czwartek, 14 lutego 2013

motywacja została na strychu

Środa

W planie: trening siłowy.

Miał być w plenerze z podbiegami na siłę biegową. Nie dałam jednak rady wyjść z domu. Było dżdżysto, zimno, mokro. Cały dzień miałam dreszcze i narzekałam na zimno... Na samą myśl, że się przebieram robiło mi się niekomfortowo, wyjścia za drzwi domu nie byłam sobie w stanie nawet wyobrazić! Zdecydowałam pomasakrować się ćwiczeniami w domowych pieleszach.

Ostatnie bieganie było w niedzielę. Poniedziałek obolały... Czułam zmęczenie materiału. Głównie w udach... Trochę w plecach. Odpoczynek wydłużyłam o kolejny jeden dzień. Wpłynie to na tegotygodniowy kilometraż, ale wolę niedobiegać, niż przesadzić.



Czwartek

1°C
Aktualnie: Przewaga chmur
Wiatr: wsch. z szybkością 13 km/h
Wilgotność: 87%


W planie: interwały.

Z wyjściem problem był, ale mniejszy. Wyrzuty sumienia po środzie bardzo pomogły się zebrać w sobie. Pies cieszył się na mój widok wyjątkowo, to też pomogło ruszyć. 

Start o 22:02. Widok za bramą następujący:



Trening zawierał rytmy 10 x 100 metrów. Całość wyniosła 5 km. Na początek zdecydowałam się pobić rekord na 1 km, bo wydawało mi się, że dość długo nic się w tej wartości nie zmieniło... No i zeszłam poniżej 6 minut. Rekordy to jest to co niedźwiadki lubią bardzo! Setki mnie dość męczyły. Ciężko się biegło i kondycyjnie i pogodowo. Wiało, zimno szczypało w nos i gardło. Polepszyło się po trzecim kilometrze... Jednak dobiegłam w okolicę domu i szybko odrzuciłam myśl, aby pociągnąć kolejny kilometr. Chętnie wróciłam przed kominek :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz