niedziela, 4 sierpnia 2013

obóz lato 2013: dzień 2

31°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płd. z szybkością 19 km/h
Wilgotność: 60%

W nocy burza. Porządna. Z piorunami, wiatrem, ulewą. Padało do 8:00. Jakby wiedziało, że 8:15 mamy rozruch. Nie pamiętam kiedy w Warszawie padało, więc upajałam się kałużami, rześkością i wilgocią w powietrzu. Do ostatniej chwili łudziłyśmy się z współlokatorką, że rozruchu w deszczu nie będzie. A tu padać przestało...

Pobiegliśmy przez lasek w kierunku stołówki, przy okazji poznając skrót z centrum i oglądając drogę na Orlik, gdzie będziemy trenować. Pod oknami jadalni zrobiliśmy trochę ćwiczeń z pajacykami włącznie i potruchtaliśmy na posiłek.

Codziennie rano na tablicy informacyjnej czekał na nas rozkład dnia. Nawet jeśli wydawał się mniej obszerny, to byliśmy i tak wieczorami padnięci. 


Po śniadaniu chwila odsapki i marsz na Orlik na nagrywanie techniki biegowej. Biegałam wzdłuż dłuższej linii boiska. Najpierw na połóweczce skip A i skip C, potem cała długość truchtem, szybciej i najszybciej.

O 11:30 przyszła pora na trening biegowy. Zrobiliśmy pętelkę drogą pod Reglami, w międzyczasie trener zafundował nam dostawianki, żabki i inne atrakcje w tym podbieg (sześć razy minuta truchtu i szybszego biegu). Uczyliśmy się zbiegów bez użycia mięśni. Nawet udało mi się puścić w dół pełną parą. Na drodze było zdecydowanie łatwiej niż na szutrowo-kamienistym leśnym dukcie.


Po obiedzie zajęcia w grupach na Orliku. Cross-fit i technika biegowa. Dla mnie pierwszyzna. W obu wypadkach...

Trening funkcjonalny zaczęliśmy od ćwiczeń mięśni niewykorzystywanych w czasie biegania. Przemieszczanie się w przód, tył i na boki na zgiętych i ustawionych po bokach kolanach i z wyprostowanymi plecami nie jest na dłuższą metę wcale proste. Szczególnie, że dostawianki przeplatane były albo pajacami albo pompkami albo jednym i drugim. 

W końcu przeszliśmy do zabaw z oprzyrządowaniem wszelakim. Kettle, skakanki i TRXy poszły w ruch. Przemieszaliśmy się między pięcioma stacjami: brzuchy, kettle, skakanka, TRXy (podciąganie na rękach w górę), komandoski (padnij i pompka, wstań i wyskok).   

Fotografia własna

Pamiętam, że w ciągu 1:15 minuty zrobiłam 28 brzuchów, 102 przeskoki lajkonikiem na skakance (nie jest to dobry styl skakania, żabki są zdecydowanie szybsze), 25-26 komandosków i chyba ponad 30 TRXów. Z kettlami się nie polubiliśmy...

Technika biegowa była przyjemnym odpoczynkiem po męczarniach cross-fitu. Skakanie przez drabinkę, skipy A, skipy C i skipy B to lajcik. Rączki-gałązki na zdjęciu poniżej nie towarzyszą żadnym skipom (żeby nie było!), to jeszcze skakanie żabką z samego początku zabawy.

Foto: obozybiegowe.pl

Na koniec rozciąganie. Zdjęcie miało pokazać, jak to WCALE stopy na sztucznej trawie się NIE brudzą.

Foto: obozybiegowe.pl


Wieczorem, po kolacji rozciąganie z burzą w tle...

Ciut teorii ze strony obozybiegowe.pl: Mimo, iż o potrzebie rozciągania można przeczytać wszędzie, to nadal jest to jeden z najbardziej zaniedbywanych elementów treningu. O rozciąganiu często zapominamy, gdyż po powrocie z biegania jest tak wiele rzeczy do zrobienia… Zbyt rzadko traktujemy rozciąganie jako integralną część każdego planu treningowego, bez wykonania którego nie powinniśmy uznawać treningu za w pełni zakończony.
Tak jak zadania biegowe poprawiają naszą technikę, podnoszą próg tlenowy, wyrabiają siłę, szybkość czy wytrzymałość, tak rozciąganie poprawia stan „aparatu biegowego”, bez którego nie wykonamy powyższych ćwiczeń. Przykurczony mięsień gorzej pracuje oraz zmienia ustawienie poszczególnych kości względem siebie, przez co zmienia się zakres ruchu w stawie lub nawet cała geometria ciała. Biegamy przez to nisko, w przysiadzie, pochyleni, sztywni. Wymuszona zmiana geometrii pociąga za sobą nieodpowiednią pracę mięśni innego odcinka ciała. Takie bieganie jest mało efektywne i dużo mniej przyjemne. Warto też dodać, że rozciąganie przyspiesza regenerację mięśnia. Regularne rozciąganie się jest najłatwiejszym sposobem zapobiegania popularnym kontuzjom. 


Foto: obozybiegowe.pl

Na zdjęciu radosne rozciąganie w toku. Jeszcze daleko do pełnej elastyczności, ale to trening czyni mistrza.

Wieczorem indywidualne omawianie analizy stóp, techniki biegowej i ogólnej kondycji, na które wyczekałam się solennie, bo przede mną trafił się gaduła nad gaduły. Ze mną, na szczęście, była szybka piłka.

Tak jak przewidywałam, pracy przede mną co niemiara. Głównie siłowo i stabilizacyjne. Stopy i kolana do poprawki. Bez poprawy tych elementów, ciężko będzie o wyniki. Zagadka kontuzjowanego w styczniu rozcięgna i mrowienia stóp rozwiązała się sama. Są słabe i nadwyrężają się bardzo. 

Biegnąc "nie robi mi się wahadełko", że zacytuję trenera, więc "skracam krok". Wszystko z braków siłowych. Zastrzeżeń do mojego kilometrażu tygodniowego nie było, ale bez wzmocnienia same wytruchtane kilometry to za mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz