolejna moja leśna trasa, ale ta płaska. Uff! Zaczęłam spokojnie. Jak to ja... Kryzys, jak zawsze, w okolicach 4 kilometra. Akurat dziś przypadł na moment, kiedy odłączyłam się od peletonu (w sensie zostałam w tyle). Wtedy nadbiegł Jegomość, z którym dobre 500 metrów biegliśmy krok w krok, łokieć w łokieć. Nie powiem, mnie to akurat pomogło. Ustabilizowałam oddech, krok się wyrównał. Dla mnie bomba! No ale... Jegomość został w tyle... Potem kilka razy mnie doganiał i zostawał maszerując, aż w końcu za trzecim odrzekł zrezygnowany "Co ja Cię doganiam, to mi uciekasz! Już nie mam siły." To było już na szóstym kilometrze, przy powsińskim szlabanie. Pomachałam mu radośnie na pożegnanie i dalej robiłam swoje! 



Znaczy się doganiałam osoby przede mną. Udało mi się dwukrotnie zbić odległość 300-400 metrów i wyprzedzić. Małe sukcesy... Kogoś w pomarańczowej-żarówiastej bluzie nie udało mi się jednak dorwać, wbiegł do mety przede mną. Ja przemierzałam linię mety z kurtką pod pachą. Przy scanowaniu numeru, mimo ogromnego zmęczenia, uśmiechałam się jak to tylko było możliwe najradośniej prosto w obiektyw robiącego mi zdjęcie fotografa.




Na mecie czekały na mnie czekoladki. W ogóle po dzisiejszym biegu, wróciłam do domu z prezentami. Organizator zapewnił koszulki dla abonamenciarzy. Nic to, że najpierw dostałam męską, doznała wymiany i mam już naszą-damskowatość. To moja pierwsza biegowa koszulka!




Bieg przyniósł też sześć (sic!) rekordów. Widać, że dałam z siebie wszystko! W końcu kołcz zapowiedział: "biegniesz na maxa jakby od tego zależało Twoje życie erotyczno-uczuciowe przez najbliższy rok…" To chwila, w której nie może zabraknąć poniżej statystyk! Zaczynam od pucharowych wartości:



A poniżej podsumowanie dla całej trasy. Dumnam z prędkości i tempa!


Czułam, że biegnę jednym tempem... Wydawało mi się, że lekko przyspieszyłam po szlabanie w Powsinie... Jednak nie ma to przełożenia w liczbach...


Na wyniki wpływ miały na pewno piękne okoliczności przyrody... W lesie zima, choć ptaszki już słychać coraz odważniej śpiewające, więc może lada chwila te zimowe plenery się zazielenią i ocieplą...

Kolory nie powalają, wiem... Szaro i buro dziś było...




W pobliżu tych torów była meta... Sprawdzałam właśnie, co to za kolejowa nitka, ale pierwsze spojrzenie na mapę doprowadziło mnie tylko do Stacji Techniczno-Postojowej Metra na Kabatach. Będę drążyć ten temat dalej...


http://www.facebook.com/radosnebieganie

1 komentarz:

  1. Ja chyba gdzieś po drodze zabłądziłem na moich statystykach endo jest prawie 400 metrów więcej hehe :-)

    http://www.endomondo.com/workouts/159539005/6443048

    OdpowiedzUsuń